Jaka przyszłość czeka Activision?
Czary, wróżby, szklane kule, taroty i inne "magiczne" bajery robiły furorę chyba zawsze, a przynajmniej na długo przed naszym "cywilizowanym" światem. Od pewnego czasu można zaobserwować istny szał związany z tą jakże dochodową branżą - przewidywanie przyszłości via SMS, telewizyjne programy, w których media zdejmują klątwy - wachlarz możliwości jest naprawdę mocno rozbudowany.
W każdym razie chętni nie powinni mieć większych problemów w znalezieniu czegoś odpowiedniego dla siebie. Rynek wróżbiarski, jeżeli w ogóle można go tak nazwać, szybko zyskał miano niezbyt skomplikowanej pracy, która pozwala wzbogacać się na naiwności mas. Ile jest w tym prawdy? Cóż, nie zamierzamy wcale tego rozstrzygać. Ciekawsze jest to, że trudnić się nią zaczęły osoby do tej pory zupełnie nie podejrzewane o konszachty z siłami nadprzyrodzonymi (chociaż w kilku przypadkach można by się spierać).
I tak na tapetę dzisiaj trafił były prezes Electronic Arts, słynny John Riccitiello, który prawdopodobnie obserwując gwiazdy natknął się na ciekawe położenie ciał niebieskich. Podobno nasunęły mu one na myśl dwa możliwe scenariusze dla przyszłości jednej z największych korporacji w branży elektronicznej rozrywki i jednocześnie najbliższej konkurencji dla EA - firmy Activision.
Natchniony nowymi rewelacjami Riccitiello postanowił podzielić się nimi z dziennikarzami serwisu GamesIndustry International. W niedawnej rozmowie były CEO EA nie odmówił sobie przy tym nawiązani do świętej wojny pomiędzy kultowymi już seriami gier FPS - Call of Duty i Battlefielda. Na razie można mówić o względnym zawieszeniu broni, ale żaden traktat pokojowy nie został podpisany, dlatego walka na nowo rozpocznie się wraz z nadejściem jesieni.
Wtedy to na rynku (lub ringu - jak kto woli) pojawią się najnowsze wcielenia obu marek - po stronie EA stanie czwarta odsłona Battlefielda, natomiast obóz Activision wystawi ciężkie działa w postaci Call of Duty: Ghosts. Zwycięstwo, klasycznie już, zależeć będzie wyłącznie od konsumentów. Nie obędzie się jednak bez stosownej pomocy (czytaj reklam, PR-u i innych mniej lub bardziej etycznych zabiegów). Rękawice zostały rzucone podczas E3, podnieść je, żeby nieco namieszać, postanowił właśnie Riccitielo.
Jakie są realne szanse na to, że flagowiec EA z numerkiem cztery w tytule wyprzedził w słupkach sprzedażowych "Duchy" Activision? Biorąc pod uwagę dotychczasowe wyniki poprzedników istnieje spora szansa na zmniejszenie dystansu pomiędzy obiema pozycjami (w ostatnich latach Battlefieldowi udawało się co roku ukraść nieco udziałów w rynku marce Call of Duty), ale na ewidentne pokonanie rywala nie ma według nas żadnych szans.
Jak do powyższych informacji odnosi się Riccitiello? Hm, zdaje się nie zwracać uwagi na statystyki - według jego opinii "EA ma w zanadrzu zdecydowanie lepsze karty". A co do przyszłości Activision, to w wizji byłego prezesa amerykańskiej spółki przedstawia się ona następująco:
Scenariusz numer 1
"Opcja pierwsza zakłada, że Activision wypuszcza na rynek nowe MMO, które zastępuje dotychczasowego lidera, serię World of Warcraft. Call of Duty wciąż pozostaje na szczycie listy przebojów, a marka Skylanders rośnie w siłę. Poza tym wykorzystują swoje licencje do zrobienia kilku mniej znaczących, ale wciąż dochodowych produkcji, wszystko idzie dobrze".
Scenariusz numer 2
"Może być też odwrotnie - World of Warcraft nadal traci użytkowników, Battlefield przejmuje dotychczasową koronę króla strzelanek od Call of Duty, a marka Skylanders okazuje totalnym nieporozumieniem. W efekcie Activision udowadnia, że jest g***nianą firmą".
Rozpatrując obie wizje Riccitielliego nie trudno oprzeć się wrażeniu, jakoby Activision mimo wszystko bliżej było do rozwiązania pierwszego. Dlaczego? Sprawdźmy! Skylanders, marka słabo rozpoznawalna w naszym kraju (na razie), robi ogromną furorę na świecie. Activision świetnie wykorzystało potencjał drzemiący w Pokemonach, zamieniając je w maszynkę do robienia sporej kasy na najmłodszych odbiorcach. Jeśli chodzi o Call of Duty, to wszystkie znaki na niebie i ziemi (czytaj analitycy) twierdzą zgodnie - nowemu Call of Duty trudno będzie przebić ustanowione przez poprzednie odsłony rekordy, ale na pewno wypadnie lepiej od konkurencji.
Na koniec zostaje World of Warcraft, który, jak ostatnio donosiliśmy, znowu traci użytkowników, co wcale nie oznacza, że nie zarabia na tych, którzy pozostali - nie oszukujmy się, to chyba jedno z nielicznych MMO, które posiada tak ogromna bazę wiernych graczy, będących w stanie zapłacić za grę w sklepie, by później dodatkowo opłacać miesięczna subskrypcję. Przypadek?
W dzisiejszych czasach niczego jednak nie możemy być w 100 procentach pewni. Tym bardziej W branży elektronicznej rozrywki, w której sytuacja zmienia się z minuty na minutę. Nie zapominajmy zresztą, ze w latach 90-tych Activision otarło się już o bankructwo i jego władze skradały wniosek o upadłość... Czy taka sytuacja rzeczywiście może się powtórzyć? Dajcie znać w komentarzach poniżej.