Przedstawiciele Thunder Lotus Games opisują swoją najnowszą grę - Spiritfarer - w dość interesujący sposób. Otóż mamy podobno do czynienia z "przytulną grą strategiczną o umieraniu". Tytuł ukazał się na PC, PlayStation 4, Xbox One oraz Nintendo Switch, oferując nawet 40 godzin zabawy.
Czy opis deweloperów się zgadza? Chyba tak. Wcielamy się w Stellę, na samym początku fabuły przejmującą od Charona obowiązki transportowania dusz przez Styks. Mowa jednak nie o ludziach, lecz o duszach zwierząt, które mają specjalne potrzeby już po transporcie na drugą stronę rzeki.
Naszym zadaniem jest więc nie tyle sama przeprawa promowa, co już zarządzanie tymi potrzebami: nakarmienie Atula (to żaba), emocjonalne wsparcie dla Gwen (jeleń) czy też osobiste lokum dla Summer (wąż). Musimy budować kolejne struktury, a do tego potrzeba także zgromadzić surowce.
Weźmy domek dla Summer. Potrzebujemy na niego desek. Zaczynamy od ogrodu, gdzie zdobywamy nasiona, z których (w przędzalni) tworzymy sznurek. Sznurek pozwoli w końcu skonstruować tartak, gdzie zamienimy znalezione kłody na deski. Deski ostatecznie pomogą postawić lokum dla Summer.
I tak dalej. Wszystko w spokojnej, relaksującej atmosferze i w widoku z boku ekranu. Jest tak relaksująco, że brak realizacji czyjejś potrzeby nie jest w żaden sposób karany - za to zrealizowanie zamówienia przekłada się na przydatne bonusy. Nie da się jednak ukryć, że całość się komplikuje.
Jeśli Atul dostanie wystarczająco dużo truskawek, pomoże automatycznie naprawiać struktury na naszej łodzi. Zbieranie surowców także jest przyjemne. Otwieramy mapę, obieramy kurs na wrak jakiejś łodzi. Niekiedy odwiedzamy wyspy, gdzie wykonujemy mniejsze sekwencje platformowe.
Wszystko to w przepięknej, ręcznie rysowanej oprawie graficznej. Transportowane zwierzaki można nawet uściskać, jeśli poczują się nieco podłamane na duchu. Jedyną przeszkodą na drodze do takiej relaksującej zabawy - idealnej na brutalny 2020 rok - wydaje się być wysoka cena - ponad 100 zł.