Sam & Max to jedna z moich ulubionych przygodówek z dawnych lat. Nie mogłem się powstrzymać, gdy zobaczyłem, że światło dzienne ujrzał Sam & Max: Save the World Remastered.
Co prawda najmilej wspominam stare jak świat Sam & Max Hit the Road z 1993 roku (dla którego - dodajmy - inspiracją była seria komiksów zapoczątkowana sześć lat wcześniej), ale dobrze bawiłem się także przy kolejnych produkcjach z dwójką pociesznych policjantów - psem i królikiem - w rolach głównych. Dlatego ucieszyła mnie wiadomość, że studio Skunkape Games pracuje nad remasterem Sam & Max: Season 1. W zespole twórców znaleźli się byli pracownicy popularnego Telltale Games, którzy maczali swoje palce w oryginale. Jak wyszło im wznowienie pochodzącej z 2007 roku przygodówki?
Sam i Max od lat przyciągali absurdalnym poczuciem humoru. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. W Sam & Max: Save the World Remastered zawarto wszystkie sześć rozdziałów składających się na Sam & Max: Season 1. Każdy z nich opowiada inną, zwariowaną historię. Raz konkurujemy o fotel prezydencki z Abrahamem Lincolnem, innym razem zostajemy gwiazdami telewizji, a jeszcze innym stawiamy stopy... przepraszam, łapy na Księżycu. Każdy rozdział został wypełniony po brzegi nonsensownymi sytuacjami, niedorzecznymi postaciami czy komicznymi dialogami.
Para policjantów ochotników, którą stanowią - przypomnijmy - ślamazarny pies i nadmiernie pobudzony królik, po latach bawi tak samo, jak kiedyś. Szkoda tylko, że gry nie wydano z polskim dubbingiem. Być może pamiętacie Sam & Max: Season 1 w rodzimej edycji, w której mogliśmy posłuchać Wojciecha Manna i Jarosława Boberka. Przecież to był przebój! No cóż, tym razem musimy się zadowolić anglojęzycznymi głosami i - chociaż tyle - polskimi tekstami. Te są jak najbardziej w porządku. Wypada pochwalić tłumaczy za znikomą liczbę błędów oraz nienachalne nawiązania do naszej nadwiślańskiej rzeczywistości.
Sam & Max: Save the World Remastered nie zmienia niczego w fabule ani rozgrywce, które przedstawiono poprzednim razem. Nie widzę w tym nic złego. Raz, że nie zdążyły się one zestarzeć, dwa, że 13 lat to wystarczająco długo, by zapomnieć, o co chodziło w grze, a trzy, że to w końcu jak sama nazwa wskazuje remaster. Zagadki są bardzo przyzwoite (choć ich rozwiązania bywają absurdalne, niczym w klasycznych przygodówkach LucasArts), dialogów słucha się świetnie (uśmiechając się pod nosem raz za razem), a często zmieniające się wątki fabularne oraz lokacje nie pozwalają się nudzić. To przygodówka w starym, (bardzo) dobrym stylu, która przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom gatunku.
A co w takim razie zmieniło się w remasterze? Przede wszystkim strona techniczna. Grafika z całą pewnością uległa poprawie - lepiej prezentuje się oświetlenie, upiększono modele postaci, a otoczenie zyskało na szczegółowości. Nie macie się co nastawiać na next-genową oprawę, ale nie obawiajcie się, że w którymkolwiek momencie poczujecie zgrzyt związany z tym, że gracie w starą grę. Sam & Max: Save the World Remastered obsługuje też wyższe rozdzielczości ekranu, jak również format panoramiczny. Skunkape Games popracowało także nad udźwiękowieniem. Rzekomo poprawiono jakość głosów (piszę rzekomo, ponieważ nie potrafiłem usłyszeć różnicy), natomiast z całą pewnością dodano kilka nowych utworów, pasujących do zwariowanego klimatu gry.
Sam & Max: Save the World Remastered to bardzo przyzwoita przygodówka, z którą powinni zapoznać się wszyscy miłośnicy gatunku, w szczególności ci ceniący sobie absurdalne poczucie humoru i nieszablonowe zagadki rodem z klasycznych produkcji LucasArts. Przyjemne łamanie głowy i dobra zabawa gwarantowane!