Star Wars: Battlefront - Zewnętrzne Rubieże - recenzja
Star Wars: Battlefront doczekał się pierwszego dodatku. Czy warto za niego zapłacić prawie 60 złotych?
Oczywiście jeśli wykupiliśmy przepustkę sezonową dla Star Wars: Battlefront, rozszerzenie Zewnętrzne Rubieże (pierwsze z serii czterech zaplanowanych) otrzymaliśmy bezpłatnie. W innym przypadku musimy za nie zapłacić niespełna 60 złotych. To niemało, ale po kilku miesiącach rozgrywki w Battlefronta miłośnicy tej gry są skłonni zapłacić wiele za jej urozmaicenie. Tym bardziej, że jednym z największych minusów produkcji studia EA DICE jest właśnie niezbyt bogata zawartość.
Ta zostaje odczuwalnie rozszerzona wraz z zainstalowaniem Star Wars: Battlefront - Zewnętrznych Rubieży. W dodatku znalazły się cztery zupełnie nowe plansze, umiejscowione na znanych już z podstawki planetach - Tatooine oraz Sullust. Na tej pierwszej wprowadzono pałac Jabby oraz znajdujące się tuż przy nim garaże z barkami. Z kolei na drugiej możemy się teraz przenieść do fabryk oraz na tamtejsze platformy i rurociągi. W szczególności pałac Jabby powinien ucieszyć fanów - nie tylko dlatego, że w tym miejscu rozgrywała się akcja "Powrotu Jedi", ale także dlatego, że DICE zaprojektowało tę mapę naprawdę świetnie. Jest pełna korytarzy, przejść i skrytek, dzięki którym zabawa na niej jest wyjątkowo emocjonująca. Nie brakuje na niej także takich smaczków, jak zamrożona w karbonicie postać czy dół z żarłocznym Rancorem. Jako miłośnicy "Gwiezdnych wojen" jesteśmy zachwyceni.
W Star Wars: Battlefront - Zewnętrznych Rubieżach wprowadzono niedostępny do tej pory tryb rozgrywki - Konwój. Standardowo gracze dzielą się w nim na dwie drużyny - rebeliantów oraz imperliastów. Ci pierwsi muszą dopilnować transportu cennego ładunku w określne miejsce (porusza się on samoistnie, my musimy go tylko bronić), a ci drudzy, rzecz jasna, powstrzymać ich przed wykonaniem tego zadania. To nic bardzo odkrywczego, ale zabawa w tej formie bardzo nam się spodobała. Jest w niej miejsce zarówno na dynamiczne strzelaniny, jak i na elementy taktyki oraz współpracy.
Star Wars: Battlefront - Zewnętrzne Rubieże to także dwie nowe postacie. Niestety, DICE nie zdecydowało się (jeszcze?) na wprowadzenie któregoś z kultowych bohaterów, takich jak Chewbacca czy Yoda, tylko dwóch mniej znanych - Greedo i Nien Nunba - ale oboma gra się całkiem przyjemnie. Greedo (łowca głów) został "wyposażony" we wskaźnik temperamentu, dzięki któremu im dłuższą zaliczymy serię zabójstw, tym z lepszych granatów możemy skorzystać. Natomiast Nien Nunb (przemytnik) potrafi rozstawiać miny oraz wieżyczki, a do tego świetnie strzela z karabinu snajperskiego.
A propos wyposażenia właśnie, w Star Wars: Battlefront - Zewnętrznych Rubieżach nie mogło zabraknąć nowych typów broni oraz gadżetów. DICE wprowadziło karabin Relby V-10 oraz pistolet blasterowy DT-12. Ponadto na liście kart pojawiły się trzy nowe pozycje: "Strzelba", "Granat dioxisowy" oraz "Stymulator adrenaliny". To niestety wszystko. Prawdę pisząc, spodziewaliśmy się, że w rozszerzeniu znajdziemy więcej nowinek.
Star Wars: Battlefront - Zewnętrzne Rubieże to wartościowy dodatek, ale nie aż tak wartościowy, jak byśmy sobie życzyli. Z jednej strony otrzymaliśmy w nim cztery nowe mapy, nowy tryb zabawy oraz dwie nowe, przemyślane postacie, ale z drugiej - nie wprowadzono w nim żadnej nowej planety ani żadnego bohatera, który wzbudziłby większe emocje wśród fanów "Gwiezdnych wojen". Tym niemniej według nas jest to rozszerzenie warte wydania tych niecałych 60 złotych.