Pomimo, że każdego dnia śledzę nowinki ze świata gier, o RAD przed premierą nie słyszałem ani razu. Całe szczęście, że któregoś dnia trafił do mojej skrzynki e-mail w wersji na PS4.
Piszę "całe szczęście", bo niewiele brakowało, a ominąłby mnie jeden z najciekawszych tytułów tegorocznego sezonu ogórkowego. RAD to produkcja studia Double Fine Productions, założonego i prowadzonego przez Tima Schafera (byłego pracownika LucasArts). A więc żadnych tam branżowych nowicjuszy czy przeciętniaków, tylko zespołu znanego z takich produkcji, jak Psychonauts, Brutal Legend czy Broken Age (a także remasterów Day of the Tentacle, Grim Fandango i Full Throttle). Zespołu, który po raz kolejny pokazał, że potrafi tworzyć nietuzinkowe gry.
RAD przenosi nas do postpokaliptycznego, acz barwnego uniwersum, inspirowanego ewidentnie latami osiemdziesiątymi ubiegłego wieku. Jest w nim sporo z cyberpunku - na każdym kroku możemy podziwiać nowoczesną elektronikę, typowe dla tych klimatów neony czy zmutowane zwierzęta. Możemy go zwiedzać, kierując jedną z kilku ciekawie przedstawionych postaci. Niezależnie od tego, w kogo się wcielamy, stoi przed nami jeden i ten sam cel - oczyścić planszę z wszelkiego plugastwa (w jego szeregach nie zabrakło bossów, z którymi ścieramy się od czasu do czasu) oraz odszukać artefakty, które pozwolą nam przejść do kolejnej lokacji.
Jeśli wydaje ci się, że nie ma w tym niczego skomplikowanego... to masz rację. RAD to roguelike pełną gębą (przedstawiony w rzucie izometrycznym), w którym większość czasu spędzamy przemierzaniu uniwersum, walce przy użyciu broni białej lub palnej, szukaniu przedmiotów, ale także rozwijaniu naszej postaci. To wystarczy, by świetnie się bawić. Gra jest bardzo szybka, dynamiczna i wciąga od pierwszych minut. A z czasem robi się coraz ciekawsza. To za sprawą systemu rozwoju, w ramach którego kierowana przez nas postać może mutować. Mutacje możemy odnaleźć w skrzyniach, kupić w sklepie, wydobyć z jednego z artefaktów albo po prostu ubić taką liczbę przeciwników, która pozwoli nam wkroczyć na wyższy poziom doświadczenia. W ten sposób zdobywamy nowe umiejętności, takie jak latanie przy użyciu skrzydeł czy możliwość strzelania... głową.
Z RAD nie sposób się nudzić. Pomimo, że ogólne zasady rozgrywki są proste i doskonale znane każdemu, kto do tej pory miał do czynienia z "rogalikami", autorom udało się zatrzymać mnie przed konsolą na naprawdę długo. Jest to z pewnością zasługa zróżnicowanych lokacji, zróżnicowanych potworów czy zróżnicowanych umiejętności. To wszystko w połączeniu daje mieszankę wybuchową - w przenośni i dosłownie. Każdy fan pozycji typu roguelike powinien być zachwycony. A jeśli będzie to pierwszy "rogalik", w którego zagrasz, muszę cię uprzedzić, że jest to gra, w której naprawdę sporo zależy od szczęścia, która potrafi być naprawdę trudna (zwłaszcza, jeśli szczęście nam zabraknie) i która... może cię pochłonąć na wiele godzin.
Odpalając RAD, powody do zachwytu powinni mieć także miłośnicy (atmosfery) lat osiemdziesiątych. Gra jest niesamowicie barwna i wypchana różnego rodzaju nawiązaniami do popkultury tamtego okresu. Po drodze zbieramy kasety magnetofonowe, które służą jako waluta, dyskietki pozwalają nam wchodzić do niedostępnych wcześniej pomieszczeń, a dookoła nas możemy dostrzec dziesiątki kineskopowych telewizorów. Latami osiemdziesiątymi tętnią także bohaterowie, wyświetlane od czasu do czasu dialogi czy udźwiękowienie, w którym nie zabrakło charakterystycznych odgłosów (będziesz wiedział, co mam na myśli, gdy tylko usłyszysz). Całość została opatrzona naprawdę niezłą, bardzo szczegółową i płynnie animowaną grafiką.
RAD to jeden z najlepszych "rogalików", w jakie grałem ostatnimi laty. Choć zdarzało się, że traktował mnie nie fair (na przykład nie otrzymałem dostatecznie dobrych mutacji, przez co bardzo szybko ginąłem), potrafiłem mu to wybaczyć i za każdym razem wracałem. I pewnie wrócę jeszcze nieraz, jak tylko znajdę trochę czasu. Polecam wszystkim miłośnikom tego gatunku, a w szczególności tym rozkochanym w latach osiemdziesiątych.