Blacksad: Under the Skin - recenzja

Blacksad: Under The Skin /materiały prasowe

​Jak wiadomo, natura nie znosi próżni. Studio Telltale Games wprawdzie przestało istnieć, ale gry w jego stylu wciąż powstają. Przykład - Blacksad: Under the Skin!

Ok, Telltale Games przestało istnieć, by następnie odrodzić się pod tą samą nazwą, ale nawet gdyby do tego nie doszło, miłośnicy jego twórczości nie musieliby się zbytnio martwić. Są inni deweloperzy, którzy potrafią tworzyć przygodówki i którzy z chęcią wypełniliby lukę. Jednym z nich jest z pewnością francuskie studio Pendulo, które do tej pory dało się poznać za sprawą całkiem udanych serii Runaway czy Yesterday, a niedawno wydało na świat Blacksad: Under the Skin. Co to za gra?

Jeśli interesujecie się komiksami, być może tytuł sporo wam już powiedział. Zgadza się, Blacksad: Under the Skin to adaptacja rysowanej historii w wykonaniu Juana Diaza Canalesa oraz Juanjo Guarnido. Duet ten - w którym pierwszy jest scenarzystą, a drugi rysownikiem - pracuje nad tą serią od 2000 roku i do tej pory stworzył w jej ramach pięć albumów. Nie jest to może komiksowy mainstream, ale na pewno nie można też powiedzieć, że to przeciętniak. "Blacksad" był tłumaczony na kilkadziesiąt języków (w tym na język polski) i swego czasu mówiło się o zainteresowaniu nim nawet ze strony Hollywood. Filmu się póki co nie doczekał, ale za to doczekał się gry - i to na niej się skupmy.

Reklama

Blacksad: Under the Skin rozgrywa się w świecie znanym z komiksów, ale opowiada zupełnie nową historię. Skupia się ona na tytułowej postaci Johna Blacksada, antropomorficznego kota i zarazem detektywa, do którego zgłasza się pewnego dnia niejaka Sonia Dunn. To córka właściciela klubu bokserskiego, który (właściciel) popełnił kilka dni temu samobójstwo. Od teraz cały interes spoczywa na barkach nieszczęśniczki. Żeby nie stanąć przed widmem bankructwa, musi odszukać Roberta Yale'a, boksera, który ma właśnie stoczyć wielką walkę, ale przepadł w tajemniczych okolicznościach. Pora wyjaśnić tę całą sprawę.

Zabawa w Blacksad: Under the Skin opiera się na kilku elementach. Po pierwsze - eksplorujemy lokacje, szukając poszlak, dowodów etc. Po drugie - prowadzimy rozmowy i przesłuchania, które mogą mieć różny przebieg, zależnie od podejmowanych przez nas decyzji (co ciekawe, możemy w ich trakcie wykorzystywać kocie zmysły). Po trzecie - bierzemy udział w sekwencjach zręcznościowych typu QTE, które czasem są istotne (pomyłka może nas słono kosztować), a czasem nie mają większego znaczenia (popełniamy gafę i nic się nie dzieje). Bywa także, że odbijamy się od nich przez dłuższą chwilę, bo na przykład twórcy przesadzili z marginesem błędu. Co gorsza, każda pomyłka oznacza powrót do checkpointu, gdzie może na nas czekać... niemożliwy do pominięcia dialog. Ziewnąłem, pisząc to.

Z jednej strony Blacksad: Under the Skin potrafi zaskoczyć przesadnymi trudnościami (i to tam, gdzie się ich nie spodziewasz), a z drugiej - łatwizną występującą tam, gdzie oczekujesz wyzwania. Chodzi mi głównie o system dedukcji, który nie wymaga od nas praktycznie niczego poza przesuwaniem (nawet całkiem przypadkowym) wersów aż do momentu, w którym Blacksad nie potwierdzi, że o to chodziło. A skoro już narzekam, to wspomnę jeszcze o sterowaniu przy użyciu klawiatury i myszy (grę testowałem w wersji na pecety), które jest po prostu niewygodne. Myszy używamy do korygowania pozycji kamery, WSAD-em poruszamy postacią, a w interakcje z otoczeniem wchodzimy, wciskając spację. Całkiem nieintuicyjne rozwiązanie. Zdecydowanie lepiej grać w Blacksad: Under the Skin za pomocą pada.

Z powyższej recenzji może wyłaniać się obraz miernoty, dlatego muszę na koniec jasno i wyraźnie powiedzieć - Blacksad: Under the Skin ma kilka mankamentów, ale poza tym to naprawdę dobra przygodówka. Ze świetnym klimatem w stylu noir (komiksowe podwaliny zrobiły swoje), z tajemniczą i intrygującą fabułą, z dialogami, których dobrze się słucha, oraz z atrakcyjną oprawą graficzną (miłośnicy rysowanego oryginału powinni być wniebowzięci). Muszę pochwalić twórców także za to, że wybory, których dokonujemy podczas zabawy, mają rzeczywisty wpływ na ciąg dalszy (wypada to lepiej niż w grach od Telltale Games). Z tego całej mieszanki pochwał i nagan wychodzi...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama