Kingdom Come: Deliverance 2 – pierwsze wrażenia. Moja ty piękna Bohemio…
Kingdom Come: Deliverance 2 zapowiadało się jako kontynuacja idealna - gra, która rozwija znane mechaniki i wprowadza nowe, bez zrywania z fundamentami poprzedniczki. A co z tego wyszło? Przyglądam się wczesnej wersji.
Od pierwszych chwil czuć, że wracamy do tego samego świata - pełnego detali, realistycznego i momentami brutalnego. Henryk, nasz bohater, rozpoczyna przygodę w roli ochroniarza szlachcica, Jana Ptaszka. Wygląda na to, że życie w końcu nabrało sensu. Zbroja błyszczy, status społeczny wzrósł, a my wyruszamy na ważną misję dyplomatyczną. Sielanka nie trwa jednak długo - świat gry szybko przypomina, że Bohemia to miejsce, w którym nie ma miejsca na komfort i stabilizację.
Napad bandytów burzy wszystko. Henryk i Jan zostają zredukowani do roli uciekinierów, a ja razem z nimi - zaczynamy od zera. Strata doświadczenia, zbroi i broni jest bolesna, ale idealnie wprowadza w realia Kingdom Come. Gra zręcznie wykorzystuje ten moment do wprowadzenia samouczków, które przypominają mechaniki pierwszej części i wyjaśniają nowe elementy. To świetne rozwiązanie dla osób, które dopiero teraz sięgają po tę serię, niemniej dla weteranów może być nieco męczące. Z początku czułem lekki zawód, że wszystkie osiągnięcia Henryka z pierwszej części zostały wyzerowane, ale narracyjnie to ma sens - nic tak nie zmusza do działania, jak konieczność odzyskania dawnej chwały.
Relacja z Janem Ptaszkiem dodaje humoru, choć chwilami balansuje na granicy farsy (momentami czułem się, jakbym oglądał średniowieczne Grand Theft Auto, serio). Ich wspólne perypetie przypominają wieczór kawalerski, pełen kłótni, bójek i niezręcznych sytuacji. Jan to postać, którą można jednocześnie uwielbiać i nienawidzić. Jego buńczuczny charakter i skłonność do pakowania się w kłopoty bywają zabawne, ale momentami miałem ochotę zostawić go w kałuży błota. Na szczęście gra w pewnym momencie pozwala skupić się na własnej ścieżce, a to przynosi upragnioną swobodę.
Kiedy opadły emocje pierwszych godzin, mogłem wreszcie rozejrzeć się po świecie gry. Bohemia w Kingdom Come: Deliverance 2 jest jeszcze piękniejsza niż w pierwszej części. Malownicze lasy, pola kapusty i wijące się strumienie wyglądają jak żywe obrazy. To miejsce, w którym każda ścieżka zdaje się prowadzić do odkrycia czegoś nowego. Spędziłem długie chwile, eksplorując okolicę, zbierając zioła i podziwiając krajobrazy. To właśnie ten świat, pełen detali i autentyczności, sprawia, że Kingdom Come wciąż wyróżnia się na tle innych RPG-ów.
No i ta wartość dodana dla osób z naszego regionu w postaci widoków przypominających nasze, rodzime. Przechadzając się po Bohemii, odnosiłem nieraz wrażenie, jakbym spacerował po, przykładowo, świętokrzyskiem. Czasem przeszkadzała mi tylko optymalizacja, którą twórcy powinni jeszcze poprawić. W jednej chwili miałem 50 FPS-ów, a w mgnieniu oka liczba ta potrafiła spaść do 30. Zdarzały się też różnego rodzaju glicze, ale zrzucam to na karb wciąż trwających, nieskończonych szlifów.
Spodobał mi się nowy system ubrań. Możliwość szybkiego przełączania się między zestawami to strzał w dziesiątkę. W jednej chwili mogłem wyglądać jak biedny chłop, a w następnej jak opancerzony rycerz. To nie tylko kosmetyczny dodatek. Odpowiedni strój wpływa na interakcje z NPC-ami. Zaniedbany wygląd może utrudnić negocjacje, podczas gdy schludna prezencja otwiera drzwi do nowych możliwości. To drobiazg, który jednak świetnie wpisuje się w filozofię gry, gdzie każdy szczegół ma znaczenie.
Rozgrywka w Kingdom Come: Deliverance 2 to znajome doświadczenie, ale w wyraźnie dopracowanej formie. System walki nadal wymaga precyzji i cierpliwości. Każde starcie, nawet z przeciętnym bandytą, to wyzwanie. Wciąż musiałem uważnie planować, jak podejść do przeciwnika, a za błędy byłem szybko karany. Nie jest to system dla każdego - wymaga nauki i opanowania, ale daje ogromną satysfakcję, kiedy już się go zrozumie.
Eksploracja również nie zawodzi. Zbieranie ziół, eksperymentowanie z alchemią czy wchodzenie w interakcje z NPC-ami to prawdziwa frajda. Twórcy zadbali o to, by wszystkie te elementy były bardziej przystępne dzięki lepiej zaprojektowanym samouczkom. W porównaniu do pierwszej części wszystko wydaje się bardziej intuicyjne, dzięki czemu łatwiej zanurzyć się w świecie gry. Jedynie interfejs - co prawda, piękny i inspirowany średniowieczną estetyką - momentami bywał nieco toporny. Mapa przypomina ręcznie malowane dzieło, ale nawigacja w menu czasem wymagała zbyt dużej cierpliwości.
Kingdom Come: Deliverance 2 to gra, która wymaga cierpliwości, ale odwdzięcza się autentycznym klimatem i satysfakcjonującą eksploracją. Początek bywa chaotyczny i momentami zbyt humorystyczny, ale szybko wciąga w wir wydarzeń. Relacje między postaciami są czasem przesadzone, ale wzmacniają unikalny charakter gry. Największą gwiazdą pozostaje jednak świat - piękny, złożony i pełen detali. To miejsce, w którym chce się przebywać, odkrywać i poznawać kolejne historie.
Po dobrych kilku godzinach spędzonych w Bohemii czuję, że gra ma potencjał, by stać się czymś wyjątkowym. Jeśli dalsza część utrzyma poziom, czeka nas średniowieczna epopeja, która na długo zapadnie w pamięć. Na ten moment jestem pełen nadziei - Bohemia znów mnie oczarowała. Premiera gry 4 lutego, a my już 3 lutego zaprosimy was do lektury pełnej recenzji.