Jump Force - recenzja

Jump Force /materiały prasowe

​Czy jest na sali ktoś, kto nie zna Dragon Balla? Albo Naruto? Niewykluczone, że fani tej serii będą kojarzyć także takie tytuły, jak Yu-Gi-Oh!, JoJo's Bizarre Adventure czy Fist of the North Star. To właśnie im (i nie tylko im) została poświęcona Jump Force.

Wymienione powyżej serie, stworzone z myślą przede wszystkim o młodych chłopcach (gatunek ten nazwano shonen-mangą), debiutowały na łamach Weekly Shonen Jump, aktualnie najlepiej sprzedającego się magazynu z mangą. Periodyk ten skończył w sierpniu ubiegłego roku pięćdziesiąt lat i z tej właśnie okazji stworzono Jump Force. To swego rodzaju hołd złożony chłopięcej mandze i anime, a zarazem możliwość, aby obejrzeć starcia postaci pochodzących z różnych komiksów i seriali. W teorii wszystko brzmi pięknie, prawda? Szkoda, że w praktyce wypaliło tylko częściowo...

Reklama

Jump Force ma dość rozbudowaną historię do opowiedzenia. W trybie fabularnym dowiadujemy się, że Kane i Galena próbowali zniszczyć znany wszystkim świat, by następnie w niego miejscu stworzyć zupełnie nowy. W wyniku ich działań dochodzi do kolizji uniwersów, która prowadzi do tego, że w jednym miejscu spotykają się takie postacie, jak Son Goku, Naruto czy Kenshiro, a naprzeciwko nim stają Freezer czy Czarnobrody. "Ci dobrzy" postanawiają założyć organizację Umbras, w której szeregach pojawiają się wszyscy chętni do walki z "tymi złymi".

Trafia do niej także nasza postać, którą na samym początku musimy stworzyć, decydując o jej ubiorze, kolorze oczu, fryzurze czy cechach charakterystycznych. Możliwości jest całkiem sporo i prawdopodobnie każdy będzie tutaj w stanie stworzyć takiego awatara, jaki mu się tylko marzy.

Jeśli graliście w Dragon Ball: Xenoverse, poczujecie się w Jump Force jak w domu. To stamtąd twórcy zaczerpnęli ogólną strukturę rozgrywki, na którą składają się misje fabularne, zadania poboczne, dodatkowe opcje zabawy offline (jak trening) i online (jak mecz towarzyski bądź rankingowy), a także sklepy z przedmiotami czy możliwość prowadzenia rozmów z innymi graczami.

Jeżeli jednak liczycie na bogactwo zawartości, będziecie zawiedzeni. Jump Force jest grą do bólu schematyczną i od początku aż po sam koniec zmuszającą nas do robienia podobnych rzeczy. Ot, wyruszamy na misję, słuchamy odprawy, oglądamy cutscenkę, pokonujemy naszego przeciwnika, wracamy do bazy i zdajemy raport. To tyle, jeśli idzie o wątek główny, którego przejście zajmie wam kilkanaście godzin.

Oczywiście dochodzą do tego jeszcze zadania poboczne, dzięki którym możemy zdobywać punkty doświadczenia i złoto, a następnie rozwijać naszą postać (np. ucząc ją ciosów znanych z komiksów i seriali), ale to zbyt mało, by utrzymać zainteresowanie grą na dłuższy czas. Prawdę pisząc, po kilku godzinach zaczęliśmy odczuwać solidne zmęczenie. A można było urozmaicić rozgrywkę na tyle sposobów...

Sednem Jump Force są, rzecz jasna, walki. Na nie na szczęście nie musimy narzekać. Potyczki - rozgrywające się w formule trzech na trzech - są efektowne i potrafią zapewnić dużą dawkę emocji. I to pomimo, że nie są specjalnie złożone. Wręcz przeciwnie, powinniście błyskawicznie opanować sterowanie. Mamy tutaj dwa przyciski odpowiedzialne za ciosy, jeden za rzuty, do tego dochodzą umiejętności, tzw. przebudzenie (czyli doładowanie siły), doskoki oraz uniki. Całkiem proste. O wiele bardziej skomplikowany jest system rozwoju umiejętności. Nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego twórcom nie udało się go przedstawić w przystępniejszy sposób.

Udźwiękowienie w Jump Force pozwala poczuć klimat typowy dla shonen-mangi. Muzykę czy odgłosy powinni docenić wszyscy miłośnicy tego gatunku. Dźwiękowcy wykonali swoją pracę na piątkę z plusem. Gorzej z grafikami, którzy mogli się postarać o wiele bardziej. Jump Force prezentuje się mocno przeciętnie. Prawdę pisząc, czasem - patrząc czy to na modele postaci, czy to na elementy otoczenia - zastanawialiśmy się, czy to na pewno gra z początku 2019 roku. Sytuację ratują umiejętnie odtworzone style graficzne oraz widowiskowe efekty specjalne.

Jump Force to gra, która mogła być spełnieniem marzeń wszystkich miłośników Dragon Balla, Naruto, Yu-Gi-Oh! i wielu innych reprezentantek shonen-mangi. Na pewno docenią oni możliwość pogrania czterdziestoma postaciami z różnych uniwersów czy świetnie odwzorowany klimat (budowany w głównej mierze przez udźwiękowienie), ale prędzej czy później dopadnie ich nuda. W tej grze nie ma ani ciekawych i różnorodnych aktywności, ani fabuły, która podtrzymywałaby zainteresowanie. Natomiast jest to całkiem przyjemna bijatyka.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy