Sportowe łamanie joysticków, czyli gry na igrzyska w wydaniu retro
Niemal każde największe wydarzenie sportowe od lat przekłada się na poświęconą mu grę. Wbrew pozorom wcale nie jest to trend nowy - wręcz przeciwnie, w niektórych przypadkach istnieje w branży gier od dekad.
Młodzi gracze zapewne najlepiej kojarzą wielokrotnie streamowaną na Twitchu grę London 2012, przygotowaną przez Segę i dystrybuowaną przez CD Projekt produkcję z okazji letnich igrzysk w Londynie. Jednak historia gier na igrzyska sięga znacznie, znacznie bardziej odległej historii. Przyjrzyjmy się więc jej co bardziej interesującym odsłonom.
Niby to gra poświęcona tylko jednemu typowi rywalizacji (dziesięciobój), ale z drugiej strony - to przecież 10 konkurencji w jednej. Gra zadebiutowała w 1983 roku na komputerach i konsolkach Atari, jak również na Commodore 64 czy konsoli ColecoVision. Była to pierwsza w historii gra, która ustanowiła na lata standard sterowania w tego rodzaju tytułach. Autorzy wpadli bowiem na genialny pomysł, żeby sterowanie oprzeć o jak najszybsze machanie joystickiem w lewo i prawo.
Joystick był bowiem w latach 80. głównym instrumentem sterowania w grach, nie tylko symulatorach lotu, a w przypadku The Activision Decathlon twórcy stwierdzili, że nieważne, o jaką konkurencję chodzi - zasada będzie jedna: aby rozpędzić postać należało machać joyem w lewo i w prawo, coraz szybciej, nierzadko ryzykując połamanie co słabszych modeli, a decydującą akcję odpalić wciśnięciem przycisku. Potem patent ten wykorzystali twórcy pewnej innej gry, ale o niej wspomnę na koniec.
Dzieło Konami z 1984 roku. Oczywiście znowu mamy do czynienia z podobnym schematem sterowania co w innych tytułach, z tą jedynie różnicą, że zamiast machania joyem mamy tutaj uderzanie w przyciski. Gdybyście się zastanawiali, skąd wzięło się sterowanie w London 2012 - oto odpowiedź, której szukacie. W 1996 roku Konami wydało kontynuację, tym razem już z trójwymiarową grafiką, potem seria doczekała się jeszcze kilku odsłon.
Dla wielu graczy to właśnie one były pierwszym kontaktem z grami sportowymi, jeszcze na długo zanim prym zaczęła wieść seria FIFA od EA Sports. Pomijając fakt, że były to prawdopodobnie jedne z pierwszych gier, które starały się dość wiernie odwzorować różne dyscypliny olimpijskie, zapadły one w pamięć wielu graczom z powodu... tak, zgadliście - bycia kolejnym potężnym wyzwaniem dla wielu joysticków.
W Summer Games mogliśmy rywalizować w dyscyplinach takich jak skok o tyczce, skoki z trampoliny, sztafeta 4x400m, 100m przez płotki, gimnastyka artystyczna, pływanie techniką dowolną, pływanie techniką dowolną na 100m i strzelanie do rzutków. Natomiast Winter Games to biathlon, jazda figurowa na łyżwach, skoki narciarskie, łyżwiarstwo szybkie, jazda figurowa stylem dowolnym, bobsleje. Obie gry mogły się poszczycić tak epickimi na tamte czasy możliwościami, jak animacja ceremonii otwarcia i wybór kraju naszego zawodnika - co skutkowało odgrywaniem odpowiedniego hymnu. W 1988 roku pojawiła się kolejna odsłona, wzbogacona o możliwość gry ze znajomymi.
Gra warta wspomnienia choćby przez fakt, że to ona jako jedna z pierwszych wprowadziła gry olimpijsko-sportowe w erę trójwymiaru. Znowu mieliśmy do czynienia ze skokami narciarskimi, biathlonem, bobslejami i narciarstwem zjazdowym. Ze względu na specyfikę wielu spośród wymienionych konkurencji, nie musieliśmy tutaj już aż tak intensywnie używać przycisków, za to przydawał się doskonały refleks i koordynacja oko-ręce, bo nie raz musieliśmy w ułamku sekundy omijać pojawiające się znikąd przeszkody. Gra doczekała się też edycji poświęconej letnim igrzyskom, wydanej rok później.
W 1988 roku, nakładem studia Dynamix pojawiła się gra Caveman Ugh-Lympics. Była to jak najbardziej pełnoprawna gra sportowa, tyle, że z dość niespodziewanym tłem - sportowcami byli jaskiniowcy, którzy brali udział w konkurencjach takich jak: rzucanie partnerką na odległość (dzisiaj by to nie przeszło...), bieg na dinozaurach, walka na maczugi, skok o tyczce, w którym poprzeczką jest dinozaur, rozpalanie ognia na czas oraz ucieczka przez tygrysem szablozębnym. W niektórych dyscyplinach można się było uciekać do nieczystych zagrywek, takich jak zepchnięcie rywala czy uderzenie go kijem.
Natomiast trzy lata wcześniej ukazała się gra, w którą zapewne wielu nastolatków zagrywało się godzinami, jednocześnie czujnie obserwując, czy przypadkiem ich rodzice nie wchodzą do pokoju. Chodzi bowiem o... Sex Games od studia Landisoft. Wzorem najlepszych gier sportowych, mogliśmy wybierać spośród kilku konkurencji, którymi były... pozycje seksualne. Celem w każdej z nich było oczywiście jak najszybsze osiągnięcie "szczytu", a sterowaniem - a jakże - machanie joystickiem!