The Incredible Adventures of Van Helsing
Diablo przez wiele długi czas miało monopol w podgatunku hack'n'slash. Dopiero w ostatnich latach zaczęła pojawiać się konkurencja. Jednak raczej tylko w teorii...
Bo co prawda takiemu Torchlightowi czy wydanemu niedawno Path of Exile uroku odmówić nie można, ale do klasy prezentowanej przez dzieło Blizzardu wiele im w dalszym ciągu brakuje. Z kolei niedawno do sprzedaży trafiła The Incredible Adventures of Van Helsing, będąca kolejną próbą odbicia chociaż części rynku słynnemu Diablo. I znowu mamy do czynienia z grą, która cieszy i bawi, ale która nawet się nie umywa do kultowego "Diabełka". Ale coś za coś. Z drugiej strony przecież - produkcja Neocore Games jest kilkakrotnie tańsza.
Jak pewnie się już domyśliliście, wcielamy się w niej w popularnego łowcę wampirów, któremu towarzyszy duch Lady Katarzyny. Ponieważ postać jest odgórnie i precyzyjnie określona, nie mamy możliwości wyboru ani jej klasy, ani umiejętności, ani wyglądu. Van Helsing to Van Helsing i jeśli wam się nie podoba, to trudno. Na szczęście projektanci opracowali go w sposób, który raczej nie budzi zastrzeżeń. W przeciwieństwie do pierwszych szkiców, na których Van Helsing wyglądał, nie przymierzając, jak laluś z Final Fantasy.
Miłą niespodzianką w The Incredible Adventures of Van Helsing jest świat gry oraz napotykany w niej bestiariusz. Nie spotykamy tu po raz setny orków, goblinów i ogrów, tylko istoty o bałkańsko-słowiańskiej naturze - wąpierze, wilkołaki, topielce i wiele innych. Klimatem grze bliżej do Wiedźmina niż do Diablo. Otoczenie jest mroczne. Przygodę rozpoczynamy na Bałkanach, w okolicach miasta Borgova. Później przemierzamy zarówno miasta, jak i lasy, łąki, bagna czy podziemia. Scenariusz jest w grze obecny, ale nie wyróżnia się prawie w ogóle na tle innych elementów. Wyróżnia się natomiast poczucie humoru, którego nie można autorom odmówić.
The Incredible Adventures of Van Helsing w kwestii rozgrywki nie wnosi niczego nowego. A nawet wręcz przeciwnie - gra jest prostsza i mniej różnorodna niż Diablo czy Torchlight. Autorzy przygotowali jedną postać, jedną profesję, jeden styl walki. Nasz bohater korzysta z dwóch rodzajów broni - białej oraz palnej. W zwarciu możemy walczyć za pomocą jednego oręża lub dwóch. Na odległość podobnie - albo strzela z pary pistoletów, albo z trzymanej oburącz strzelby.
Oczywiście Van Helsing ma swoje drzewko umiejętności, ale nie należy ono do zbyt rozbudowanych. Przede wszystkim brakuje na nim aktywnych umiejętności, które można by wykorzystać w walce. W związku z tym pojedynki polegają niemal wyłącznie na wciskaniu na przemian lewego i prawego przycisku myszy. Cios, cios, cios, zaklęcie, cios, cios, cios, zaklęcie, mikstura lecząca... i tak na okrągło. W Diablo to bawi, a tutaj nie za bardzo. Co prawda autorzy niewielką liczbę umiejętności starali się zrekompensować modyfikatorami, których możemy używać w miarę narastania złości Van Helsinga, ale to za mało. W grze zdecydowanie brakuje możliwości w doborze stylu walki czy kreacji postaci. Poza tym jest ona raczej łatwa i nie stanowi większego wyzwania.
Przemierzając w The Incredible Adventures of Van Helsing kolejne lokacje, zbieramy oczywiście całe tony przedmiotów, opatrzonych stosownymi statystykami. Naturalnie są wśród nich rzeczy bardziej popularne, jak również prawdziwe rarytasy. Bohaterowi możemy zmieniać broń, a także cały (poza bielizną w zasadzie) ubiór, a więc pancerz, rękawice, buty, płachtę, pas, kapelusz, oraz biżuterię, czyli amulet i dwa pierścienie. W zupełności wystarczy.
A gdyby komuś było mało, może skorzystać z możliwości modyfikowania przedmiotów oraz tworzenia całkiem nowych. Jednak z tego dobrobytu nie ma nawet kiedy korzystać. Z przeciwników wypada tyle wartościowych rzeczy, że tylko prawdziwi miłośnicy craftingu zainteresują się tą formą pozyskiwania broni czy pancerza. Jeszcze gorzej, że The Incredible Adventures of Van Helsing oferuje bardzo krótką, bo zaledwie kilkugodzinną kampanię, podczas której chyba nikt nie zdąży w pełni nacieszyć się zdobytym rynsztunkiem czy wykształconymi umiejętnościami. A później do gry nawet nie ma co wracać. Jeden bohater, niewielkie możliwości rozwoju...
... a do tego liniowa rozgrywka. W Diablo możesz oddać skok w bok, by zdobyć więcej doświadczenia i zdobyć wartościowe przedmioty. Możesz wrócić się i jeszcze raz pokazać respawnującym się potworom, gdzie ich miejsce. W The Incredible Adventures of Van Helsing przesz przed siebie ścieżką, którą wymyślili sobie twórcy, bez wykonywania pobocznych questów czy eksplorowania świata gry, ot, dla przyjemności. Lokacje nie są generowane losowo (jak dla mnie, duży minus), nie ma też żadnego dodatkowego trybu, w którym moglibyśmy się sprawdzić. The Incredible Adventures of Van Helsing to na tę chwilę niestety zabawa na raz. Piszę "na tę chwilę", ponieważ twórcy zastanawiają się nad dodatkami, w tym nad opcją zabawy New Game+.
The Incredible Adventures of Van Helsing wygląda i brzmi nieźle. Jestem daleki od zachwytów, ale estetyka przedstawiona przez projektantów Neocore Games jak najbardziej mi pasuje, a ścieżka dźwiękowa udanie wprowadza we wschodnioeuropejski klimat, opanowany przez wampiry i zjawy.
Każdy miłośnik podgatunku hack'n'slash powinien nabyć The Incredible Adventures of Van Helsing bez chwili zawahania. Gra kosztuje około 40 złotych i choć daleko jej do Diablo czy nawet Torchlighta, to te kilka godzin spędza się przy niej całkiem przyjemnie. A w niedługiej przyszłości twórcy powinni dodać do niej nowe scenariusze (drobne rozszerzenie już się pojawiło).