Subverse - wrażenia z gry

Seks wciąż sprzedaje. Subverse to doskonały przykład, jak wzbudzić zainteresowanie erotyką.

Zaczęło się w 2019 roku od zbiórki na Kickstarterze. Studio FOW Interactive przedstawiło swój projekt gry będącej erotyczną parodią i ogłosiło, że na jego realizację potrzebuje 500 tysięcy złotych. Zebrało... 9 milionów. Subverse - bo o tym tytule mowa - niedawno zadebiutowało na Steamie w ramach early access.

I cóż to był za debiut! 29 marca pojawiło się zestawienie najpopularniejszych gier na platformie. Subverse zajęło w nim drugie miejsce. Można powiedzieć, że z marszu stało się przebojem.

Nikt mi nie wmówi, że swojej pozycji Subverse nie zawdzięcza erotycznej otoczce. Jednak po osobistym sprawdzeniu tej - jak by nie było - intrygującej produkcji muszę przyznać, że najprawdopodobniej nie jest to czysty skok na kasę. Pod płaszczykiem filuternych dialogów i scenek kryje się prawdziwa gra.

Reklama

Niespecjalnie ambitna, w żadnym stopniu rewolucyjna czy rewelacyjna, ale jednak gra. Większość czasu spędzamy w niej na lataniu kosmicznym stateczkiem i strzelaniu do wszystkiego, co się rusza, a także na prowadzeniu turowych, taktycznych potyczek na kwadratowych planszach. Niecodzienne połączenie, trzeba przyznać, ale... całkiem przyjemne. A podczas kosmicznych potyczek dodatkowo poczułem klimat rodem z lat dziewięćdziesiątych.

Z kolei pomiędzy misjami słuchamy dialogów (autorzy zainwestowali w całkiem profesjonalny voice acting), śmiejemy się (lub nie) z dowcipów niskich lotów oraz śledzimy ciąg dalszy fabuły. Tak, Subverse ma fabułę. Ale i tak to, na co wielu graczy liczy przede wszystkim to, a jakże...

... seks. Wbrew pozorom produkcja FOW Interactive nie epatuje nim w takim stopniu, żebyśmy mieli wrażenie oglądania interaktywnego porno. Chociaż erotyczne sceny, które znalazły się w grze, wyglądają i brzmią, jakby rzeczywiście wycięto je z animowanego filmu pornograficznego w stylu hentai. Wszystko przedstawiono w nich tak dosłownie, że absolutnie nie włączajcie Subverse, jeśli w pobliżu waszego komputera kręcą się dzieci!

Autorzy zaprojektowali szereg wirtualnych dziewczyn o różnych upodobaniach oraz scenek z ich udziałem, które odblokowujemy, zdobywając tzw... pooter points. Po uzyskaniu do nich dostępu łączymy je w playlisty albo oglądamy osobno. Pojedynczo są to zapętlone urywki, prezentujące poznane panie w najróżniejszych pozach i przy najróżniejszych czynnościach. Wybaczcie, ale na dosłowność w tym przypadku nie mogę sobie pozwolić. W każdym razie - amatorzy erotyki w stylu hentai powinni być zadowoleni.

Nie mam pojęcia, na co FOW Interactive wydało równowartość dziewięć milionów złotych, ale być może jeszcze tego nie zrobiło, bo gra jest przecież cały czas w fazie produkcji. We wczesnej wersji czeka na nas początkowe sześć etapów. Nie wiadomo, ile znajdzie się w końcowej wersji, ale miejmy nadzieję, że twórcy nas jeszcze zaskoczą. Póki co pokazali przyjemną grę w stylu retro z udziałem pań o wielkich biustach i z takimże libido. Co będzie dalej, zobaczymy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy