Pixel Heaven 2024 - tak dalej być nie może, czyli co dalej z tym Pixelem?

Impreza Pixel Heaven to w polskiej skali popkulturowy fenomen. Jak mało które polskie wydarzenie związane z grami łączy ludzi z wielu pokoleń - i to pomimo tego, że co roku obrasta w kontrowersje.

Pixel jest fenomenem do tego stopnia, że kiedy po edycji 2023 niemal wszyscy mówili, że gorzej chyba już być nie może - okazało się, że da się jednak zapukać w dno od spodu. A mimo to ludzie dalej próbowali się dobrze bawić.

Tak naprawdę, jako wieloletniemu fanowi i wspierającemu Pixel Heaven trudno mi dobrać odpowiednie słowa na to, by skomentować to, co się stało w miniony weekend. Pamiętam jak w zeszłym roku w swojej relacji pisałem, że chyba pora na gruntowne zmiany w sferze organizacyjno-decyzyjnej, bo można odnieść wrażenie, że nikt nad nią nie panuje i w ten sposób raczej daleko ona nie zajedzie. Niestety, moje słowa okazały się chyba bardziej prorocze niż bym chciał, bo oto stajemy przed bardzo realną sytuacją, w której PH w przyszłym roku się albo nie odbędzie, albo bardzo niewiele osób będzie chciało się na to wydarzenie wybrać - czy to jako odwiedzający, czy też wystawca.

Reklama

Impreza masowa czy nie?

Już w piątek zaczęły się pojawiać niepokojące głosy, że mimo planowanego startu imprezy na godzinę 16:00, bramy zajezdni autobusowej pozostają zamknięte. Po jakimś czasie jednak sytuacja ucichła (przynajmniej patrząc w social media) i nikt chyba nie rozpamiętywał dłużej tej sytuacji. Jednak nazajutrz problemy uderzyły ze zdwojoną siłą, kiedy to około godziny 12:00 (może nieco przed) pod wejściem na teren imprezy zaczęła rosnąć coraz dłuższa kolejka oczekujących na wejście - sytuacja nigdy wcześniej na Pixel Heaven niespotykana.

Jak się miało wkrótce potem okazać, w kolejce tej stali niemal wszyscy - zwiedzający z zakupionymi wcześniej biletami, osoby bez nich, które planowały je kupić na miejscu, niektórzy wystawcy, a nawet, o zgrozo - prelegenci. Z krążących w tej niespodziewanej kolejce informacji można było wywnioskować, że coś poszło nie tak przy okazji załatwiania odpowiednich pozwoleń na organizację wydarzenia i finalnie nie zostało ono zakwalifikowane jako impreza masowa, a co za tym idzie - obowiązywał na nią limit 1000 jednocześnie przebywających na jej terenie uczestników. WSZYSTKICH uczestników, dodajmy. Stąd kolejka - ochrona nie wpuszczała nowych osób dopóki terenu wcześniej nie opuścił ktoś inny. 

Łatwo zrozumieć rozgoryczenie osób, które przyjechały na Pixela nierzadko z bardzo daleka, kupiły wcześniej bilet, zorganizowały sobie nocleg, a przed samą bramą dowiedziały się, że nie wiadomo, czy w ogóle wejdą. Podobnie było z osobami bez biletów, które czekały na możliwość ich zakupienia na miejscu i dopiero pocztą pantoflową w kolejce dowiedziały się, że nie będą mogły tego zrobić, bo z powodu narzuconego limitu wstrzymano sprzedaż. Takich ludzi, głównie mieszkańców Warszawy, rodziców z dziećmi jest co sobotę cała masa. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że osoby, które kupiły bilety, a nie weszły, otrzymają zwroty.

W kontekście tych wydarzeń oficjalne wyjaśnienie, które pojawiło się w poniedziałek brzmi dość lakonicznie, ale pozwolę sobie je tutaj zacytować - a konkretnie fragment odnoszący się do sprawy pozwolenia na organizację imprezy masowej:

Można z powyższego wysnuć wniosek, że impreza nigdy nie miała statusu masowej, nikt nigdy o taki status się nie ubiegał ani go nie oczekiwał / egzekwował - aż do minionej soboty. Ale to tylko domysły, a fakty były takie, że nastąpiło trzęsienie ziemi, a potem jak w tym powiedzeniu o filmach Hitchcocka.Aktualizacja: Z informacji znalezionych w internecie wynika, że "niespodziewany" limit odpowiedniej liczby osób przebywających jednocześnie na imprezie był wynikiem donosu na organizatora ze strony członków jednego z for internetowych, co poskutkowało kontrolą policji pod kątem przestrzegania przez organizatora odpowiednich przepisów.

Przerwane afterparty

Przykrym incydentem zakończyło się chociażby afterparty, odbywające się w tym samym miejscu. Znów doszło do jakiegoś nieporozumienia, tym razem prawdopodobnie na linii organizator - jeden z artystów (KATOD). Afterparty miało się zakończyć o godzinie 23:00, ale najwyraźniej do KATOD-a taka informacja nie dotarła i przeciągnął on swój występ w okolice 23:15, planując go zakończyć ok. 23:30. Około 23:15 wymuszono jednak po prostu koniec imprezy w połowie jednego z utworów (prawdopodobnie odcinając prąd). W tej sytuacji ze sceny popłynęło nieco cierpkich i gorzkich słów ze strony artysty, który miał pełne prawo czuć rozżalenie, tym bardziej, że to nie pierwszy przypadek, kiedy jego występ na Pixel Heaven napotyka na problemy. Skierował on natomiast swój żal w stronę ochrony - być może niesłusznie, bo z rozmów pod sceną wynikało, że to pomiędzy osobami z ramienia organizatora mogło dojść do tego fatalnego nieporozumienia i nieprzekazania artyście odpowiedniej informacji. Jakby tego było mało, z nagrań świadków wynika, że niedługo potem ochrona zaczęła wypychać uczestników z terenu imprezy, grożąc im nawet użyciem siły, część zwiedzających postanowiła bowiem (trochę za namową KATOD-a) pozostać na terenie zajezdni, żeby pokazać swoje niezadowolenie z przerwania koncertu.

Inne kontrowersje

Chciałbym w tym momencie napisać, że na tym problemy się skończyły, a w niedzielę impreza przebiegała już bez większych problemów, ale... nie mogę. Owszem, niedziela przebiegła w miarę spokojnie, nie licząc limitu na wejście do hali i kilkunastoosobowej kolejki, która na nie czekała. Za to w poniedziałek zaczęły się pojawiać kolejne doniesienia oraz informacje z pierwszej ręki, że niektórzy z wystawców nie otrzymali na terenie imprezy odpowiedniego wsparcia od organizatora, przez co wielu z nich poważnie zastanawia się, czy chcą mieć z Pixel Heaven nadal coś wspólnego - niektórzy wręcz wprost stwierdzili, że odcinają się od tak organizowanego wydarzenia. 

Jeśli chodzi o komentarze zarówno uczestników jak i wystawców, to polecam materiał nagrany przez Dark Archona z kanału Arhn.eu, w którym możecie usłyszeć sporo wypowiedzi uczestników - zarówno na temat kolejki, problemów na afterze, jak i innych kwestii organizacyjnych:

W różnych dyskusjach w social mediach zaczęły się też pojawiać najróżniejsze oskarżenia na temat lepszego traktowania innych wystawców, a gorszego innych, ale ponieważ na chwilę obecną większość z nich to słowo przeciwko słowu, to nie będę się zagłębiał w szczegóły.

Z tego co widziałem, nie odbyła się też część paneli i punktów programu, jak na przykład wykłady w tzw. Secret Area, czyli na dodatkowej, małej scenie, zlokalizowanej na piętrze.

Co dalej?

Najsmutniejsze w całej tej sytuacji jest to, że pod wieloma względami można było uznać tegoroczne Pixel Heaven za poprawione w porównaniu do lat wcześniejszych. Powrót do sprawdzonej warszawskiej zajezdni, która chyba najlepiej sprawdza się przy tej imprezie ze względu na gabaryty, w końcu dopracowane nagłośnienie (bolączka niemal każdej poprzedniej edycji), spory wybór foodtrucków czy w końcu to co najważniejsze - ciekawi goście, prelekcje, panele dyskusyjne i możliwość spotkania znajomych - impreza miała całkiem sporo plusów. Tylko co z tego, skoro w obliczu sytuacji z kolejką, problemów z ochroną, afterem czy w końcu kryzysu zaufania u wystawców nikt nie będzie o tych plusach wspominał? 

Pixel Heaven znalazło się w niezwykle ciężkim momencie - świetna inicjatywa, z olbrzymim potencjałem i bardzo ważna dla wielu osób znajduje się obecnie na poziomie, w którym zaufanie (i tak już nadszarpywane co rok) będzie odbudować niezwykle ciężko. Organizator i pomysłodawca już zapowiedział, że prawdopodobnie wycofa się z tego przedsięwzięcia i przekaże je w inne ręce:

Na tej stronie możecie przeczytać pełne oświadczenie organizatora. Pytanie, czy znajdzie się ktoś na tyle odważny, że zainwestuje swój czas i środki w imprezę o tak nadwątlonej reputacji? Oby tak było, bo zniknięcie Pixel Heaven z polskiego krajobrazu byłoby ogromną szkodą dla wszystkich fanów gier, gamedevu i elektronicznej rozrywki.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pixel Heaven
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama