Trine 3: The Artifacts of Power - recenzja

Chcieliśmy, aby Trine 3 było co najmniej tak dobre, jak dwie poprzedniczki. Niestety, nie wyszło...

Pierwsza część Trine okazała się świetną platformówką, osadzoną w bajkowym świecie. Kontynuacja dała nam więcej tego, co tak bardzo spodobało nam się w "jedynce". A co z trzecią odsłoną? Mamy mocno mieszane odczucia. Z jednej strony wciąż mamy do czynienia z wciągającym platformerem w ślicznym uniwersum, ale z drugiej - gra jest znacznie krótsza od poprzedniczek, historia sprawia wrażenie urwanej, a realizacja pomysłu polegającego na wprowadzeniu dodatkowych płaszczyzn nie wypaliła. No, ale po kolei...

W Trine 3: The Artifacts of Power ponownie przenosimy się do bajkowego świata i kierujemy trójką bohaterów: magiem Amadeusem, rycerzem Pontiusem i złodziejką Zoyą; którzy tym razem muszą uchronić całe królestwo przed niespodziewanym zagrożeniem. Fabuła nigdy nie była najważniejszym elementem w Trine, ale jednak w dwóch dotychczasowych odsłonach potrafiła nas zaciekawić i... zdążyć się zakończyć. Tymczasem historia przedstawiona w Trine 3: The Artifacts of Power nie dość, że nie zachwyca, to jeszcze kończy się bardzo szybko (Frozenbyte przygotowało zabawę na raptem cztery, najwyżej pięć godzin), nie zdążywszy opowiedzieć wszystkiego, co by wypadało. Czyżby studio Frozenbyte zbytnio się spieszyło? A może po prostu zabrakło mu budżetu? Według nas, na pewno co najmniej jedna z tych dwóch opcji jest prawdziwa.

Reklama

A może skupiło się na zmianach w rozgrywce? W tym przypadku mowa przede wszystkim o wprowadzeniu "trójwymiarowości". Otóż w Trine 3: The Artifacts of Power poruszamy się już nie tylko w prawo, w lewo, w górę i w dół, ale także w głąb ekranu oraz w stronę gracza. Pomysł może i słuszny, ale jego realizacja dostarcza więcej problemów i powodów do irytacji niż radości. Nierzadko zdarza się, że źle ocenimy nasz kolejny skok (wcale nie jest to teraz takie łatwe!), co kończy się wkurzającą śmiercią. A do tego kamera pracuje tak sobie, często nie ukazując interesującego nas fragmentu planszy tak jak należy. To wszystko, zamiast poprawić, to psuje doznania płynące z rozgrywki. Nie poprawia ich także inna nowość - etapy przejściowe, podczas których zdobywamy kryształy i... w zasadzie to wszystko. To raczej sztuczny "zapychacz" niż wartościowe wzbogacenie gry.

Nie potrafimy także zrozumieć rezygnacji z rozwoju postaci w dotychczasowej formie. W Trine 3: The Artifacts of Power nie mamy nań wpływu. Każda z postaci kończy kończy grę z takim samym repertuarem umiejętności, z jakim zaczynała. A do tego ich lista została skrócona. Wszyscy bohaterowie - zarówno Amadeus, Pontius i Zoya - zostali pozbawieni niektórych zdolności, które wykorzystywaliśmy do tej pory. O ile rozumiemy sensowność pomysłu z wprowadzeniem "trójwymiarowości", o tyle w tym przypadku rozkładamy ręce, zadając sobie pytanie: "dlaczego?!".

Trine 3: The Artifacts of Power jest grą krótką, ale na pocieszenie napiszemy, że Frozenbyte zdecydowało się na wprowadzenie w nim edytora poziomów. Z jego pomocą gracze mogą opracowywać własne plansze, a następnie się nimi dzielić. To z pewnością wydłuży żywotność nowej produkcji Frozenbyte, ale pytanie, o ile? Jak wielu znajdzie się śmiałków, którzy zaczną tworzyć własne poziomy?

Oprawa audiowizualna na szczęście w dalszym ciągu urzeka. To nic nowego dla tych, którzy grali w poprzednie dwie części, ale urokowi tej gry w dalszym ciągu nie można się oprzeć. Lokacje zostały prześlicznie zaprojektowane, postacie poruszają się po nich z niezwykłą płynnością, a wszystkie efekty towarzyszące wykorzystywaniu zdolności naszych bohaterów przyciągają wzrok. Śliczne jest także udźwiękowienie - zarówno muzyka, jak i wszystkie odgłosy.

Z tego, co powyżej napisaliśmy, mogłoby wynikać, że Trine 3: The Artifacts of Power to niewypał. Absolutnie tak nie jest. To naprawdę niezła platformówka, która w dalszym ciągu potrafi dać sporo radości. Jednak nieudane zmiany, wprowadzone przez twórców, oraz krótka i do tego niedokończona historia powodują, że wypada ona wyraźnie gorzej niż poprzedniczki. Jeśli zakochaliście się w dotychczasowych odsłonach, spróbujcie też nowej. Jednak jeżeli rozglądacie się za dobrą platformówką, a nie mieliście do czynienia z "jedynką" ani/albo "dwójką", to zrobicie lepiej, kupując jedną z nich.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy