Day of the Tentacle: Remastered - recenzja
Odświeżanie kultowych przygodówek trwa w najlepsze. Jeśli ma wyglądać tak, jak w przypadku Day of the Tentacle, to nie mamy nic przeciwko!
W ubiegłym roku otrzymaliśmy kontynuację King's Quest i odświeżoną wersję Grim Fandango, a niedawno do sprzedaży trafiła Day of the Tentacle: Remastered. Przygodówka, którą wielu graczy uznaje za najzabawniejszą w historii, doczekała się wznowienia po 23 latach od premiery! Czy po tak długim czasie jest wciąż tak samo zabawna? I czy wciąga tak samo, jak za pierwszym razem? Nie omieszkaliśmy tego sprawdzić!
Day of the Tentacle to sequel wydanej jeszcze wcześniej przygodówki studia LucasArts - Maniac Mansion. Jeśli w nią graliście, to w kontynuacji wyłapiecie kilka smaczków, ale to wszystko. Jeżeli nie mieliście do czynienia z poprzedniczką, bez problemu zrozumiecie fabułę omawianej właśnie produkcji. A o co w niej chodzi? Przypomnijmy. Day of the Tentacle przedstawia losy trójki pociesznych bohaterów - Bernarda, Hoagiego i Laverne'a - którzy otrzymują pewnego dnia list od niejakiego doktora Freda. Czytają w nim, że jedna z macek znajdujących się w ich domu ma w planie przejęcie kontroli nad światem. Nasza dzielna trójka może ją powstrzymać, ale musi w tym celu udać się w podróż w przeszłość.
Jednak coś idzie nie tak i każdy z bohaterów trafia w inne miejsce na osi czasu. Jeden o dwieście lat wstecz, drugi o dwieście lat w przód, a trzeci zostaje w teraźniejszości. I teraz, znajdując się w innych epokach, muszą ze sobą współpracować, aby wykończyć złowrogą mackę. To nieszczęsne zdarzenie to początek całej serii przezabawnych zdarzeń, które bawią dokładnie tak, jak ponad dwie dekady temu. Oczywiście pod warunkiem, że poczucie humoru właściwe dla produkcji zespołów LucasArts i Double Fine jest w waszym typie. W naszym jest zdecydowanie!
Day of the Tentacle to klasyczna reprezentantka podgatunku point & click, w której większość czasu spędzamy na przemierzaniu kolejnych lokacji (to, że zostały one osadzone w trzech różnych epokach, to niewątpliwy atut) oraz rozwiązywaniu abstrakcyjnych łamigłówek. Poziom trudności nie jest tutaj przesadny, natomiast aby poradzić sobie z opracowanymi przez LucasArts zagadkami, trzeba wyprowadzić abstrakcyjne myślenie na najwyższy poziom. Ta gra jest po prostu zakręcona, co zresztą jest jedną z jej głównych zalet.
No dobrze, ale pomówmy o tym, co zmieniono w Day of the Tentacle po 23 latach od premiery pierwowzoru. Przede wszystkim odświeżono grafikę. Nie doszło do rewolucyjnych zmian - po prostu doprowadzono starą jak świat oprawę do takiego stanu, który pozwala na patrzenie na ekran bez podrażniania narządu wzroku. Natomiast po uruchomieniu Day of the Tentacle: Remastered wszystkim tym, którzy grali w pierwowzór, prawdopodobnie pocieknie po policzku łza, bowiem estetyka w ogóle się nie zmieniła. A jeśli chcielibyście przypomnieć sobie, jak dokładnie ta gra wyglądała w 1993, możecie to zrobić. Autorzy pozwolili nam na swobodne przeskakiwanie między oryginalną a odświeżoną oprawą.
Co poza tym? Wprowadzono alternatywny interfejs, nowocześniejszy od klasycznego SCUMM, który w dzisiejszych czasach może już nieco irytować. I to jeszcze nie koniec zmian. Studio Double Fine nagrało całe mnóstwo historyjek oraz anegdotek dotyczących produkcji gry. A gdy skończymy grę, otrzymujemy dostęp do sporej liczby rysunków i szkiców koncepcyjnych. To wszystko to nie lada gratka dla wszystkich miłośników nie tylko Day of the Tentacle i Maniac Mansion, ale przygodówek w ogóle. W nowej wersji znajdujemy także nagraną od zera ścieżkę dźwiękową. Czy można oczekiwać od remastera czegoś więcej?
Według nas, Day of the Tentacle: Remastered zawiera wszystko to, co powinien zawierać dobry - ba, bardzo dobry! - remaster. A gra pomimo upływu lat w dalszym ciągu ciekawi, wciąga i bawi swoim charakterystycznym poczuciem humoru. Jeśli graliście w pierwszą wersję lata temu, kupcie koniecznie i odświeżcie sobie pamięć. A jeżeli nie graliście, to nadróbcie zaległości - zdecydowanie warto!