Pixel Heaven 2023, czyli retro gaming, gamedev, znajomi... Wrażenia i przemyślenia
W dniach 26-28 maja w budynku Centrum Rozwoju Przemysłów Kreatywnych na ulicy Mińskiej w Warszawie odbyła się kolejna edycja kultowej imprezy dla fanatyków szeroko pojętych klimatów retro w grach i wszystkiego co ich dotyka. Wydarzenie na pierwszy rzut oka powalało rozmachem - ale czy nie były to tylko pozory?
Dla mnie Pixel Heaven zawsze składało się z trzech głównych elementów. Po pierwsze, ciekawych prelekcji rozmów z gośćmi, które to rozmowy dotykały różnych tematów - od opowiastek jak to dawniej bywało w polskiej branży, przez wywiady z twórcami starych, kultowych gier, po prezentacje dotyczące współczesnego gamedevu, często z tej bardziej niezależnej strony. Po drugie spotkań towarzyskich ze znajomymi, ludźmi z branży gier, albo po prostu pasjonatami tak zwanego “giereczkowa", z którymi często spędza się długie godziny na rozmowach, czasem nawet kosztem punktu pierwszego. No i jest jeszcze afterparty, na które wiele osób czeka z różnych względów.
Oczywiście są jeszcze elementy takie jak giełda staroci, sekcja planszówkowa, możliwość zagrania na starszych sprzętach czy konkurs Pixel Award (w tym roku sponsorowany przez Intela) dla najlepszej gry niezależnej - ale dla mnie osobiście te punkty programu mają drugorzędne znaczenie. Nie jestem pasjonatem gier indie, do stanowisk retro są zwykle ogromne kolejki, a kupienie jednego starocia może się przerodzić w kolekcjonowanie, co może być niebezpieczne dla portfela. Zobaczmy jednak jak wypadło tegoroczne Pixel Heaven pod kątem tego, co (dla mnie) najważniejsze.
Pierwsze wrażenie po przybyciu do Centrum Rozwoju Przemysłów Kreatywnych było zaskakująco pozytywne. Nie dość, że przestrzenie oddane na użytek imprezy były bardzo duże, to zdecydowanie widać było już w piątek większe niż zwykle zainteresowanie odwiedzających. Zwykle piątkowa część to stosunkowo puste stoiska, co nie zawsze jest wadą bo można spokojnie pozwiedzać i zrobić zdjęcia, ale większa frekwencja na takich wydarzeniach zawsze cieszy. W pewnej chwili pomyślałem nawet “hej, może to jeszcze nie rozmiary Poznań Games Arena, ale jest coraz lepiej, fajnie!". Niestety, jest to broń obosieczna, bo przy dużej liczbie zwiedzających i ciasno upakowanych stoiskach zaczynają się problemy z poruszaniem między salami, szczególnie, jeśli nie stosuje się chociażby “ruchu jednokierunkowego" zwiedzania.
Natomiast właśnie z powodu zainteresowania gości w tytule napisałem o wielkim powrocie - zeszłoroczna edycja odbyła się bowiem z dużymi zmianami, wymuszonymi w ostatniej chwili, więc wiele problemów można było złożyć na karb tamtej sytuacji. Teraz wszystko miało się w końcu odbyć zgodnie z planem i bez przeszkód.
Program Pixel Heaven jak zwykle był wypakowany po brzegi. Na scenie głównej pojawili się goście tacy jak David Pleasance, czyli były dyrektor Commodore UK, Mike Dailly czyli twórca pierwszych Lemmingów i współzałożyciel Rockstar North, Jim Bagley z firmy Ocean, Robert Jaeger - twórca gry Montezuma Revenge - i wielu, wielu innych gości.
Można by pomyśleć, że przy tak obsadzonej scenie głównej nie schodziłem z widowni przez cały weekend, prawda? Otóż... nie i to już po raz drugi z rzędu. W zeszłym roku, kiedy to PH 2022 odbywało się w innym miejscu, zrezygnowałem z prelekcji z powodu niedostępności sceny głównej dla osób na wózkach. W tym pokonało mnie nagłośnienie - chyba największe “nemesis" całego wydarzenia od lat. Pomijając edycje organizowane w Kinie Elektronik, gdzie z racji sceny kinowej akustyka była doskonała, większość pozostałych miała tak fatalne nagłośnienie, że trzeba było się naprawdę starać, żeby coś zrozumieć, Poziom trudności rósł kiedy rozmowa odbywała się w języku angielskim. W tym roku zaś było chyba najgorzej jak do tej pory i nawet siedzenie z przodu niewiele pomagało.
Jakby mało było fatalnego nagłośnienia, to jeszcze scena zlokalizowana była tak naprawdę w przejściu między korytarzem, stoiskami z fantami oraz wyjściem do ogródka piwnego, więc za plecami publiczności przebiegała istna “autostrada" ludzi i słychać było nieustanny gwar i szum rozmów. Tak więc po raz kolejny stwierdziłem, że słuchanie w takich warunkach nie ma większego sensu i lepiej spędzić ten czas ze znajomymi, licząc, że wszystkie rozmowy pojawią się za jakiś czas na Youtube.
Skoro przy rozstawieniu stoisk jestem - po raz kolejny też oficjalna mapka wydarzenia nieco się “rozjechała" z rzeczywistością, wprawiając niejednego gościa w zakłopotanie. Wiele stoisk było wymieszanych z punktami “sklepikowymi", a wyraźnie zaznaczone na mapie, duże stoisko Nintendo stało się jakieś takie... niewidoczne?
