Lucasfilm miało inny pomysł na Star Wars Jedi: Fallen Order

​Lucasfilm - firma kontrolująca jakże ważną licencję "Gwiezdnych wojen" - miało początkowo dość odmienną wizję na grę Star Wars Jedi: Fallen Order i nie chciała zgodzić się, by główny bohater mógł używać Mocy. Zamiast tego proponowano łowcę nagród korzystającego ze zwykłych blasterów.

Reżyser Stig Asmussen wspominał w jednym z podcastów, że gdyby nie upór odpowiedzialnego za prace studia Respawn Entertainment, projekt otrzymałby całkiem inny tytuł i zapewne nie byłby tak dużym sukcesem. Okazuje się bowiem, że Lucasfilm bardzo niechętnie dzieli się "Mocą".

"Zaproponowałem, że może zrobimy grę o Jedi i umiejętnościach związanych z Mocą. Czuli się bardzo niekomfortowo z takim pomysłem. Rzucili coś o blasterach i łowcach nagród" - przypomina sobie zasłużony deweloper. Stig Asmussen w przeszłości współodpowiadał za sukces serii God of War.

Reklama

Weteran nie dał się przekonać na zmianę wizji. "Takie nie jest tło zespołu, który zbudowaliśmy, równie dobrze możecie mnie poprosić, żebym zrobił grę wyścigową. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek miał być szczęśliwy z takiego obrotu sytuacji" - argumentował reżyser produkcji.

Rozumowanie firmy Disney - właścicieli Lucasfilm - wydawało się być całkiem sensowne. Gdy zaczynano prace, "Gwiezdne wojny" kojarzyły się jeszcze jednoznacznie z Jedi, ale już kilka lat później - w okresie premiery gry - sytuacja się zmieniła, przez film "Rogue One" oraz serial "Mandalorian".

"Jedi to Święty Graal. Żeby zrobić o nim grę, trzeba na to zasłużyć. Trochę się sprzeczaliśmy, ale rozumieli moje stanowisko i ostatecznie zgodzili się, że możemy zacząć myśleć o projekcie na temat użytkowników Mocy, o ile nie są to Jedi. A później gra ukazała się z Jedi w tytule" - żartuje twórca.

Ostatecznie wszystko zakończyło się bardzo dobrze. Star Wars Jedi: Fallen Order to jedna z najlepszych gier w uniwersum "Gwiezdnych wojen" w ostatnim czasie, co po latach porażek musi być wytchnieniem nie tylko dla Lucasfilm, ale także dla Electronic Arts, która prawa ma do 2023 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama