DOOM Eternal – relacja z pokazu przedpremierowego

Doom Eternal /materiały prasowe

​Jedna z najbardziej wyczekiwanych gier 2020 roku trafi do nas już pod koniec marca. Zanim jednak położymy swoje ręce na pełnej wersji Doom Eternala, postanowiliśmy skorzystać z zaproszenia Cenegi i ograć solidną porcję ich nowego shootera. Nadchodzi Doom na miarę swojego poprzednika, napakowany akcją, widowiskowymi zabójstwami i epickimi bossami.

Dzień po tym, jak światło dzienne ujrzał nowy zwiastun Eternala wybraliśmy się na wycieczkę do warszawskiego biura Cenegi. W sesji, na którą zostaliśmy zaproszeni, nie byłoby pewnie nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt że trwała prawie cztery godziny. Twórcy zdecydowali się udostępnić bardzo solidną porcję rozgrywki, aż trzy pierwsze misje.

W przeciwieństwie do dotychczasowych gameplayów, jakie krążą po internecie, ten był faktycznym początkiem gry. Doświadczyliśmy pełnego Dooma, razem ze wszystkimi samouczkami, krótką nauką sterowania, podstawowymi mechanikami oraz zarządzaniem ekwipunkiem. Kiedy tylko trafialiśmy na coś nowego, gra automatycznie podrzucała nam odpowiedni komentarz tłumaczący słabości danego wroga lub sposób wydawania punktów w menu ulepszeń. Domyślnie zostaliśmy również wrzuceni na poziom trudności "Nightmare", który można było potem stopniowo zmniejszać, wedle uznania.

Reklama

Doom Eternal to gra podzielona na długie, rozbudowane misje. Na początku nowej lokacji lądujemy z konkretnym celem do wykonania. Przechodzimy przez fale coraz to silniejszych przeciwników czyhających na nas za każdym rogiem, wykonujemy kolejne podpunkty głównego zadania i stajemy wreszcie twarzą twarz z zamykającym całą misję wyzwaniem. Po udanej ekstrakcji nasze umiejętności zostają podsumowane szczegółowymi statystykami, a główny bohater trafia do klasycznej bazy wypadowej, gdzie możemy dokonać ulepszeń do naszych broni i zapoznać się ze świeżo odblokowanymi nowościami.

Weterani serii na pewno ucieszą się, że klasyczny dla Dooma styl gry nie uległ zmianie. Pierwszą misję zaczynamy wyłącznie z shotgunem w ekwipunku. Stopniowo odblokowujemy kolejne bronie, karabin maszynowy, wyrzutnię rakiet czy karabin plazmowy. Każde z nich ma swoją amunicję, a kiedy jej zabraknie, w ruch idzie piła mechaniczna. Zabójstwo piłą nie tylko wygląda bardzo widowiskowo, ale również zalewa nas potężną dawką każdego rodzaju amunicji, która szybko uzupełnia nasze braki. Żeby użyć z kolei piły, musimy posiadać odpowiednią ilość zbieranego podczas eksploracji paliwa.

W połączeniu z finisherami, które uzupełniają również część naszego paska życia, Doom tworzy bardzo oryginalny, dynamiczny playstyle. Gra wymusza na nas walkę na bliski dystans, regularne obrywanie od otaczających nas potworów i szybkie, sprawne poruszanie się po mapie. Chociaż dla niezaznajomionych z serią graczy początki mogą być dosyć trudne, ostatecznie styl Dooma to bardzo przyjemna odskocznia od klasycznych shooterów z ich osłonami, nieskończoną amunicją i powolną rozgrywką. Zaczynacie tańczyć przed twarzami przeciwników, sprawnie wykonywać finishery, odnawiając swoje zdrowie i przeładowując broń zabójstwami z piły mechanicznej.

Już na samym początku gry kawał dobrej roboty robi również dostępny arsenał broni. Każda z nich domyślnie ma bowiem wyłącznie jeden tryb strzelania. Możemy jednak ulepszyć ją o dwa różne dodatki. W przypadku shotguna jest to klasyczny "full auto trigger" oraz możliwość strzelania przyklejającymi się do potworów bombami. Do karabinu możemy dodać serię pocisków stworzoną do zabijania całych fal przeciwników lub kilka pojedynczych strzałów niczym ze snajperki, które ułatwiają trafianie w czułe punkty potworów.

Bronie można później ulepszać odpowiednimi punktami, zwiększają efektywność wszystkich dodatków lub wzbogacając je o kolejne możliwości. Gdzieś w okolicach drugiej misji gra przedstawia również system run, trzech miejsc na pasywne umiejętności, stopniowo odblokowywane podczas przechodzenia kampanii.

Na pierwszy rzut oka system ulepszeń i broni w Doom Eternal wydaje się robić dokładnie to, do czego został stworzony. Nie trzeba martwić się o żadne punkty do statystyk, o rzadkość naszych broni czy długi grind w walce o pojedynczy upgrade. Doom ma być czystą, nieposkromioną rozrywką i właśnie tak jawi się w po kilku pierwszych godzinach. Co najważniejsze, nowe elementy naszego wyposażenia są przedstawiane na tyle często, że budują poczucie bardzo dużej różnorodności. Cały czas mamy w ręku coś nowego, testujemy kolejną broń, jakiś dodatek do jednej z nich albo runę, która wprowadza więcej dynamiki do naszego stylu gry.

Na dodatkową pochwałę zasługuje również zaprojektowanie poziomów. Chociaż nie mamy tu do czynienia z otwartym światem ani toną zadań pobocznych do wykonania, lokacje wciąż zachęcają do eksploracji. Przejrzysta mapa jasno daje do zrozumienia, które miejsca już odwiedziliśmy, a gdzie jeszcze nie udało nam się wejść, uwzględniając również poszczególne piętra niektórych miejsc. Każda plansza jest pełna przejść i wąskich korytarzy, gdzie znajdujemy tymczasowy armor, punkty zdrowia, amunicję albo nawet znajdźki.

Doom Eternal po pierwszych kilku misjach wygląda dokładnie tak, jak budują go dotychczasowe zwiastuny i fragmenty rozgrywki. Jak godny następca swoich poprzedników. Lokacje są świetnie zaprojektowane, potwory bardzo wymyślne, rozgrywka oferuje mnóstwo różnorodności, a fun z przekrajania potwora na pół piłą mechaniczną jest wręcz nie do podrobienia. Potrzebujemy tego 20 marca jak najszybciej...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Doom Eternal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama