InZoi – pierwsze wrażenia. Nowe The Sims?
InZoi to symulator życia stworzony przez południowokoreańską firmę Krafton, który na pierwszy rzut oka chce zdetronizować The Sims. Ma do tego pomysł, budżet, rozmach i naprawdę zaskakującą liczbę szczegółów. A do tego wygląda olśniewająco - zarówno w statycznych screenach, jak i w ruchu.
Tyle że po kilkunastu godzinach okazuje się, że w tej grze można robić wszystko... i zarazem nie ma się ochoty robić nic. W InZoi spędziłem kilka spokojnych wieczorów. Zacząłem z entuzjazmem, skończyłem z pytaniem w głowie: "czy ja się w ogóle bawiłem?". Bo choć technicznie wszystko działa i gra daje sporo możliwości, to całość sprawia wrażenie chłodnej symulacji życia, w której brakuje samego... życia.
Kreator postaci to jedno z najlepszych narzędzi tego typu, z jakimi miałem do czynienia. Można tu zmieniać każdy detal twarzy - z osobna ustawić kształt nosa, rozstaw brwi, zaznaczyć asymetrię oczu czy dopasować długość rękawów w ubraniu. Jest też tryb studyjny, w którym dobieramy światło i tło, by podglądać nasze postacie niczym w sesji zdjęciowej do magazynu mody. Co ciekawe, można nawet wgrywać własne grafiki i wykorzystywać je jako obrazy na ścianach czy tekstury ubrań.
Zoisy - czyli postacie, którymi gramy - wyglądają jak cyfrowi celebryci. Mają lśniące włosy, pełne usta i idealną skórę. To jedno z nielicznych narzędzi, które pozwala stworzyć zarówno bohaterów stylizowanych na kogoś z okładki Vogue, jak i tych bardziej "swojskich" - choć przy tym drugim trzeba się trochę napracować. Same opcje tworzenia są bogate, ale nieprzytłaczające. To bardzo dobrze przemyślana równowaga między prostotą a głębią.
InZoi chwali się ogromną liczbą opcji modyfikowania świata. I rzeczywiście - to robi wrażenie. Możemy w dowolnej chwili zmienić pogodę, gatunki drzew rosnących w parku czy liczbę kotów błąkających się po ulicach. Możemy nawet ustawić, jakie reklamy pojawiają się na billboardach w dzielnicach miasta albo jak bardzo nasi mieszkańcy są skłonni do popełniania przestępstw. To wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym, bez ekranów ładowania. A do tego działa bardzo dobrze nawet na średnim komputerze.
Problem w tym, że te wszystkie modyfikacje - choć imponujące - nie zmieniają wiele w samym doświadczeniu. Wciąż mamy poczucie, że świat tylko udaje, że żyje. Interakcje między postaciami są płytkie, a wydarzenia - do bólu przewidywalne.
Tutaj pojawia się największy zgrzyt. InZoi to gra, która pozwala na wszystko - ale niewiele z tego daje satysfakcję. Możemy wysłać postać na studia, ale oznacza to jedynie, że zniknie ona na kilka godzin z ekranu i pojawi się dopiero wieczorem. Nie mamy wpływu na jej naukę, nie wiemy, co robi, nie widzimy postępów. W pracy wygląda to bardzo podobnie - klikamy budynek, wchodzimy, czekamy.
Jest też system relacji, który w teorii ma być bardziej rozbudowany niż w The Sims. Każda postać ma cztery paski relacji: przyjaźń, miłość, rodzinę i współpracę. Możemy sprawdzić, co kto o nas myśli, a nawet decydować, czy chcemy daną relację zacieśniać czy raczej zdystansować się. Problem w tym, że poza wskaźnikami i kilkoma dialogami nie ma tu prawdziwej interakcji. Postacie wydają się przypadkowe. I choć wszystkie są piękne, żadna nie zapada w pamięć.
Największe wrażenie robi system obserwowania miasta. Możemy podejrzeć, ile osób miało tej nocy koszmary, kto się pokłócił, kto z kim się zaprzyjaźnił. Ale czy to wpływa na cokolwiek? Niekoniecznie. To ciekawostki, które raczej podtrzymują iluzję, niż wnoszą coś realnego do rozgrywki.
Jest w InZoi kilka świetnych pomysłów, które zasługują na pochwałę. Możliwość tworzenia własnych dekoracji z grafik z internetu. System modyfikacji ubrań - możemy nie tylko zmieniać kolory, ale też edytować długość rękawów, kształt kołnierzyka czy długość spodni. Możliwość chodzenia po mieście i swobodnego rozmawiania z NPC-ami. A nawet to, że nasze decyzje moralne - np. pomaganie innym lub bycie złośliwym - wpływają na karmę postaci i jej drogę do "reinkarnacji".
To wszystko brzmi jak coś dużego. Ale nie przekłada się na gameplay. Bo najzwyczajniej w świecie... nie wiadomo, po co to robić. Gra nie premiuje żadnego stylu życia, nie prowadzi nas do żadnego celu. Możemy grać przez dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści godzin i wciąż czuć, że nie wydarzyło się nic. Nie powstała żadna historia. Nie narodziła się żadna więź. Nie poczuliśmy, że to nasze miasto, nasza społeczność, nasze wybory.
Trudno jednoznacznie ocenić InZoi. Z jednej strony to technologiczny majstersztyk - działa płynnie, wygląda pięknie, pozwala na modyfikacje, o jakich w The Sims można tylko marzyć. Z drugiej - nie daje frajdy. Po prostu. Spędziłem z tą grą kilkanaście godzin i właściwie nie potrafię przypomnieć sobie żadnego momentu, który sprawiłby mi radość, zaskoczył lub poruszył.
Niemniej to gra, którą warto obserwować. We wczesnym dostępie zachwyca formą, ale nie treścią. Przed twórcami wieloletnia praca. Jeśli należycie wykorzystają ten czas, InZoi może przerodzić się w realną konkurencję dla The Sims. Potencjał do tego, z całą pewnością, ma. I z całą pewnością - warto śledzić.