Aliens: Fireteam Elite - recenzja
Mieliście nadzieję, że Aliens: Fireteam Elite będzie spełnieniem marzeń miłośników "Obcego"? Przykro mi, ale nic z tego.
Gry osadzone w uniwersum stworzonym przez Ridleya Scotta przeważnie zawodzą. Aliens: Colonial Marines okazało się koszmarną pomyłką, a Aliens: Fireteam Elite choć nieco lepsze, to jednak pozostawia wiele do życzenia. Na chwilę obecną miłośnicy "Obcego" muszą zadowolić się Obcym: Izolacją. Według mnie to najlepsza gra z ksenomorfami, jaka się kiedykolwiek ukazała. Lepsza nawet niż oryginalny Aliens vs. Predator (poza tym oczywiście zupełnie inna). A Aliens: Fireteam Elite? Cóż, to propozycja raczej wyłącznie dla najbardziej zagorzałych fanów starć z oślizgłymi kosmitami.
Aliens: Fireteam Elite to kooperacyjna strzelanka, przeznaczona do zabawy przez sieć. Twórcy zawarli w niej trzy fabularne kampanie, które przechodzimy łącznie we trzy osoby (jeśli brakuje żywych kompanów, dołącza do nas sztuczna inteligencja). Każde z nas wciela się w jedną z czterech klas postaci: strzelca, niszczyciela, technika lub medyka (po przejściu gry odblokowujemy dodatkową, piątą). Scenariusz schodzi oczywiście na dalszy plan (dodam tylko, że akcja gry toczy się 23 lata przed wydarzeniami przedstawionymi w filmowej trylogii), a my skupiamy się na strzelaniu do wyskakujących zewsząd przeciwników - nie tylko do dorosłych ksenomorfów, ale także do twarzołapów czy syntetyków. W sumie pod lufę wchodzi nam ponad 20 rodzajów wrogów.
Gra zachęca do ponownego przechodzenia tych samych poziomów, ale na inne sposoby (innymi klasami postaci czy z innym wyposażeniem) oraz na coraz wyższym poziomie trudności (na tym najniższym to czysta zabawa, ale na tych wyższych robi się już naprawdę gorąco). Z czasem odblokowujemy coraz to nowe typy broni (ponad 30 do wyboru), a także modyfikacje oraz moduły zwiększające naszą siłę rażenia (przeszło 70 zróżnicowanych opcji). Ponadto poszczególne misje za każdym razem mają nieco inny przebieg.
Tak więc teoretycznie Aliens: Fireteam Elite powinno być znakomitą rozrywką dla graczy spragnionych kooperacyjnego strzelania. Jednak szybko okazuje się, że twórcy nie podołali zadaniu i stworzyli grę ze wszech miar przeciętną. Samo strzelanie wypada w niej całkiem przyjemnie i przez kilka godzin można się nieźle bawić z padem w dłoniach. Jednak z czasem docierają do nas kolejne niepokojące sygnały. Plansze okazują się klaustrofobiczne i liniowe, ksenomorfy zachowują się głupio i stanowią typowe mięso armatnie, a gra przesadnie zmusza nas do powtarzania już ukończonych misji i zdobywania doświadczenia.
Samych plansz jest niewiele, a przebieg zadań jest zawsze podobny - idziemy z punktu A do punktu B i rozprawiamy się z grupą wrogów, później idziemy do punktu C i znów pokazujemy ksenomorfom, gdzie twarzołapy zimują... I tak dalej, i tak dalej. Za wadę można też uznać brak stosownego klimatu oraz napięcia, które powinny towarzyszyć starciom z ksenomorfami. Aliens: Fireteam Elite to typowa, przeciętna strzelanka, w której wiele rzeczy zrobiono nie tak jak się powinno.
Gra wygląda całkiem przyzwoicie, choć trudno mówić o oprawie nawet bliskiej nowej generacji. Jednak miłośnicy "Obcego" powinni być zadowoleni, bo twórcy całkiem nieźle uchwycili charakterystyczną estetykę. Pochwalić mogę także optymalizację. Aliens: Fireteam Elite działa płynnie i stabilnie nawet na przeciętnej klasy pececie. Najwyraźniej przeciętniak z przeciętniakiem zawsze się dogadają.
Nie miałem względem Aliens: Fireteam Elite wielkich oczekiwań, ale jednak liczyłem na miłą niespodziankę. Niestety, jeśli mogę w tym przypadku mówić o niespodziance, to wyłącznie o niezbyt przyjemnej. Studio Cold Iron stworzyło zupełnie przeciętną kooperacyjną strzelankę. Od innych reprezentantek gatunku odróżnia ją głównie to, że strzela się w niej do ksenomorfów. I nie jest to bynajmniej pochwała.