System Shock – recenzja. Klasyk umiejętnie odnowiony
System Shock to prawdziwy klasyk, który zrewolucjonizował świat gier wideo. W swoich czasach był przebojem. A jak wypada dziś, w unowocześnionej wersji?
System Shock miał ogromny wpływ na rozwój gier wideo, inspirując takie tytuły jak Deus Ex, BioShock czy Prey. Gra połączyła elementy strzelanki pierwszoosobowej, survival horroru oraz RPG-a w mrocznym, cyberpunkowym świecie. Oryginał dziś, po trzydziestu latach, jest już raczej niestrawny. Nightdive Studios, czyli zespół odpowiedzialny za remake, zrobił sporo, aby przywrócić mu blask - ulepszył grafikę, zmodernizował rozgrywkę, a także dodał nowe tryby oraz funkcje. Nie zatracił przy tym pierwotnej wizji oraz specyficznej atmosfery.
W System Shock wcielamy się w hakera, który budzi się na stacji kosmicznej o nazwie Cytadela. Szybko przekonuje się, że jej pokład został opanowany przez mutantów, cyborgi oraz roboty. Głównym przeciwnikiem okazuje się SHODAN, zbuntowana sztuczna inteligencja, pragnąca zniszczyć ludzkość i zostać bogiem (boginią).
Eksploracja Cytadeli to jeden z kluczowych elementów rozgrywki w System Shock. Gra pozwala nam poruszać się swobodnie po pokładzie Cytadeli, podzielonej na dziewięć poziomów. Każdy z nich odznacza się unikalną tematyką oraz klimatem. Są tu między innymi sektor inżynieryjny, medyczny czy przestrzeń cybernetyczna. Łączy je jedno - niebezpieczeństwo. To czai się na każdym rogu. Nie tylko w postaci przeciwników atakujących nas w mgnieniu oka, ale także zastawionych przez SHODAN pułapek.
Podczas przemierzania Cytadeli odnajdujemy różnorodne przedmioty - jedne służą do walki i przetrwania, a inne (jak dzienniki) pozwalają nam dowiedzieć się co nieco o sytuacji. Jako że nasz bohater jest hakerem - do tego całkiem zdolnym - możemy też włamywać się do systemów czy terminali, aby otwierać drzwi, wyłączać kamery czy przejmować kontrolę nad robotami i wieżyczkami.
Poza eksploracją czeka nas walka, łącząca akcję z elementem taktycznym. Każdy przeciwnik - czy to zombie, czy cyborg - ma swój słaby punkt, który warto odkryć. W strzelaninach wykorzystujemy pistolety, strzelby, karabiny, a także broń energetyczną. Każdą giwerę można ulepszyć, ale niestety różnice między nimi są nieznaczne. Ponadto celowanie nie jest dostatecznie precyzyjne. Gdy zabraknie amunicji, sięgamy po broń kontaktową. Przydają się też granaty czy miny. Jednak walki często lepiej uniknąć. Czasem przeciwnicy są zbyt silni, a innym razem może nam zabraknąć amunicji.
Gameplay po unowocześnieniach prezentuje się naprawdę dobrze. A co jeszcze przygotowało dla nas Nightdive Studios? Przede wszystkim nowa grafika, oparta na Unreal Engine 4, prezentuje się całkiem przyzwoicie. Nie ma mowy o zachwycie, ale zmiany są wystarczające. Przyczepić mogę się jedynie do rozmytych tekstur. Autorzy mogliby też poświęcić nieco więcej uwagi optymalizacji. Gra czasem cierpi na spadki płynności.
Co jeszcze? Sterowanie stała się płynniejsze, interfejs bardziej przystępny, a dodatkowe opcje pozwalają dostosować rozgrywkę do mniej doświadczonych graczy. Można bawić się tak jak w oryginale (gra jest wtedy naprawdę wymagająca), ale można też obniżyć poziom trudności. System Shock w wersji na PlayStation 5 wykorzystuje też możliwości konsoli. Poza bardzo szybkim wczytywaniem się gry należy wspomnieć o adaptacyjnych triggerach oraz haptycznych wibracjach. Nightdive Studios nie wykorzystało ich w takim stopniu, jak twórcy exclusive'ów na PS5, ale możemy je poczuć w wielu sytuacjach.
System Shock w nowym wydaniu spodoba się na pewno miłośnikom oryginału, ale ma też sporo do zaoferowania młodszym graczom czy starszym, którzy z jakiegoś powodu pominęli poprzednią wersję. Gra zachowała ducha klasyki, a jednocześnie stała się wystarczająco nowoczesna, aby polecić ją entuzjastom mrocznego science fiction oraz survival horroru.