Pomysł bibliotek gier legł w gruzach. 87% tytułów zagrożonych

Electronic Software Association jednoznacznie odrzuciła możliwość współpracy z bibliotekami w celu zachowania gier online, które straciły oficjalne wsparcie.

Prawnik ESA, Steve Englund, podczas dyskusji na temat hipotetycznej możliwości przechowywania gier przez publiczne biblioteki po zakończeniu wsparcia dla nich przez wydawców stwierdził, że żadne z ograniczeń proponowanych przez członków stowarzyszenia nie zdobyłoby ich akceptacji. Wypowiedź ta wskazuje na znaczącą przepaść między prawnymi a kulturowymi aspektami zarządzania cyfrowym dziedzictwem.

Obecna polityka ESA i jej członków, w tym takich gigantów jak Nintendo, Microsoft, Sony, EA i Take-Two, nie przewiduje żadnych zobowiązań prawnych do utrzymania usług online po zakończeniu oficjalnego wsparcia. To stanowisko ma szerokie konsekwencje dla społeczności graczy oraz dla gier wideo. Z jednej strony wydawcy zabezpieczają swoje interesy, ale z drugiej graczom i badaczom uniemożliwia się dostęp do ważnych fragmentów gamingowej historii.

Reklama

Decyzja ESA to dla licznej grupy graczy smutna wiadomość. Wiele starych gier online, które wymagają stałego połączenia z internetem i serwerami, staje się niegrywalnych, gdy trafi oficjalne wsparcie. W efekcie wiele tytułów znika cyfrowego krajobrazu. 

Englund zasugerował, że uniwersytety z prestiżowej Ivy League mogłyby wziąć na siebie część obowiązków związanych z zachowaniem cyfrowego dziedzictwa. Pomimo tego, zdaniem prawnika, fizyczna lokalizacja umożliwiająca dostęp do tych gier to rozwiązanie niewystarczające. Według niego, taki rodzaj dostępu nie przynosi rzeczywistego postępu w dziedzinie konserwacji gier i może być nieefektywny w dłuższej perspektywie.

Phil Salvador z Video Game History Foundation podkreślił trudności, z jakimi mierzą się publiczne biblioteki próbujące zająć się zachowaniem starszych gier. Brak odpowiednich zasobów ludzkich i skala problemu czynią te wysiłki niemalże niemożliwymi do realizacji. Zeszłoroczne oświadczenie fundacji głosi, że 87% klasycznych gier wideo z USA jest "krytycznie zagrożonych".

Kendra Albert, specjalistka ds. prawa technologicznego, wyraziła krytykę wobec postawy ESA, podkreślając niesprawiedliwość odrzucenia wysiłków akademickich jedynie z obawy, że gry mogą być wykorzystywane do celów niezwiązanych z badaniami. Wskazuje to na konflikt między ochroną praw własności intelektualnej a potrzebą zachowania gier jako części kulturowego dziedzictwa. Albert argumentuje, że wykluczenie możliwości akademickiego badania i zachowania gier jest krótkowzroczne i szkodzi zarówno społecznościom naukowym, jak i szeroko pojętej kulturze.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy