Amnesia: A Machine For Pigs
Większość z nas lubi się bać, ale tylko niewielu potrafi straszyć. Panowie ze studia Frictional Games pokazali już raz, że wiedzą, jak wywołać ciarki na plecach.
Amnesia: Mroczny Obłęd to jeden z najlepszych survival horrorów. Nie tylko ostatnich lat, ale w ogóle. Grając w produkcję Frictional Games, bałem się nie na żarty. Mroczne lokacje, ciągła niepewność, majaki głównego bohatera, jego bezbronność... to wszystko powodowało, że co pół godziny musiałem robić sobie przerwę. Bałem się, naprawdę się bałem. Czyli dostałem to, co chciałem. I nie mogłem doczekać się kontynuacji. Ta nadeszła niedawno. Już sam jej tytuł powodował u mnie mrowienie w potylicy. Ale czy Amnesia: A Machine for Pigs jest tak dobra, jak poprzedniczka?
Zacznijmy od fabuły, która rozgrywa się w epoce pary i elektryczności, na przełmie dziewiętnastego i dwudziestego wieku, w wiktoriańskim Londynie. Jej głównym bohaterem jest niejaki Oswald Mandus, właściciel miejscowej fabryki przetwórstwa mięsnego, który budzi się po powrocie z wyprawy do Meksyku, odkrywając szybko, że stracił pamięć i że nie jest już taki sam, jak kiedyś. Nie ma pojęcia, co się z nim działo w ostatnich chwilach (?) jego życia. Jego głównym zaś celem jest odnalezienie dwójki synów.
Zaczyna się interesująco, ale później scenariusz jest prowadzony niezbyt umiejętnie. Przedstawiony na początku wątek (skądinąd ciekawy) nie jest później dostatecznie eksploatowany, a te, które grają pierwsze skrzypce, opowiedziane zostały w sposób niegramotny i przeważnie płytki. Widać, że autorzy (już nie Penumbra Games, a The Chinese Room) chcieli stworzyć COŚ, ale wyszedł im z tego tylko maleńki "cosik". Co prawda, starają się wciągnąć nas w opowiadaną historię za pomocą odnajdywanych notatek i nagrań głosowych, uzupełnianych regularnie przez monolog wewnętrzny Oswalda, ale nie za bardzo im to wychodzi.
O wiele lepiej wypada w Amnesii: A Machine for Pigs otoczenie. Wiktoriański Londyn, przepełniony odkryciami napędzanymi parą i elektrycznością, zaprojektowano z pomysłem i wyczuciem. Lokacje są na tyle mroczne, że samo ich przemierzanie wywołuje stan wzmożonej czujności (i to musi nam w większości wystarczyć, bo spotkania z potworami znalazły się tu na marginesie). Klimat to zdecydowanie mocna strona Amnesii: A Machine for Pigs. Gracz zaczyna zanurzać się w nim szybko i zanurza się raczej już na dobre. Osoby odpowiedzialne za muzykę oraz towarzyszące nam (i straszące nas) odgłosy mogą być zadowolone z efektów swojej pracy. Podobnie ludzie, którzy pomimo niezbyt nowoczesnego silnika graficznego i niewielkiego budżetu przygotowali szatę wizualną, której nie muszą się wstydzić.
Jednak klimat w survival horrorze to nie wszystko. A poza nim Amnesia: A Machine for Pigs nie może pochwalić się tym, co obok niego najważniejsze, a więc pierwiastkiem strachu. Tego nie ma w nowej grze chyba nawet w połowie tak wiele, jak w pierwowzorze. Nie wiem, czy podczas całej rozgrywki przestraszyłem się (tak NAPRAWDĘ przestraszyłem) więcej niż kilkanaście razy (a w "jedynce" bałem się niemal cały czas!).
W dużej mierze jest to na pewno efektem usunięcia z Amnesii: A Machine for Pigs poziomu obłędu, który w pierszej części podnosił się, gdy przebywaliśmy za długo w ciemności albo kiedy zostaliśmy nastraszeni przez jakąś maszkarę, wywołując u głównego bohatera zawroty głowy, problemy z widzeniem etc. Aby kompletnie nie zwariował, musieliśmy dbać o towarzystwo świec i lamp, a także z poszanowaniem podchodzić do podręcznego źródła światła. The Chinese Room zrezygnowało z tego - moim zdaniem, znakomitego - patentu na dobre. Nie musimy w ogóle martwić się o stan psychiczny Oswalda.
Amnesia: A Machine for Pigs - choć klimatyczna, całkiem ładna i nieźle brzmiąca - jest zdecydowanie słabsza od pierwowzoru. W tym przypadku "słabsza" oznacza jednak przede wszystkim "mniej straszna". A do tego krótka. Całą przygodę Oswalda można ukończyć w cztery godziny. Czas ten spędzamy przede wszystkim na przemierzaniu lokacji, zbieraniu notatek, omijaniu przeciwników oraz rozwiązywaniu zagadek. Jednak te ostatnie są dużo łatwiejsze niż w pierwowzorze, więc nie obawiajcie się o swoje szare komórki.
Na pewno nie tego oczekiwałem po produkcji The Chinese Room. Frictional Games popełniło moim zdaniem duży błąd, oddając drugą część Amnesii zewnętrznemu zespołowi. Jednak, żeby zachować recenzencką uczciwość, muszę napisać, że Amnesia: A Machine For Pigs nie jest tak zła, jak może wynikać z powyższego tekstu. To przeciętny (a nie kiepski) survival horror, z przeciętną (a nie kiepską) fabułą i rozgrywką. W zestawieniu z atrakcyjną ceną (około 60 złotych) może to być łakomy kąsek dla miłośników grozy.