Dead Space Remake - recenzja - król horrorów powrócił na tron?
Jedna z najważniejszych gier dla gatunku survival horrorów powraca w... koszmarnej formie. Cudownie koszmarnej.
Dead Space to bez mała klasyk. Gra, która miała swoją premierę w 2008 roku, wyraźnie odcisnęła swoje piętno. Pokazała, jak straszny może być horror w klimatach science fiction, jak oryginalnie można podejść do kwestii eksterminacji przeciwników (w tym przypadku - ohydnych zombie)... czy jak dobrze to wygląda, gdy kamera umiejscowiona jest bardziej na prawo od postaci, którą kierujemy. Po piętnastu latach otrzymaliśmy remake, który może nie jest tak rewolucyjny, jak oryginał w swoim czasie, ale po gruntownej przebudowie Dead Space to w dalszym ciągu prawdziwy król wśród survival horrorów.
Fabularnie nic się nie zmieniło. Ponownie wcielamy się w Isaaca Clarke'a, jednego z pracowników statku USG Kellion. Wspólnie z innymi członkami załogi wyruszamy na misję. Celem jest okręt górniczy USG Ishimura, który od jakiegoś czasu nie wysyła w eter żadnych sygnałów. Podejrzenie: padła aparatura służąca do komunikacji. Clarke i koledzy (oraz koleżanka) mają nadzieję, że będą musieli tylko pomóc w dokonaniu niezbędnych napraw. Na miejscu okazuje się, że zamiast tego stoczą walkę o życie z hordami nekromorfów. To krwiożercze kreatury, które w niewiadomy sposób wyrosły z organizmów członków załogi.
Co musimy zrobić? Po pierwsze - przeżyć. Po drugie - odkryć, co doprowadziło do powstania nekromorfów. Po trzecie - zapobiec rozprzestrzenieniu się "choroby". Po czwarte - odszukać ukochaną, która pracowała na pokładzie Ishimury, oficer medyczną Nicole Brennan. Niemało. Dotarcie do finału całej przygody (nie zdradzę, czy szczęśliwego, choć ci, którzy grali w oryginał, powinni pamiętać) może wam zająć nawet około 15 godzin. To dużo, jak na grę wypchaną po brzegi atrakcjami.
Grając w remake Dead Space, uświadomiłem sobie, jak wierną kopią oryginału był wydany niedawno The Callisto Protocol. Pod wieloma względami była to istna kalka (co poniekąd usprawiedliwia fakt, że jej głównym twórcą był Glen Schofield, czyli facet, bez którego nie byłoby pierwszego Dead Space'a). Nie mam z tym problemu. Chodzi mi bardziej o podkreślenie, jak można zrobić to samo, tylko lepiej. Tak, w Dead Space niemal wszystko wypada lepiej niż w bliźniaczo podobnym The Callisto Protocol.
Jest to o tyle ciekawe, że remake nie wprowadził jakichś znaczących zmian w gameplayu. Po piętnastu latach wciąż czekają was: eksploracja Ishimury, zbieranie różnego rodzaju przedmiotów, kupowanie i ulepszanie ekwipunku oraz - chyba najważniejsze - soczyste i krwawe walki z nekromorfami.
To wszystko podano w towarzystwie absolutnie fenomenalnego klimatu. Momentów, w których naprawdę się przestraszyłem, nie było tak wiele, ale za to napięcie czułem nieustannie. W kwestii budowania atmosfery Dead Space to prawdziwy mistrz.
Po latach świetnie wypada wciąż arsenał, przy pomocy którego eliminujemy coraz to nowe rodzaje nekromorfów. Piła plazmowa, rozpruwacz, pistolet linowy, miotacz ognia... Wykańczanie przeciwników przy użyciu tych zabawek to czysta przyjemność. Samo odkrywanie nowych środków eksterminacji zachęca do dalszej zabawy.
Autorzy nie wprowadzili drastycznych zmian w żadnym aspekcie gry, ale niektóre elementy nieco poprawili czy też unowocześnili. Za przykład może posłużyć poruszanie się w stanie nieważkości, które w remake'u daje nam więcej swobody niż w oryginale.
Ale najwięcej pracy włożono - jak pewnie się domyślacie - w oprawę audiowizualną. To istna uczta dla oka i ucha. Grafikę i udźwiękowienie przebudowano gruntownie. Pod tym względem Dead Space to zupełnie nowa, iście next-genowa produkcja. Projekty lokacji oraz gra świateł i cieni to arcydzieło. A dźwięki, które dobiegają do naszych uszu, na każdym kroku podbijają atmosferę. Koniecznie grajcie na dobrych słuchawkach.
Grę testowałem na PlayStation 5, gdzie mamy możliwość dostosowania grafiki i wydajności do naszych upodobań. Opcje są dwie: albo rozdzielczość maksymalnie 2K i 60 klatek na sekundę, albo 4K, ray tracing i 30 FPS-ów. Nie wiem, jak Motive Studio to zrobiło, ale chyba po raz pierwszy, odkąd gram na PlayStation 5, wybrałem tryb jakości, a nie wydajności. Nie tylko dlatego, że oferuje wyraźnie ostrzejszy obraz, ale także dlatego, że wydajnościowo wypada całkiem przyzwoicie. Animacja jest dość płynna i nie szarpie. W efekcie nie miałem alergicznego odruchu po przełączeniu się z trybu wydajności na tryb jakości. A prawie zawsze miewam.
Sprawa jest prosta. Jeśli graliście w oryginalnego Dead Space'a, kupcie remake - będziecie zachwyceni. Jeśli nie graliście w oryginalnego Dead Space'a, kupcie remake - będziecie zachwyceni. Nie wiem, komu mógłbym odradzić zakup tej gry. Chyba wyłącznie epileptykom i osobom o naprawdę słabych nerwach. Motive Studio spisało się na medal. Aż chciałoby się, żeby ten sam zespół stworzył grową adaptację którejś z powieści Stanisława Lema...