Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name - recenzja. Życie po śmierci

Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name to bardziej intymne spojrzenie na historię Kazumy Kiryu, który próbuje odnaleźć się w życiu po "śmierci"... główne walcząc.

Gra skupia się na życiu Kazumy Kiryu po wydarzeniach z Yakuzy 6 (choć nie stanowi ich bezpośredniej kontynuacji), ukazując jego walkę z konsekwencjami fałszywej śmierci i nową tożsamością jako agenta frakcji Daidoji. Scenarzyści zręcznie żonglują elementami tajemnicy i damatu, tworząc opowieść o poświęceniu, lojalności i przetrwaniu w świecie pełnym zdrady oraz niebezpieczeństw.
 Kiryu nie jest już samotnym wojownikiem, ale bardziej skomplikowaną postacią, której decyzje mają realny wpływ na losy innych. Jego interakcje Kiryu z nowymi postaciami, takimi jak Kihei Hanawa czy Homare Nishitani III, są wyraziste i dobrze napisane. Grze nie brakuje także zwrotów akcji i fragmentów trzymających w napięciu. Należy jednak napisać, że Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name to - w porównaniu do serii Yakuza - bardziej kameralna opowieść. Nie oczekujcie tak złożonej i rozgałęzionej opowieści, do jakich przyzwyczaiły nas kanoniczne odsłony cyklu.

Reklama

Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name przypadnie do gustu zwolennikom dynamicznych starć w zwarciu. Walka stanowi kluczowy element rozgrywki. Podobnie jak w grach z serii Yakuza, możemy używać w niej różnych stylów. Konretnie dwóch - Yakuza polega na wolniejszych, silniejszych atakach (przydaje się szczególnie przeciwko pojedynczym przeciwnikom), a styl Agent jest szybszy i wykorzystuje gadżety w stylu Jamesa Bonda (lepiej sprawdza się w starciach z grupami). Choć nowinek nie brakuje, system walki nie przeszedł rewolucji ani nawet większej rozbudowy w zestawieniu z poprzednimi grami z serii.

Akcja Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name rozgrywa się głównie w Sotenbori, które autorzy odwzorowali z dbałością o szczegóły i wypełnili rozmaitymi aktywnościami. Pomiędzy głównymi misjami możemy brać udział w licznych minigrach, od tradycyjnych, jak Go czy Blackjack, po unikalne, jak na przykład minigra w kabarecie. Tryb Coliseum, służący jako endgame, oferuje dodatkowo różne walki jednoosobowe i drużynowe, umożliwiając także rekrutację postaci i rozwijanie ich umiejętności. To całkiem udany sposób na wydłużenie czasu, który można przyjemnie spędzić z grą.

Zupełną nowością jest sieć Akame, która zastępuje tradycyjny system misji pobocznych z serii Yakuza. Jak to działa? Otóż wykonujemy różne misje, zdobywając pieniądze i punkty Akame, które następnie wykorzystujemy na ulepszanie umiejętności lub zakup przedmiotów. Podoba mi się, że autorzy urozmaicili w ten sposób rozgrywkę, ale zadaniom dostępnym w sieci brakuje emocjonalnej wagi i nieprzewidywalności typowej dla zadań pobocznych w serii Yakuza. Nużący jest także sposób rozpoczynania tych misji, jako że wymaga od nas częstych powrotów w określone miejsce.

Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name - nie inaczej niż inne gry z serii - ma bardzo nierówną oprawę. W jednej chwili oglądamy bardzo realistyczne cutscenki z udziałem bohaterów i podziwiamy dynamiczne oświetlenie i szczegółowe tekstury, aby w drugiej przenieść się na ulice miasta, na których pełno kiepsko wyglądających NPC-ów czy odstających od reszty lokacji. W epoce PlayStation 5 i Xboksów Series X oczekiwałbym postępu, a nie kontynuacji tego, co widzimy od lat w serii Yakuza. Chociaż fakt faktem, że gra działa w wysokiej rozdzielczości, bardzo płynnie i stabilnie (testowałem na PlayStation 5).

Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name wyróżnia się doskonałym aktorstwem głosowym, które dodaje autentyczności postaciom. Ścieżka dźwiękowa jest mocno osadzona w stylu Yakuza, łącząc tradycyjne japońskie melodie z nowoczesnymi, dynamicznymi utworami. Efekty dźwiękowe brzmią dobrze i zgrywają się świetnie z akcją na ekranie.

Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name oferuje dynamiczny system walki, różnorodne aktywności poboczne oraz atrakcyjnie przedstawiony obszar gry, po którym zwyczajnie przyjemnie się spaceruje. Jednocześnie może zawieść graczy oczekujących głębokiej, złożonej fabuły oraz bogatych, nieprzewidywalnych zadań opcjonalnych. To bardzo dobry spin-off, ale po prostu nie dla każdego miłośnika serii Yakuza. Jeśli znacie ją dobrze, sami najlepiej odpowiecie sobie na pytanie, czy jest to gra dla was. A jeżeli nie mieliście z nią jeszcze styczności, zdecydowanie zacznijcie tę przygodę od którejś z kanonicznych części.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: SEGA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy