World of Warcraft: Wrath of the Litch King Classic - tydzień z grą. Pierwsze wrażenia z nowego dodatku
Po latach oczekiwania na serwery Classica wreszcie trafił Wrath of the Litch King. Jeden z najlepszych dodatków w historii World of Warcraft przyciągnął setki tysięcy fanów, w tym nas. Pierwsze wrażenia zwiastują powrót czasów świetności Classica.
Premiery dodatków wśród fanów World of Warcraft są bardzo drażliwym tematem. Większość podchodzi już z przymrużeniem oka do tego typu wydarzeń i nastawia się, że trzeba będzie poczekać kilka godzin, żeby w ogóle zacząć grać. Wszyscy pamiętają, co działo się chociażby w Warlords of Dreanor i do dodatków podchodzą z rezerwą.
Biorąc pod uwagę kilka ostatnich premier, debiut Wrath of the Litch King przebiegł naprawdę sprawnie. Przyznaję, że sam grałem na nowszym serwerze, gdzie nie było żadnych kolejek, więc ominęła mnie ta część "zabawy". Doświadczyłem kilku drobnych błędów, w tym buga, który uniemożliwiał statkom ze Stormwind opuszczenie zatoki, ale kiedy dotarłem już do Northrend, levelowałem bez większych problemów.
Większość sukcesu pod tym względem przypisać trzeba layerom, które zadbały o to, żeby Northrend nie było pełne tysięcy levelujących postaci. W początkowych lokacjach nie walczyłem zbyt często o moby, na rzadsze spawny można było szybko znaleźć grupę i sprawnie przechodzić z jednej lokacji do drugiej.
Levelowanie dodatkowo uprzyjemnia oczywiście również fakt, jak mocno zmieniła się większość klas względem The Burning Crusade i Vanilli. Levelowanie jest teraz znacznie bardziej komfortowe. Korzystając z mojego Paladyna jako przykład, już na 71 poziomie zyskałem dostęp do Divine Plea, które w dużym stopniu rozwiązało mój problem z maną. W połączeniu z licznymi usprawnieniami pokroju szybszego spawnowania mountów i latania odblokowywanego już na poziomie 77, można dostrzec dużą różnicę względem wcześniejszych ekspansji.
Jak na razie Wrath of the Litch King jest jednak dla mnie głównie powrotem do przeszłości. W przeciwieństwie do wielu fanów Classica, nie raidowałem w Wotlku, nie byłem jeszcze wtedy aż tak zaangażowany w świat World of Warcraft i daleko było mi do poziomu, jaki udało mi się osiągnąć ostatnio w retailu.
Z jednej strony przypominam sobie więc swoje początki w World of Warcraft, wspominam Goldshire, wędrówki do Stormwind i levelowanie różnych Humanów w poszukiwaniu klasy, którą chciałbym dłużej grać. Z drugiej z kolei strony obserwuję, jak bardzo różnią się klasy względem tego, co teraz dzieje się w retailu. Meta wygląda zupełnie inaczej, a gameplay w niektórych przypadkach bazuje wyłącznie na ustanowionych wcześniej podstawach. Dla wszystkich fanów World of Warcraft, nawet jeżeli nigdy nie grali w Wrath of the Litch King, jest to bardzo ciekawe doświadczenie.
Chociaż w procesie levelowania zmieniło się wiele w porównaniu do Vanilli i The Burning Crusade, jeszcze więcej zmieniło się przez następne 14 lat. Retail w Shadowlandsach levelowanie uczynił bardzo błahym zajęciem. Wystarczy wybrać którąś z ekspansji, przejść questline paru regionów i dochodzimy do 50 poziomu, który pozwala zacząć najnowszą kampanię. Nawet mniej doświadczeni gracze mogą wyrobić się w mniej niż 20 godzin z wbiciem maksymalnego poziomu na świeżo stworzonej postaci.
Tymczasem w Wrath of the Litch King, w momencie pisania tego artykułu do 80 poziomu brakuje mi kilku pasków i mam prawie 50 godzin spędzonych online na moim Paladynie. Biorąc pod uwagę, że skorzystałem z boosta zaraz po stworzeniu postaci, jest to czas poświęcony wyłącznie na levelowanie w Northrend. Oczywiście całych 50 godzin nie spędziłem fizycznie przy komputerze, grając na swoim Paladynie, ale można śmiało założyć, że levelowanie spokojnym tempem zajmuje ponad 40 godzin.
Classic ma aktualnie coraz większą barierę wejścia, a osiągnięcie maksymalnego poziomu to rozrywka dla bardzo cierpliwych graczy. Składa się na to wiele czynników, w tym po prostu liczba zdobywanego doświadczenia z questów, ale jednym z największych różnic jest fakt, jak bardzo zmienił się cel wielu zadań.
Wrath of the Litch King jest pełny zawiłych, długich questów, które wymagają od nas słuchania dialogów, eskortowania jakichś NPC albo polegania na AI. Regularnie zamieniamy się w jakieś dziwne istoty, korzystamy z przedmiotów odbieranych od NPC i kontrolujemy pety. Nasze obrażenia przestają mieć w rezultacie znaczenie i chodzi głównie o cierpliwość do AI. Większość questów w Northrend cały czas polega oczywiście na zabijaniu konkretnej liczby potworów, lootowaniu przeciwników albo zbieraniu przedmiotów z podłogi. Regularnie pojawiają się jednak zadania znacząco wydłużające proces levelowania, gdzie nie możemy po prostu zebrać uwagi kilku przeciwników na raz i sprawnie zabić ich AOE.
Miewałem delikatne kryzysy podczas levelowania i frustrowałem się na niepotrzebnie długie questy, ale ostatecznie cieszę się z tego powrotu. Co ważniejsze, dzieli mnie tylko jeden krok od maksymalnego poziomu, gdzie czekają mnie znacznie ciekawsze aktywności. Dla doświadczonego gracza World of Warcraft Classic to doskonała okazja, żeby zostawić za sobą min-maxing, odetchnąć chwilę i przypomnieć sobie czasy, kiedy zaczynaliście swoją przygodę z MMORPG Blizzarda.