MLB The Show 20 - recenzja

MLB The Show 20 /materiały prasowe

​Podobnie jak 99,99% Europejczyków, nie interesuję się baseballem. Z tym większym zainteresowaniem podszedłem do testowania MLB: The Show 20.

Oczywiście miałem duże obawy przed tym, że nie będę w stanie przygotować rzetelnej recenzji tej gry, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że jeśli napiszę ją z perspektywy zupełnego "nooba", to będzie ona miała jeszcze większą wartość. W końcu na naszym kontynencie prawie nikt się tą dyscypliną sportu nie interesuje, prawda? A mógłby się zainteresować - i sportem, i grą - bo to świetna rozrywka!

Oczywiście ktoś, kto do tej pory nie grał ani nie oglądał baseballu, największe trudności będzie miał na etapie nauki wszystkich zasad i przepisów. Ja spędziłem przed konsolą kilka godzin, zanim pojąłem je na tyle, by móc czerpać przyjemność z zabawy. W tym samym czasie uczyłem się oczywiście sterowania, które w żadnym stopniu nie przypomina tego znanego z FIFY czy NBA (i nie ma się co dziwić, bo i baseball diametralnie różni się od piłki nożnej czy koszykówki). Jednak w końcu zrozumiałem, czym jest strike i home run. W końcu nauczyłem się rzucać i odbijać piłkę oraz zaliczać bazy. I gdy do tego doszło, zacząłem się naprawdę przednio bawić! MLB: The Show 20 to świetna gra sportowa, której warto poświęcić czas nawet, jeśli na co dzień baseball kojarzy nam się głównie z kijem bejsbolowym używanym do eksterminacji zombie w Dead Rising.

Reklama

MLB: The Show 20 można potraktować też jako swego rodzaju ciekawostkę, okazję do poznania czegoś nowego, wirtualną wycieczkę przez nieznane. EA Sports w swojej grze zawarło wszystkie liczące się bejsbolowe drużyny z amerykańskiej ligi, a także spędziło wiele godzin na wiernym odwzorowaniu zarówno zawodników, jak i stadionów, wśród których nie zabrakło ani tych małych, ani tych największych. Wykorzystano chyba wszystkie licencje, jakie tylko było można, w tym na kije, ochraniacze, kaski czy... okulary. To MLB (rozwinięcie tego skrótu to Major League Baseball, jeśli jeszcze go nie rozszyfrowaliście) pełną gębą. Oprawa meczowa jest taka sama, jak w telewizyjnych transmisjach - nie zabrakło ani typowych wstawek czy ujęć, ani przeprowadzanych przez dziennikarkę wywiadów.

W MLB: The Show 20 znalazł się oczywiście tryb kariery, w którym obejmujemy kontrolę nad wybranym klubem i rozgrywamy nim kolejne sezony, dbając nie tylko o jak najlepszy skład i odnoszenie zwycięstw, prowadzących ostatecznie do zdobycia tytułu mistrzowskiego, ale także o stronę finansową - po odblokowaniu odpowiednich kart możemy pozyskać finansowanie od takich firm, jak Adidas, Nike, Jordan czy Axe. Co ciekawe, gra pozwala też na stworzenie swojej własnej drużyny (możemy zdecydować o wszystkim, począwszy od herbu aż po skład), a także swojego własnego zawodnika, którym następnie będziemy mogli pokierować w opcji kariery podobnej do tej znanej z FIFY. Jest też kilka pomniejszych trybów - jeden pozwala nam na rozegranie pojedynczego spotkania, w drugim możemy przejść przez pojedynczy sezon, a w innym możemy zapoznać się z historycznymi spotkaniami MLB.

Rzecz jasna, MLB: The Show 20 pozwala także na rozgrywkę sieciową. Poza tym, że możemy rywalizować ze znajomymi - w pojedynczym meczu albo w całej prywatnej lidze - czekają na nas także rozgrywki z zupełnie obcymi osobami przez sieć, a także odpowiednik FIFA Ultimate Team, który tutaj nazywa się Diamond Dynasty. Nie różni się on zbytnio od FUT-a, ale posiada dwie dodatkowe opcje zabawy, których FUT nie posiada. Pierwszy z nich to Battle Royale, w którym zostajemy w grze, dopóki nie przegramy (jeśli uda nam się wygrać, zdobywamy nagrody), oraz Podbój, w którym staramy się zdominować dany obszar, nie tylko wygrywając mecze, ale także starając się zdobyć jak największą liczbę fanów. Oba te tryby to fajne urozmaicenie.

MLB: The Show 20 wygląda tak dobrze, że nie sądzę, aby na tej generacji konsol udało się "Elektronikom" stworzyć jeszcze ładniejszą symulację. Wszystko - wygląd zawodników, ich animacje, oświetlenie i cieniowanie, przerywniki, prezentacja trybun - robi tak dobre wrażenie, że ktoś, kto przejdzie obok was i rzuci okiem na ekran, może pomyśleć, że oglądacie telewizyjną transmisję.

Nie oceniam MLB: The Show 20 z perspektywy fana serii, tylko z perspektywy casuala, który - jak się okazało - potrafił zrozumieć, co tak bardzo podnieca Amerykanów w baseballu, a następnie spędził z wirtualną symulacją tego sportu kilkanaście emocjonujących godzin. I na koniec przyznał, że chciałby, aby FIFA (czyli symulacja jego ulubionej dyscypliny sportowej) była traktowana przez "Elektroników" z takim samym pietyzmem i czułością.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy