Czternastolatek próbował zamordować rodziców. Twierdzi, że zrobił to z powodu gier
Niedawno w Waszyngtonie doszło do okropnej tragedii - nastolatek próbował zamordować swoich rodziców, strzelając do nich z bliskiej odległości podczas gdy spali oni w swoim łóżku.
Zazwyczaj w takich wypadkach dziennikarze mediów głównego nurtu łączą tego typu przestępstwa z grami. Tym razem nie musieli się wysilać - odpowiednich argumentów dostarczył im sam sprawca.
Czternastoletni Nathon Brooks z zimną krwią strzelał do śpiących rodziców - najpierw wykradł pistolet przechowywany przez ojca w sejfie, potem przez 90 minut słuchał muzyki, zastanawiając się czy podjąć drastyczne działania, a wreszcie, gdy w odtwarzaczu wyładowała się bateria, poszedł do ich sypialni i oddał w kierunku ojca i matki kilka strzałów.
Na szczęście rany nie okazały się śmiertelne, ojciec chłopaka zdołął nawet zadzwonić na policję, korzystając z tego, że po oddaniu strzałów Nathon, początkowo przez niego nierozpoznany, uciekł z sypialni. W trakcie przesłuchania na policji, choć początkowo przedstawiał inną wersję zdarzeń, chłopak przyznał się jednak do zbrodni.
Co popchnęło go do tego czynu? Gry. A konkretniej dwutygodniowy zakaz na granie (i korzystanie z wszelkich innych elektronicznych atrakcji), który otrzymał od rodziców. Chłopak spędzał każdą swoją wolną chwilę na wirtualnej rozrywce, wreszcie dostał szlaban na elektronikę.
Punktem zapalnym była rozmowa, w trakcie której ojciec Nathona oznajmił mu, że całą sobotę spędzi na porządkach domowych i grze w baseball. To go na tyle wyprowadziło z równowagi, że postanowił zabić, a za realizację planu zabrał się już w nocy.