Salt and Sanctuary - recenzja
Dark Souls zdobyło taką popularność, że już stało się wzorem do naśladowania.
Zespół Ska Studios postanowił tak naprawdę wszystko to, co zdecydowało o sukcesie Dark Souls, przenieść w dwa wymiary. W Salt and Sanctuary nawet nie chciał ukrywać, że inspirował się produkcją studia From Software. Nawiązania są tak wyraźne, że nie trzeba być bystrzakiem, aby je dostrzec. Czy jest w tym coś złego? Absolutnie nie, tym bardziej, że efekt końcowy okazał się więcej niż zadowalający!
Salt and Sanctuary to wymagający slasher, w którym akcję oglądamy od boku. Cały czas przemierzamy kolejne lokacje i wycinamy w pień następnych, coraz to trudniejszych wrogów. Trudność polega nie tylko na tym, że napotykanych stworów jest dużo i są one silne, ale także na tym, że gra nie prowadzi nas za rączkę. Eksploracja ma tutaj otwarty charakter - to do nas należy decyzja, gdzie pójdziemy, i nigdy nie możemy być pewni, że obrany przez nas kierunek jest właściwy.
W Salt and Sanctuary kierujemy bohaterem, który musi odszukać księżniczkę porwaną przez tajemniczą postać. Przygodę rozpoczynamy u brzegów nieznanej, dawno zapomnianej i mrocznej krainy. Ciąg dalszy scenariusza nie ma tu jednak większego znaczenia. Autorzy skupili się na stworzeniu wymagającej, wciągającej rozgrywki, odkładając przy tym opracowanie ciekawej fabuły czy ciekawych NPC-ów na dalszy plan.
Podobnie jak w Dark Souls, starcia w Salt and Sanctuary są prawdziwym wyzwaniem. W praktyce nawet potencjalnie niezbyt groźny przeciwnik może się tutaj okazać śmiertelnym zagrożeniem, jeśli tylko nie poświęcimy konfrontacji z nim odpowiedniej uwagi. Gra bardzo szybko karze nas za zbagatelizowanie wroga czy chwilę dekoncentracji. Cały czas musimy być maksymalnie skupieni na umiejętnym wyprowadzaniu ciosów i unikaniu uderzeń ze strony wrogów.
Autorzy przygotowali trzy podstawowe ataki - zwykły, silny oraz z wyskoku. Ponadto możemy wyprowadzać krótkie kombinacje. To wystarczy, aby móc czerpać z walk duuużo satysfakcji. Nawet po kilku godzinach nie odczuliśmy nudy, pomimo że do starć dochodzi tutaj dosłownie na każdym kroku. Przednio bawiliśmy się także podczas konfrontacji z bossami (choć użyliśmy w ich trakcie oczywiście niezwykle bogatej gamy przekleństw), które nie są w Salt and Sanctuary może aż tak satysfakcjonujące, jak w Dark Souls, ale wypadają i tak naprawdę dobrze.
W Salt and Sanctuary, na samym początku zabawy, wybieramy jedną z klas postaci, co wpływa na to, z jakim ekwipunkiem wystartujemy. Jednak decyzja ta nie wiąże się z jednoznacznym określeniem bohatera. Z czasem, rozwijając go, możemy poprawiać dowolne umiejętności, nie tylko te związane z daną profesją (choć oczywiście trzymanie się kanonu jest opcją łatwiejszą). Zamiast doświadczenia, w Salt and Sanctuary zbieramy tytułową sól, która służy jednocześnie za walutę.
Ska Studios zawarło w Salt and Sanctuary jeszcze inne nawiązania do serii From Software. W grze znalazły się ołtarzyki, które pełnią taką samą funkcję, jak znane z Dark Souls ogniska (możemy przy nich chwilę odsapnąć i odnowić przedmioty leczące). Mamy w niej także system wiadomości, które gracze mogą sobie nawzajem zostawiać w poszczególnych lokacjach. Autorzy wprowadzili również pasek wytrzymałości, która spada, gdy skaczemy, wykonujemy przewroty i atakujemy. A kiedy zginiemy, na ekranie wyświetla się nawet podobny napis do tego, który w podobnych sytuacjach oglądaliśmy w Dark Souls.
Salt and Sanctuary zostało opatrzone mroczną grafiką, która nam osobiście przywodzi na myśl Castlevanię. Nie jest to może oprawa, która zrobiłaby na kimkolwiek wrażenie w 2016 roku, ale trzeba przyznać, że zastosowany przez Ska Studios styl retro może się podobać.
Jeżeli lubicie wymagające gry, takie jak Dark Souls czy Bloodborne, to powinniście koniecznie wzbogacić swoją kolekcję o Salt and Sanctuary. Według nas, to niemożliwe, aby produkcja Ska Studios nie przypadła wam do gustu. Natomiast nie macie co myśleć o jej zakupie, jeżeli brak wam nerwów ze stali, cierpliwości i woli walki. To absolutnie niezbędne cechy w przypadku tego tytułu.