The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom - recenzja. Niebiańska kontynuacja
The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom to gra, która z jednej strony zaskakuje, a z drugiej - nawiązuje do korzeni. Autorzy stworzyli dzieło pełne nowych mechanik, niezapomnianych przygód i fascynujących miejsc do odkrycia, zachowując przy tym esencję serii.
Seria The Legend of Zelda ma długą i bogatą historię, której korzenie sięgają 1986 roku. Ostatnia odsłona, Breath of the Wild, zaskoczyła graczy swoim otwartym światem i unikalnym podejściem do rozgrywki, osiągając status jednej z najlepiej ocenianych gier wideo w historii. Teraz Tears of the Kingdom przenosi nas z powrotem do tego wspaniałego uniwersum, wprowadzając nowe mechaniki i głębsze, bardziej rozbudowane systemy.
The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom oferuje niezapomnianą podróż, w której eksplorujemy i niebo (nowością są latające miasta-wyspy), i ląd (olbrzymi obszar), i podziemia (jak zwykle świetnie zaprojektowane). Celem naszej wyprawy jest - a jakże - uratowanie tytułowej księżniczki, ale zanim dotrzemy do finału, spędzimy w królestwie Hyrule dziesiątki, a może i ponad setkę godzin. Przygodę rozpoczynamy standardowo - bez wartościowego wyposażenia i bez umiejętności specjalnych. Wszystko zdobywamy stopniowo, z czasem, ciesząc się każdą nową rzeczą, która wpadnie nam w ręce.
W Hyrule napotykamy na przedstawicieli czterech dobrze znanych grup. Każda z nich ma swoje lokalne problemy, w rozwiązaniu których możemy - ale przeważnie nie musimy - im pomóc. Postaci w grze są wyraziste, a dialogi przemyślane, co sprawia, że świat gry jest autentyczny. Opowiedziana w The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom historia jest głęboka i porywająca. Co prawda, nowi gracze nie będą mieli problemu ze zrozumieniem wszystkiego, co najważniejsze, ale autorzy przygotowali tyle smaczków dla osób zaznajomionych z poprzedniczką, że aż żal nie ukończyć jej w pierwszej kolejności. A jeśli przeszliście Breath of the Wild, ale nie pamiętacie zbyt dokładnie, co się w niej działo, z myślą o was przygotowano krótkie przypomnienie.
Rozgrywka w Tears of the Kingdom to prawdziwa uczta dla fanów serii. Ponownie otrzymujemy swobodę tak dużą, że w zasadzie tylko od nas zależy, co będziemy robić przez kolejne godziny spędzone w Hyrule. Oczywiście możemy trzymać się kurczowo wątku głównego, ale to czysta głupota, bo gra ma tak wiele do zaoferowania poza nim. A nawet nie schodząc z głównej ścieżki fabularnej, i tak nacieszylibyśmy się swobodą. Za każdym razem, gdy musimy dotrzeć z punktu A do punktu B, mamy wiele potencjalnych dróg do rozważenia. Niektóre są łatwiejsze, a inne zupełnie pod górkę.
Choć gra oferuje doskonale znaną formułę, nie zabrakło w niej istotnych nowinek. Przede wszystkim Link zdobywa w Tears of the Kingdom nowe umiejętności. Na ich czele znajdują się dwie - Ultrahand oraz Fuse. Ultrahand pozwala na tworzenie niesamowitych konstrukcji, od pojazdów i budynków po wszelkiego rodzaju wynalazki, które tylko przyjdą nam do głowy. Jedyny problem w tym przypadku to sterowanie. Krótko mówiąc, nie jest zbyt wygodne. Fuse z kolei to system łączenia różnych przedmiotów w nowe, unikalne kombinacje. Chociaż nie wszystkie okażą się użyteczne, to proces odkrywania i eksperymentowania jest niezwykle satysfakcjonujący.
Jedną z najbardziej ekscytujących nowych umiejętności, które Link zdobywa w The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom, jest możliwość manipulowania czasem. Nie jest to jednak typowy mechanizm cofania czasu, jaki można spotkać w innych grach. Zamiast całkowicie odwracać bieg zdarzeń, Link ma teraz możliwość zatrzymania czasu dla konkretnych obiektów i stworzeń, co otwiera drzwi do fascynujących możliwości strategicznych i kreatywnych. Nowe umiejętności dodają nie tylko większej głębi do rozgrywki, ale również pozwalają naszej kreatywności wznieść się na jeszcze wyższy poziom. To w dużej mierze dzięki nim eksploracja Hyrule jest ekscytująca jak nigdy dotąd.
W The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom pojawił się rozbudowany system zbieractwa i ulepszania. Gra zmusza nas do ciągłego poszukiwania surowców, które później wykorzystujemy do ulepszania przedmiotów, broni czy baterii Zonai (Zonai to starożytna cywilizacja, która pozostawiła po sobie sporo przydatnych urządzeń, napędzanych przenośnymi bateriami). Nie jest to jednak bezmyślne plądrowanie - każdy element zbieractwa ma swoje miejsce i cel.
The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom oferuje wiele aktywności pobocznych. Możemy bawić się w gotowanie, szukać skrytek Koroków czy pomagać różnym frakcjom Hyrule. Nie potrafiłbym wskazać żadnego nieciekawego zadania. Wszystkie, których się podjąłem, były ciekawe oraz inne od poprzednich. I jest ich tak wiele, że jeśli zaangażujecie się we wszystkie, czas potrzebny na ukończenie gry wydłuży się prawdopodobnie do ponad setki godzin.
Zarówno grafika, jak i ścieżka dźwiękowa w Tears of the Kingdom są na najwyższym poziomie. Świat gry jest piękny i szczegółowy (absolutnie nie przeszkadza to, że z technicznego punktu widzenia jest to przestarzały produkt), a muzyka znakomicie dostosowuje się do sytuacji. Podczas eksploracji jest subtelna i pozwala się odprężyć, a gdy rozpoczynamy walkę, przyspiesza i przepycha się na pierwszy plan. Jedyną rzeczą, która może być na dłuższą metę irytująca, są odgłosy wydawane podczas starć, np. okrzyki. Muszę też wspomnieć o okazjonalnych spadkach liczby klatek na sekundę, ale jeśli graliście w poprzedniczkę, powinniście być do nich przyzwyczajeni.
The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom jest niezaprzeczalnie fascynującą grą, która oferuje niezliczone godziny zabawy: eksploracji, wykonywania questów, walki, zbieractwa czy eksperymentowania. Od początku aż do napisów końcowych zachwyca nowymi mechanikami i unikalnym podejściem do rozgrywki, jednocześnie utrzymując to, co najważniejsze w serii - fantastyczne uczucie nieskrępowanej przygody.