World of Warcraft: Dragonflight - recenzja - początek nowego życia MMO Blizzarda?

​Po licznych problemach World of Warcraft: Shadowlands i społeczności gry uciekającej do Final Fantasy XIV przyszedł czas na odkupienie. Dragonflight, nowy dodatek do popularnego MMORPG Blizzarda, w imponującym stylu przenosi fanów z powrotem do czasów świetności gry.

Szybkie, sprawne i wyjątkowo przyjemne levelowanie

Pierwszym wrażeniom z World of Warcraft: Dragonflight poświęciliśmy już cały artykuł. Nowy dodatek oferuje jeden z przyjemniejszych początków w historii MMORPG Blizzarda. Fabułę łatwo zrozumie większość graczy, charakterystyczne dla Blizzarda cutscenki doskonale wzbogacają całe doświadczenie, a nowe drzewko talentów uczyniło pierwsze poziomy ekscytującymi nawet dla weteranów.

Reklama

Co najważniejsze, dragonriding otworzył deweloperów na zupełnie nowe możliwości. Już sama mechanika, choć pozornie prosta, pozwala pokonywać na smoku bardzo duże odległości, oszczędzając tym samym mnóstwo czasu. Najbardziej podstawowe czynności, znane z wielu poprzednich dodatków, przestają sprawiać jakiekolwiek problemy dzięki dragonridingowi. Całą lokację można przelecieć w niecałą minutę, łatwo dotrzeć pod wejście do dungeona albo odwiedzić szczyt jakiejś góry, nie czekając na tydzień, w którym Blizzard odblokuje możliwość latania.

Dragonriding jest na tyle doskonałym dodatkiem do World of Warcraft, że zaczynam obawiać się, jak mogą wyglądać początki następnej, potencjalnie pozbawionej tej mechaniki ekspansji.

Koniec z bezmyślnym grindem

Blizzard otwarcie zapowiadał, że Dragonflight będzie początkiem nowego World of Warcraft i postarają się zaadresować problemy, które najbardziej dawały się we znaki w Shadowlands. Ciągły grind i dzienne resety niezmiernie frustrował graczy, a pogoń za reputacjami często powodowała wypalenie i całkowicie odbierała chęć do gry.

Jedną z najlepszych zmian Dragonflighta jest fakt, że Blizzard stawia teraz po prostu na dobrą zabawę i zamiast zmuszać graczy do uczestniczenia w każdej aktywności, daje im znacznie więcej swobody. Nigdy nie ulegało wątpliwości, że Blizzard ma pod swoimi skrzydłami mnóstwo doświadczonych deweloperów z głową pełną oryginalnych pomysłów. Korthia miała wiele ciekawych misji, a Torghast potrafił czasami sprawiać mnóstwo frajdy, ale kiedy wymusza się na graczach regularne powtarzanie tych samych rzeczy, nawet najlepsze rozwiązania staną się nużące.

Nie oznacza to oczywiście, że z World of Warcraft zniknęły tygodniowe i dzienne resety, a gracz ma teraz pełną swobodę w progresie postaci. Dragonflight wciąż wprowadza kilka nowych reputacji, mapa zasypana jest world questami, a co tydzień w środę pojawia się zestaw aktywności do wykonania. Reputacje oferują jednak głównie przedmioty kosmetyczne i kolejne rozdziały kampanii, zadania tygodniowe przestały być obowiązkiem po pierwszym kilku tygodniach, a nowe world questy pojawiają się już tylko dwa razy w tygodniu.

World of Warcraft przez ostatnie lata kojarzyło mi się z listą obowiązków, które miałem do wykonania każdego dnia. Zanim przeszedłem do interesujących mnie najbardziej dungeonów, musiałem zabić jakieś rzadkie potwory, zrobić serię world questów i upewnić się, że skończyłem wszystkie tygodniowe zadania. Im dłużej trwał dany patch, tym bardziej dawała się we znaki powtarzalność codziennych aktywności.

Dragonflight swoją swobodą i łatwością w wykonywaniu zadań dzięki dragonridingowi zachęcił mnie nie tylko do eksploracji, ale pozwolił nawet poświęcić więcej czasu na raid, na co nie mogłem sobie pozwolić w Shadowlandsach. Blizzard pozornie zabrał motywację do wykonywania niektórych rzeczy w World of Warcraft, ale w praktyce otwiera to graczy na więcej możliwości i pozwala nacieszyć się tym, co od lat WoW robił najlepiej.

Progres postaci wzbogacony o profesje

Progres postaci nie zmienił się wiele względem poprzednich dodatków. Pierwsze tygodnie, zanim światło dzienne ujrzały Raid i Mythic+, były oczywiście szalone i pełne graczy poszukujących sposobów na zdobycie kilku dodatkowych item leveli. Potem wróciliśmy jednak do standardowego tygodniowego resetu. Vault of the Incarnates jest dostępny na czterech różnych poziomach trudności, Mythic+ oferuje mnóstwo cennych przedmiotów na początku dodatku, a co środę większość weteranów modli się przed Great Vaultem, licząc na solidne ulepszenie do swojej postaci.

Mimo pozornie niewielkich zmian, na specjalną uwagę zasługuje fakt, że Dragonflight kładzie szczególnie duży nacisk na profesje. Wcześniej bardzo niszowa, zapomniana przez większość społeczności aktywność służyła głównie do zarabiania pieniędzy i wykorzystywania sytuacji na markecie.

Teraz profesje stały się nieodłączną częścią progresu postaci i oferują cenne przedmioty, na które poluje większość doświadczonych graczy. Jest to szczególnie dobra wiadomość dla fanów profesji czekających w ostatnich latach na większy rework. Sądząc po ostatnich ogłoszeniach Blizzarda, profesje przez większość Dragonflighta powinny pozostać jednym z głównych bohaterów dodatku.

W kwestii progresu postaci warto jeszcze raz pochwalić nowy system talentów. Większość weteranów jednogłośnie uznaje tę decyzję za ogromny sukces. Większe, rozbudowane drzewka talentów oferują dużo swobody, różnorodne buildy, a niektóre klasy mają już nawet gotowe rozwiązania na poszczególne dungeony. Graczom pozwala to na czerpanie jeszcze większej satysfakcji z gry swoją ulubioną klasą i eksperymentowanie ze wszystkimi dostępnymi umiejętnościami.

Pierwszy sezon World of Warcraft: Dragonflight

Chociaż pierwsze tygodnie Dragonflighta wszystkim mijały bardzo przyjemnie, najważniejszym wydarzeniem dodatku był debiut Raidu oraz Mythic+. Vault of the Incarnates to bez wątpienia jeden z najlepszych raidów ostatnich lat. Wyścig po tytuł World’s First miał standardowo solidną dawkę kontrowersji, ale same walki stoją na bardzo wysokim poziomie. Vault wygląda imponująco, oferuje kilka bardzo cennych trinketów, a starcia z bossami doskonale reprezentują różnorodność, jaką zaobserwować można w całym Dragon Isles.

Na duży plus zaliczyć można również zmiany do Mythic+. Najwyższy poziom ekwipunku zdobyć można teraz aż na poziomie 20. Grind przez dungeony jest teraz znacznie dłuższy, trudniejszy, a bardziej casualowi gracze nawet miesiącami mogą dochodzić do najwyższych kluczy. Blizzard znacząco podniósł poprzeczkę w pierwszym sezonie, ale zapewnił też tej aktywności znacznie większą żywotność. Miesiąc po rozpoczęciu sezonu mam na swoim koncie zaledwie jeden dungeon na poziomie 20, a zanim ukończę siedem pozostałych, miną prawdopodobnie tygodnie.

Chociaż dungeony musiały przejść solidną porcję nerfów w ostatnich tygodniach, Mythic+ w nowym dodatku wypada znacznie lepiej w porównaniu do poprzednich lat. Ekscytuje również fakt, że drugi sezon przyniesie nową pulę dungeonów i kolejne mechaniki do nauki. Jako gracz skupiony głównie na Mythic+, widzę jednak wciąż sporo przestrzeni do poprawy tej aktywności. Cały system affixów i kluczy zasługuje moim zdaniem na solidny rework, a Thundering częściej powoduje frustrację niż radość.

Niewykorzystany miejscami potencjał Mythic+ nie oznacza jednak, że cały Dragonflight powinien zostać spisany na straty. Blizzard wywiązał się ze swojej obietnicy i dostarczył graczom dodatek, który rozpoczyna nową erę World of Warcraft. Gracze mają więcej swobody, różnorodny content i jasną komunikację z Blizzardem. Jeżeli twórcy będą konsekwentnie podążać opublikowaną ostatnio roadmapą, Dragonflight może zapisać się w historii jako początek drugiego życia World of Warcraft.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: World of Warcraft: Dragonflight | Blizzard
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama