Ashes of the Singularity - recenzja
Miłośnicy RTS-ów nie mają ostatnio lekko. Czy Ashes of the Singularity poprawiają tę sytuację?
Kiedyś strategie czasu rzeczywistego niegdyś święciły triumfy. Takie serie, jak Command & Conquer, Age of Empires, WarCraft czy StarCraft, trafiały na szczyty list przebojów i porywały miliony graczy na całym świecie. A teraz? Posucha - i to jaka! W sklepach trudno znaleźć jakiegokolwiek co najmniej dobrego RTS-a, którego premiera miałaby miejsce w ostatnich miesiącach. Mieliśmy nadzieję, że stworzone przez studio Stardock Ashes of the Singularity odmieni ten stan rzeczy. Niestety, wyobrażaliśmy sobie znacznie więcej niż otrzymaliśmy w rzeczywistości.
W Ashes of the Singularity przenosimy się do odległej przyszłości, a dokładnie do końca XXII wieku, kiedy to ludzie nie istnieją już w takiej formie, jaką znamy. Człowieczeństwo - świadomość oraz inteligencję - przeniesiono na dobre komputerów. Homo sapiens istnieje już tylko i wyłącznie w formie elektronicznej, którą - jak się okazało - można usprawniać, wykorzystując substancję o nazwie turinium. Post-Human Coalition (organizacja zawiązana przez ludzi) postanowiła przemierzyć kosmos w jej poszukiwaniu, zmieniając kolejne planety w źródła drogocennego surowca. Jednak taka działalność nie przypadła do gustu innej frakcji - Substrate - która postanowiła powstrzymać chciwych ludzi przed niszczycielską ekspansją.
Choć historie o podbojach kosmosu oraz wojnach o cenne, kosmiczne surowce już przerabialiśmy, to jednak historia opowiedziana w Ashes of the Singularity ma w sobie nieco świeżości. Gorzej, że nie rozwinięto jej w należyty sposób. Scenariusz w kolejnych misjach nie rozwija się tak, jak byśmy tego oczekiwali (brakuje tempa, dynamiki, zwrotów akcji), a kampania sprawia wrażenie rozbudowanego samouczka, nie zaś pełnowartościowego produktu, o którym marzyliśmy. Mało tego, tryb dla pojedynczego gracza jest mocno nierówny. Pierwsze misje są zbyt łatwe, a te późniejsze robią się zbyt wymagające. Podobny problem dotyczy sztucznej inteligencji, która - nieważne, jaki poziom trudności byśmy wybrali - albo za bardzo daje w kość, albo nie stanowi żadnego wyzwania.
Kolejną wadą Ashes of the Singularity jest duża powtarzalność. Plansze, na których toczymy boje, są do siebie bardzo podobne. Ciągle walczymy w nieróżniącym się zbytnio krajobrazie, od którego chciałoby się choć na chwilę odpocząć. Podobnie jest z jednostkami. Tych oglądamy na polu walki całe mrowie (to akurat warto docenić), ale co z tego, skoro różnice pomiędzy nimi są tak niewielkie? Projektanci zdecydowanie powinni spędzić nad nimi więcej czasu. I nie chodzi tu tylko o niewielkie różnice między jednostkami w obrębie jednej strony konfliktu, ale także między wojskami obu frakcji.
Ashes of the Singularity od lepszej strony pokazuje się w trybie wieloosobowym, w którym znikają problemy związane z dużą powtarzalnością czy sztuczną inteligencją. Zabawa z żywym graczem jest zdecydowanie bardziej różnorodna, wymagająca i taktyczna. Nie da się ukryć, że jest to propozycja dla nieco bardziej doświadczonych strategów, którzy nie zrażą się tym, że błędy w obranej przez nich taktyce zostaną szybko wypunktowane. Aby poradzić sobie w multiplayerze, trzeba naprawdę solidnie wypróbować wszystkie jednostki, poznać ich silne i słabe strony, wypróbować różne zagrywki... Ale to właśnie to, czego oczekujemy po RTS-ie w opcji wieloosobowej.
Od technicznej strony Ashes of the Singularity prezentuje się naprawdę nieźle. Wielkość map, szczegółowość jednostek i budynków, liczebność wojsk - to wszystko wygląda w pełni zadowalająco (gdyby tylko projektanci wykazali się większą kreatywnością...). Na nowocześniejszych komputerach gra powinna wyglądać znakomicie i działać płynnie, ale jeśli włączymy ją na starszym sprzęcie i obniżymy poziom detali, to również powinniśmy oglądać całkiem płynny obraz. Stardock zoptymalizowało swoją grę niezwykle sprawnie. Gorzej wypadł natomiast interfejs, który nie należy z pewnością do najbardziej intuicyjnych, jakie widzieliśmy.
Ashes of the Singularity zadowoli tylko tych, którzy mieli ochotę na wieloosobową rozgrywkę. Jeśli liczyliście na ciekawą, porywającą kampanią rodem z Command & Conquer, to srogo się zawiedziecie. Stardock wykonało zadanie tylko połowicznie, więc ocena może być tylko jedna...