Cyberpunk 2077 - recenzja

Cyberpunk 2077 /materiały prasowe

​W końcu jest. Najbardziej oczekiwana gra roku. Czy spełnia pokładane w niej nadzieje?

Nie było łatwo zachować obojętność wobec Cyberpunka 2077. Nowa produkcja twórców Wiedźmina wzbudzała od dawna tak duże emocje, że gdy tylko znalazła się na naszym redakcyjnym pececie, przeszył mnie dreszcz ekscytacji. Jednak zrobiłem wszystko, by podejść do niej jak najbardziej obiektywnie. Większość czasu spędzonego z grą była wypełniona zachwytami, ale nie zabrakło też rzeczy, za które dzieło CD Projekt RED należy zganić.

Na początku Cyberpunka 2077 decydujemy o przeszłości naszego bohatera - V. Do wyboru są trzy ścieżki: nomada, netrunner oraz dziecko korporacji. To, którą wybierzemy, wpływa na (dość długi) wstęp do właściwej rozgrywki, a także na niektóre opcje dialogowe. Na starcie określamy też płeć i wygląd naszej postaci (kreator jest baaardzo bogaty w opcje), jak również rozdzielamy punkty między podstawowe atrybuty: budowę ciała, refleks, zdolności techniczne, inteligencję oraz opanowanie.

Reklama

Niezależnie od tego, które tło historyczne wybierzemy, ostatecznie nasz bohater napotyka na swojej drodze Jackiego, złodzieja, z którym zaczynają planować wspólny podbój Night City. Niestety nie wszystko idzie po ich myśli, w wyniku czego muszą się rozstać, a do głowy V zostaje wszczepiona świadomość Johnny'ego Silverhanda, granego przez Keanu Reevesa. W ten oto sposób zaczynamy nowe życie, które wkrótce okaże się jeszcze bardziej skomplikowane niż mogło się wydawać.

Z pewnością fabuła to jedna z najmocniejszych stron Cyberpunka 2077. Gra szybko zaczyna wciągać po uszy, by nie wypuścić ze swojej matni przez wiele godzin. Co prawda wątek główny da się ukończyć w ciągu 20 godzin, ale kto by pominął te wszystkie aktywności poboczne, które przygotował CD Projekt RED? A po ich uwzględnieniu czas rozgrywki może się wydłużyć nawet do grubo ponad setki godzin.

Powiedziałbym jednak zbyt mało, gdybym pochwalił samą fabułę. Na podobne pochwały zasługuje sposób jej realizacji. Sposób reżyserii jest iście hollywoodzki, dialogi zostały świetnie napisane, a gra aktorska naprawdę robi robotę. Nie tylko ta w wykonaniu Keanu Reevesa, choć wiadomo, że jest to tutaj gwiazda, która błyszczy najmocniej.

Cyberpunk 2077 nie byłby tym, czego oczekiwaliśmy, bez fantastycznej kreacji świata. Night City to miejsce, które nie tylko eksplorujemy. To miejsce, które czujemy całym sobą. Można ponarzekać na stopień jego zaludnienia (na pierwszych materiałach z gry NPC-ów było dużo więcej), ale pomimo tego atmosfera, jaką udało się stworzyć "Redom", jest niesamowita. To mokry sen każdego miłośnika "Blade Runnera" i cyberpunku ogółem.

A co z samą rozgrywką? Na wstępie trzeba przyznać, że Cyberpunk 2077 to RPG z krwi i kości. Nie brakuje w nim także akcji - ta, gdy już się rozkręci, to na całego - ale elementy erpegowe wyraźnie dominują. Nacisk na historię, multum tekstu do przeczytania (dla chętnych), mnóstwo dialogów z wyborami, nieliniowość (choć oczekiwałem większego wpływu na rozwój fabuły), rozbudowany rozwój postaci, ogrom przedmiotów do zebrania... Tak, to zdecydowanie bardziej RPG niż akcja.

Jeśli chcecie, możecie uniknąć większości strzelanin (nie napiszę, że wszystkich, tak jak zapowiadali to twórcy). Zamiast sięgać po giwerę, przeważnie możecie zdecydować się na rozwiązywanie spraw po cichu - albo poprzez omijanie przeciwników, albo poprzez ich cichą likwidację, albo poprzez zabawę w hakowanie (to rzeczywiście uproszczono w stosunku do zapowiedzi - da się dzięki niemu osiągnąć pożądane efekty, ale sama mechanika na dłuższą metę zwyczajnie nudzi), albo poprzez umiejętne poprowadzenie dialogu.

A gdy już rozpoczniemy otwarte starcie, możemy liczyć na zastrzyk adrenaliny. Wprawdzie strzelaniny są również dość erpegowe (nie liczcie, że strzał w głowę oznacza od razu zgon adwersarza), jednak zarazem efektowne i emocjonujące. Powiedziałbym, że przypominają te znane z serii Borderlands. A to komplement.

Także model jazdy samochodem okazuje się lepszy niż się zapowiadało na podstawie materiałów przedpremierowych. Pojazdami jeździ się całkiem przyjemnie - niezależnie od tego, czy zdecydujemy się na widok z oczu, czy z tyłu. Nie zabrakło sensownej fizyki ani dość realistycznego modelu zniszczeń.

Jak to w erpegu, wykonując zadania (których jest w Cyberpunku 2077 całe mnóstwo, począwszy od króciutkich, a na bardzo rozbudowanych skończywszy), zdobywamy punkty doświadczenia. Te z kolei pozwalają nam awansować na coraz wyższe poziomy. A każdy kolejny poziom to punkty do rozdysponowania. Nie tylko na wspomniane wcześniej atrybuty (które decydują o tym, jak radzimy sobie w walce, hakowaniu czy rozmowach), ale także na atuty, czyli różnego rodzaju umiejętności - zarówno aktywne, jak i pasywne. Te drugie podzielono na trzy drzewka: wysportowanie, demolkę i walki uliczne. Jakby tego było mało, u ripperdoca możemy instalować wszczepy, wśród których pojawiają się nawet podręczna wyrzutnia rakiet, ostrza modliszkowe czy wzmocnienie nóg, pozwalające na wykonywanie wysokich skoków. Rozwój postaci rozwiązano wzorowo.

Audiowizualnie Cyberpunk 2077 to prawdziwy majstersztyk. Przeniesienie z perspektywy trzecioosobowej (stosowanej w Wiedźminie) do pierwszoosobowej było według mnie doskonałym posunięciem. Pozwoliło zanurzyć się w świecie gry i w scenach, w których bierzemy udział (właśnie, bierzemy udział, a nie tylko oglądamy), w stopniu, którego nie potrafię porównać z niczym innym.

Nie byłoby to możliwe, gdyby nie udźwiękowienie. Głosy postaci czy dźwięki otoczenia w połączeniu z doskonale dobraną muzyką potrafią przenieść do innego świata. Chwilami zapominałem, że siedzę w mieszkaniu, przed komputerem, a nie w metropolii przyszłości, opanowanej przez megakorporacje, hakerów i seks. Tak, tego ostatniego jest w Cyberpunku 2077 naprawdę sporo.

Grafikę chwalę głównie za kreację artystyczną, która jest doprawdy fenomenalna. Natomiast od strony technicznej... cóż, na pewno nie jest to ani przełom, ani najładniejsza gra, jaka do tej pory powstała. Widać wyraźny downgrade względem materiałów prezentowanych rok czy dwa lata temu. Jestem bardzo ciekaw wersji przygotowywanej z myślą o next-genach. Może ona przeniesie rewolucję. A póki co jest po prostu bardzo dobrze.

Ale. No właśnie, jest jedno "ale", o którym wszyscy głośno dyskutują. Cyberpunk 2077 ewidentnie powstawał w dużym pośpiechu, o czym świadczą doniesienia o crunchu w ostatniej fazie produkcji, jak również kilkukrotne opóźnianie premiery przez CD Projekt RED. I to niestety widać. Wersja, z którą miałem do czynienia, była jak najbardziej grywalna, ale wyjątkowo bogata w bugi. Przenikające się obiekty, lewitujące postacie, problem z wykrywaniem naciśnięcia przycisku, zanikający dźwięk, niedziałające przedmioty... Lista błędów i glitch jest naprawdę duża. Pozostaje mieć nadzieję, że patch przygotowywany na premierę większość z nich załata. "Redzi" zapowiadają, że po zainstalowaniu ważącej kilkadziesiąt gigabajtów łatki będziemy mieli do czynienia z "całkowicie inną grą". Wierzę, że tak będzie, ale moim zadaniem jest ocena produktu, który otrzymałem do testów.

Na szczęście bugi nie przeszkodziły mi w czerpaniu ogromnej przyjemności z niemal każdej aktywności, jaką zawarto w Cyberpunku 2077. Nieważne, czy akurat szedłem głównym wątkiem, czy wykonywałem poboczny quest, czy zwyczajnie zwiedzałem Night City, byłem pod ogromnym wrażeniem. Kreacja artystyczna, klimat, świat, fabuła, postacie, dialogi - to z pewnością najmocniejsze strony gry, które czynią z niej coś wyjątkowego. Kilka rzeczy poszło też nie tak, przez co trudno mówić o najwyższej ocenie. Ale ta prawie najwyższa jest jak najbardziej zasłużona.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Cyberpunk 2077
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy