Gravity Rush 2 jest grą wielką - w przenośni i dosłownie. Zapraszamy do recenzji nieoczekiwanego przeboju!
Przyznajemy bez bicia, że nie mieliśmy okazji zagrać w pierwszą część Gravity Rush. Najpierw pokazała się w wersji na podupadającą PlayStation Vitę, a gdy przeniesiono ją na PlayStation 4, tak jakby zabrakło jej siły przebicia. Tym razem jednak nie było mowy o tym, żeby odpuścić. Gravity Rush 2 trafiło do napędu redakcyjnej konsoli (PS4), a następnie... przepadliśmy na dobre.
Napiszmy to wprost - byliśmy zawiedzeni początkiem Gravity Rush 2. Ba, już dawno się tak nie wynudziliśmy, jak podczas pokonywania pierwszych zadań. Częściowo była to także wina tego, że musieliśmy przejść przez samouczki, bez których trudno byłoby opanować największą ciekawostkę, jaka znalazła się w tej grze - zabawę w manipulowanie grawitacją (o czym za chwilę). Jednak szybko okazało się, że to dopiero przystawka do głównego dania, które okazało się być... dopiero pierwszym daniem, po którym zaserwowano nam drugie, jeszcze obfitsze. Gravity Rush jest grą niemal tak dużą, jak chociażby rodzimy Wiedźmin 3. A nie mówimy o RPG-u, tylko o zręcznościówce.
W Gravity Rush 2 przenosimy się do olbrzymiego, fantastycznego świata, składającego się z wysp i wysepek zawieszonych w przestrzeni. Prawie każda lokacja urzeka tutaj pomysłowością, rozmiarami i dbałością o szczegóły. W grze wcielamy się w Kat, która wraz ze swoim partnerem Sydem zostaje przymusowo włączona w szeregi kompanii górniczej, zajmującej się wydobyciem drogocennych klejnotów. Towarzyszy jej nieustannie kot Pyłek, dzięki któremu posiada ona swoje nadnaturalne umiejętności, pozwalające jej kontrolować grawitację.
Na czym owo kontrolowanie polega? Otóż Kat może swobodnie latać, zmieniać kierunek grawitacji (i w ten sposób chodzić po ścianach czy sufitach) czy ciskać w przeciwników okolicznymi przedmiotami (a nawet ludźmi, sic!). Na tym jej zdolności się nie kończą. Z czasem odkrywamy nowe, przydatne zarówno podczas eksploracji, jak i w trakcie potyczek z wrogami - czy to stworami, czy to ludźmi. Zabawa grawitacją to świetna zabawa, która potrafiła przyprawić nas o zawroty głowy (na szczęście jednym naciśnięciem przycisku na padzie możemy "wyprostować" perspektywę).
W rozległym świecie gry czeka na nas po prostu ogrom aktywności. Poza misjami fabularnymi mamy do wykonania mnóstwo zadań pobocznych (opcjonalnych) czy stosunkowo prostych, acz wciągających wyzwań, przed którymi możemy stanąć. Wynikami w tych ostatnich możemy się pochwalić, prezentując je online. Gra pozwala także wysyłać wiadomości do innych graczy (i vice versa) czy dzielić się wykonanymi przez nas zdjęciami (i vice versa). Na nudę nie sposób tutaj narzekać. Wręcz przeciwnie, można się obawiać, że w Gravity Rush 2 spędzimy znacznie więcej czasu niż planowaliśmy.
Od strony artystycznej Gravity Rush 2 to jedna z ciekawszych gier, z jakimi się ostatnio zetknęliśmy. Wszystkie odwiedzane lokacje wyglądają przepięknie, a postacie - ze swoim wyglądem i sposobem poruszania się - świetnie pasują do specyficznej, japońskiej stylistyki. Specyficzny jest także sposób prowadzenia fabuły. Cutscenki przedstawiono tutaj bowiem w komiksowej formie, podobnie jak dialogi z NPC-ami. Postacie w Gravity Rush 2 mówią, ale w nieznanym na kuli ziemskiej języku (można go nazwać bełkotem w "simsowym" stylu). Wygląda to jednak tak, jakby cały czas, który twórcy mieli poświęcić na nagranie dialogów, poświęcili na napisanie ścieżki dźwiękowej. Ta jest bowiem po prostu świetna!
Podczas gdy wydawało nam się, że Resident Evil VII: Biohazard to najlepsze, co spotka nas w styczniu, okazało się, że na miano najlepszej gry początku roku może zasłużyć Gravity Rush 2. To ogromna, wciągająca, barwna, różnorodna gra akcji, która porwie was na dziesiątki godzin.