Tutaj jak co roku było bezbłędnie. Pixel Heaven jest drugim, obok IEM Katowice, wydarzeniem gamingowym w ciągu roku, na które czekam z utęsknieniem. Duży wpływ na to ma możliwość zobaczenia się ze starymi znajomymi oraz poznanie wielu zupełnie nowych osób, albo zobaczenie w końcu na żywo tych, których do tej pory znało się w sumie tylko z social mediów.
Dla wielu osób jest to okazja do zrobienia “biznesu" - kupna lub sprzedaży jakiegoś sprzętu, gry, wymiany doświadczeń na temat tworzenia gier czy produkcji muzyki do gier, znalezienia kogoś, kto będzie w stanie naprawić nasz “zabytkowy" komputer, leżący od 20 lat na strychu... Dla innych to po prostu pogaduszki o tym co słychać. Niezależnie od powodu - ta część imprezy jest zawsze niezawodna i to właśnie tacy ludzie tworzą atmosferę Pixel Heaven, która trochę przypomina atmosferę znaną ze starych giełd komputerowych, jak ta na Grzybowskiej w Warszawie. No i zawsze bezcenny widok stanowią rodzice, którzy przyprowadzają swoje dzieci by te zobaczyły na czym i w co się kiedyś grało.
A potem przychodzi czas na afterparty...
W tym roku formuła afterparty uległa drastycznej zmianie. Zwykle bowiem oficjalny after był jeden, w sobotni wieczór - jeśli była taka możliwość to w tym samym miejscu co PH, jeśli nie, to w jakimś klubie, ostatnio był to często klub “Remont". W tym roku aftery były dwa, jeden w piątek w tym samym miejscu co całe wydarzenie, drugi w sobotę w “Remoncie".
Taki układ idealnie mi odpowiadał, bo dodatkowo ten piątkowy after gościł dokładnie tych artystów, których chciałem zobaczyć - Jona Hare z zespołem oraz KATOD-a. Pierwszy jest oczywiście znany jako twórca gier Cannon Fodder i Sensibble Soccer i muzyki do nich, ale ostatnio dużo czasu poświęca też twórczości muzycznej. KATOD natomiast to wyjątkowy twórca muzyki elektronicznej, bazującej na starych komputerach oraz syntezatorach, z domieszką gitar - klimat, jaki idealnie pasował do Pixel Heaven. Sobotni after odpuściłem, bo zaproszony nań zespół Armia to nie moje klimaty, a dodatkowo niezbyt chętnie chciało mi się kursować między trójkątem: Pixel Heaven - klub - hotel.
Niestety, piątkowe afterparty też nie do końca było zgodne z moimi oczekiwaniami. Najpierw pojawiło się zamieszanie co do kolejności grających artystów - według programu najpierw miał grać KATOD, potem zespół Jona Hare, finalnie było odwrotnie, przez co pojawiły się obawy o to, czy KATOD w ogóle zagra. Pierwszy koncert był.. dziwny, brakowało w nim energii, na widowni nie uprzątnięto krzesełek, przez co wszystko odbywało się na siedząco, a ludzie jakoś nie mogli złapać typowego dla tej części klimatu - może było za wcześnie? Zwykle każdy czeka na możliwość zaśpiewania do “War" z Cannon Fodder oraz “Whisky" Dżemu w wykonaniu zespołu Jona, w tym roku nikomu nie chciało się śpiewać, a Whisky nie poleciało w ogóle. Odniosłem wrażenie, jakby odwrócenie kolejności wywołało też u ludzi efekt zmęczenia Hare’m (który gra co roku) i wszyscy czekali tylko na to, czy KATOD pojawił się na scenie czy nie.
Na szczęście druga część koncertu się odbyła niemal w całości (zabrakło tylko jednego zaplanowanego utworu), a KATOD, wraz z towarzyszącym mu gitarzystą i klawiszowcem Kamilem “Yugolem" Groblewiczem, tak naprawdę uratował dla mnie ten wieczór. Elektroniczne utwory - zarówno kompozycje własne KATOD-a jak i covery, chociażby Last Ninja 2 - przeniosły ludzi w sentymentalną podróż, która sprawiła, że publiczność nagle się ożywiła i nabrała energii, każdy utwór witając i żegnając okrzykami i brawami. Nadal uważam, że gdyby sala została uprzątnięta z krzesełek, byłoby jeszcze lepiej, ale może już nie będę aż tak się czepiał...
W tym roku stwierdziłem, że mam z Pixel Heaven coraz większy problem. Wydarzeniom takim jak to jestem w stanie wiele wybaczyć, szczególnie, że wiem, że są robione z pasji, dzięki ciężkiej pracy i nakładom finansowym, do tego klimatem ciężko je przebić - no i niewiele mamy w Polsce podobnych okazji do spotkań retro-giereczkowych-nerdów. Ale powtarzające się rok do roku problemy, upstrzone kolejnymi, nowymi, przy których można odnieść wrażenie, że nie do końca organizatorzy nad tym panują, sprawiają, że pojawia się pewien moment zastanowienia - czy nastawianie się na konkretne punkty programu ma sens? Czy nie lepiej po prostu od czasu do czasu wyskoczyć do Warszawy czy innych miast “bez okazji" by spotkać tych samych ludzi?
Zapewne koniec końców zapewne dalej będę się pojawiał i wspierał Pixel Heaven, bo mimo wszystko dalej uważam, że to cenna impreza na polskim podwórku, ale jakoś z roku na rok moja ekscytacja wyjazdem ustępuje gdzieś miejsca zmęczeniu.
A Wam udało się odwiedzić Pikselowe Niebo w tym roku? Jakie były Wasze wrażenia?