The Last of Us: Fani narzekają, że zbyt rzadko widzimy w nim zarażonych

Najnowszy wyemitowany odcinek był bez wątpienia jednym z najmocniejszych emocjonalnie. Fani są dość zgodni, że Bella Ramsey jako Ellie spisała się rewelacyjnie, być może zasłużyła nawet na statuetkę Grammy za swój doskonały występ.

Pozytywnie odebrany został również fakt, że w najnowszym odcinku w jedną z drugoplanowych ról wcielił się Troy Baker, który podkładał głos Joela w grze. Nie możemy też oczywiście zapomnieć o Pedro Pascalu w roli Joela, który nadał tej postaci dodatkowej głębi, a ostatnio odegrał rewelacyjną scenę przesłuchania.

Fanom jednak w całym serialu brakuje jednego elementu. W wielu dyskusjach na temat serialu przewija się wątek stosunkowo rzadkiego pojawiania się na ekranie samych zarażonych. W grze bohaterów prześladowało ciągłe poczucie zagrożenia, gracz miał bez przerwy świadomość, że przede wszystkim głównym wrogiem nie są bandy buntowników czy FEDRY, a kordyceps i zarażeni.

Serial, o ile w większości aspektów zrealizowany doskonale, o tyle zdaniem niektórych brakuje mu tego elementu ciągłego straszenia gracza zarażonymi, którzy mogą wyjść z każdego pomieszczenia. Łącznie na osiem wyemitowanych do tej pory odcinków, zarażonych widzieliśmy w zaledwie czterech.

Trudno przynajmniej częściowo nie zgodzić się z opiniami widzów. Nadal trzeba oczywiście pamiętać, że serial został pod wieloma względami zrealizowany świetnie i z dbałością o wiele szczegółów, ale dodatkowa scena czy dwie, w których bohaterowie słyszą odgłosy zarażonych, dostrzegają grzyba na ścianach i jakoś się do tych sytuacji odnoszą z pewnością nie zaszkodziłyby klimatowi, a wręcz przeciwnie. Pomogłoby to podkreślić wagę sytuacji i cel, do którego dążą oboje, czyli stworzenie leku lub szczepionki.