The Last of Us. Serial jest wrażliwszy i mniej brutalny od gry - i dobrze!
Wszystko wskazuje na to, że w przypadku The Last of Us mamy do czynienia z najlepszą serialową adaptacją gry wideo. Produkcja od HBO serwuje jednak nieco bardziej wrażliwe i delikatniejsze póki co sceny niż oryginalne wzorce, które możemy uświadczyć w grze.
Nie jest to jednak żadne zaskoczenie. Jeszcze przed oficjalną premierą The Last of Us i emisją pierwszego pilotażowego odcinka, Neil Druckmann powtarzał w wywiadach, że serial HBO nie będzie niósł ze sobą aż tak wiele brutalnych i pełnych przemocy momentów, co gra wydana w 2013 roku.
Istotnym dla prezesa studia Naughty Dog było zaimplementowanie mniej scen nasączonych przemocą w takim celu, by makabryczne momenty, gdy już się pojawiają na ekranie, faktycznie szokowały i zapadały w głowie potencjalnego, przeciętnego widza. Chociażby na podstawie czwartego odcinka serialu zauważyć można, że ta sztuka twórcom serialu po prostu się udała. Liczbę wstrząsających akcji udało się ograniczyć do minimum.
Scena zasadzki na Joela i Ellie w Kansas City w grze wyglądała znacznie bardziej widowiskowo. Ponadto sama frakcja Łowców w serialu nie wydaje się aż tak brutalna i pozbawiona instynktów ludzkich jak odpowiednik tych osób w oryginalnej grze Naughty Dog.
Nie jest to jednak żadna ujma dla serialu. Chociaż przerażających momentów faktycznie jest mniej, to mają one znacznie większy wydźwięk. Na potwierdzenie tej tezy wystarczy przytoczyć pojedynek Joela z Bryanem po raz kolejny z czwartego odcinka. Główny bohater pomimo tego, że wyszkolony i doświadczony w boju, nie wystrzega się błędu i doprowadza do naprawdę krytycznej sytuacji.
W kolejnych odcinkach zaprezentowane zostaną nam losy kolejnych, nierzadko nieprzyjaznych dla naszych bohaterów postaci. To będzie następny swoisty test dla producentów serialu. Jak opowiedziane zostaną wątki związane z przemocą w drugiej połowie pierwszego sezonu The Last of Us?