Rok temu Microsoft kupił Activision za 275 mld zł. Czy było warto?
Minął już rok od historycznego zakupu Activision Blizzard przez Microsoft za 68,7 miliarda dolarów (około 275 miliardów złotych). To przejęcie, o którym mówił cały świat, miało przynieść rewolucję w branży gier wideo. Co rzeczywiście się zmieniło? Czy oczekiwania zostały spełnione? Przyjrzyjmy się najważniejszym wydarzeniom i ich konsekwencjom dla graczy oraz całego przemysłu.
W skrócie:
- Microsoft po przejęciu Activision Blizzard zwolnił 8% pracowników, wywołując sporo kontrowersji i krytyki.
- Kluczowe marki, jak Call of Duty, trafiły do Xbox Game Pass, ale nie obyło się bez problemów z dostępnością gier w tej usłudze.
- Mimo wzmocnienia oferty Xboksa, Microsoft zdecydował się na przenoszenie swoich tytułów na PlayStation i Switcha.
Od momentu, gdy Microsoft ogłosił zakup Activision Blizzard w 2022 roku, branża gier wideo trzymała oddech, czekając na finał tej potężnej transakcji. Dopiero 13 października 2023 roku ogłoszono ostateczne zamknięcie umowy, co zakończyło prawie dwuletni okres intensywnych negocjacji, spraw sądowych i regulacyjnych wyzwań. Na czele tych zmian stanął Phil Spencer, zapowiadający nową erę dla Xboksa i Activision Blizzard.
Jednak pierwszy rok po fuzji okazał się bardziej burzliwy, niż można było przypuszczać. W styczniu 2024 roku Microsoft ogłosił zwolnienia - 1900 pracowników straciło pracę. To aż 8% działu gier giganta z Redmond. Redukcje dotknęły nie tylko samego Microsoftu, ale także ZeniMax oraz Activision Blizzard. Najbardziej ucierpieli pracownicy Toys for Bob, gdzie aż 86 osób straciło pracę, co ostatecznie doprowadziło do decyzji o wyjściu studia spod skrzydeł Activision i jego ponownej niezależności.
Zwolnienia w Microsofcie i jego spółkach zależnych były jednymi z największych tematów tego roku. Utrata pracy przez prawie 2000 osób, w tym 8% gamingowego zespołu Microsoftu, wywołała falę krytyki w mediach. Branża gier wideo, która od lat kojarzona jest z dynamicznym wzrostem, zderzyła się z surową rzeczywistością. Pracownicy ZeniMax, studia odpowiedzialnego za takie tytuły jak The Elder Scrolls czy Fallout, również zostali dotknięci tą falą cięć. To pokazało, że giganci branży, nawet pod nowymi skrzydłami, nie są odporni na gospodarcze turbulencje.
Ale zwolnienia to nie wszystko - odchodzili też liderzy. Prezes Blizzard Entertainment Mike Ybarra oraz Allen Adham, szef działu projektowego, pożegnali się z firmą. To również oznaczało koniec prac nad nową grą survivalową Blizzarda, którą nadzorował Dan Hay, były lider serii Far Cry. Nad projektem pracowano od 2022 roku, a jego odwołanie było ciosem dla fanów, którzy czekali na pierwszą zupełnie nową markę Blizzarda od wielu lat. Utrata doświadczonych liderów w kluczowych momentach rodzi pytania o przyszłość takich tytułów, jak Overwatch czy Diablo, które wymagają silnej ręki na czele.
Maj przyniósł kolejne złe wieści - zamknięto Arkane Austin, odpowiedzialne za Redfall, kończąc jednocześnie wsparcie dla tej gry. Redfall, który był reklamowany jako ambitna, kooperacyjna gra z wampirami, nie spełnił oczekiwań. Po zamknięciu studia Microsoft zdecydował się na krok, który wywołał niemałe poruszenie - Hi-Fi Rush oraz inne tytuły studia Tango Gameworks zostały przekazane PUBG Kraftonowi, w wyniku czego kolejny obiecujący zespół odszedł spod skrzydeł Xboksa.
Z kolei Microsoft spotkał się z ostrą krytyką za zamknięcie innych swoich studiów. Arkane Austin - zasłużone studio, odpowiedzialne za gry takie, jak Dishonored - zostało zamknięte, a szef studia, Dinga Bakaba, określił to jako "wbicie noża w plecy". W maju doszło także do zamknięcia Alpha Dog Games, studia odpowiedzialnego za Mighty Doom. Te decyzje sprawiły, że wiele osób zaczęło się zastanawiać, czy Microsoft nie skupił się zbytnio na optymalizacji kosztów, zamiast na wsparciu dla deweloperów, które mogłyby dostarczyć kolejne hity.
Z drugiej strony Microsoft zyskał ogromne znaczenie jako jeden z najważniejszych wydawców na PlayStation, posiadającym w swoim portfolio kluczowe tytuły, takie jak Call of Duty. W tym roku Xbox poszedł o krok dalej, otwierając swoje drzwi dla innych platform. W lutym 2024 roku ogłoszono, że cztery gry pierwotnie ekskluzywne dla Xboksa trafią na PlayStation 5 oraz Nintendo Switch. Wśród nich znalazły się takie tytuły, jak Sea of Thieves, Pentiment, Grounded oraz Hi-Fi Rush. Posunięcie to zaskoczyło wielu fanów, którzy przywykli do zaostrzającej się rywalizacji między konsolami. Tymczasem Sea of Thieves po premierze na PlayStation 5 zdominował europejskie listy sprzedaży.
Największe emocje wywołała jednak decyzja o wydaniu Indiana Jones and the Great Circle, początkowo ekskluzywnej gry od Bethesdy, także na PlayStation 5. Gra początkowo miała być dostępna wyłącznie na Xboksach, ale Microsoft zmienił plany, co spowodowało spekulacje, że większość nadchodzących gier od Microsoftu trafi na konkurencyjne platformy. To może być znak, że gigant z Redmond zmienia strategię - zamiast rywalizować tylko sprzętowo, stawia na szeroką dostępność swoich treści. W końcu gry takie jak Call of Duty są potężnym narzędziem marketingowym, które może napędzać przychody, niezależnie od platformy.
Po zakupie Activision Blizzard jednym z głównych punktów zainteresowania graczy był Xbox Game Pass. Jak obiecał Microsoft, pierwsze gry Activision Blizzard zaczęły pojawiać się w tej usłudze już w marcu 2024 roku. Diablo 4 wprowadzono do Game Passa - to posunięcie zaskoczyło wielu, zważywszy na fakt, że to jedna z największych premier tego roku. Latem do usługi trafiła kolejna gra z tej serii - Call of Duty: Modern Warfare 3 - przyczyniając się do wzrostu zainteresowania subskrypcją.
Jednak największe zamieszanie wokół Game Passa wywołały zmiany w samej usłudze. W lipcu Microsoft ogłosił, że usunie dostęp do premierowych tytułów w podstawowym planie subskrypcji. Zgodnie z oczekiwaniami, wywołało to burzę wśród abonentów. Nowy, podstawowy plan - Game Pass Standard - nie obejmuje już premier, a dodatkowo wycofano z usługi dostęp do ponad 40 starszych gier, w tym Starfielda, Hellblade 2 oraz Diablo 4. To krok wstecz, który wywołał oburzenie, ale jednocześnie świadczy o zmianach, jakie zachodzą w strategii Microsoftu.