Star Wars Jedi: Fallen Order - recenzja

Star Wars Jedi: Fallen Order /materiały prasowe

​Jeśli ktoś stracił wiarę, że Electronic Arts potrafi robić gry wybitne, Star Wars Jedi: Fallen Order przywróci mu ją w mgnieniu... miecza świetlnego.

Zacznę od pytania. Kiedy ostatnio ukazała się naprawdę dobra, single playerowa gra w uniwersum "Gwiezdnych wojen"? Nie wiem, co o tym sądzicie, ale według mnie była to bodaj Star Wars: Jedi Academy z... 2003 roku (o Star Wars: Battlefront nie wspominam, bo to multiplayerowa strzelanka, a kampanię fabularną dodaną do "dwójki" uznaję za nieśmieszny żart). 16 lat musieliśmy czekać na godną następczynię, która przypomni nam, ile przyjemności dostarcza wymachiwanie mieczem świetlnym na lewo i prawo. Na szczęście studio Respawn Entertainment wynagrodziło nam to oczekiwanie z nawiązką. Stworzona przez nie Star Wars Jedi: Fallen Order (po polsku - Star Wars Jedi: Upadły Zakon) to majstersztyk, o którym marzył każdy fan "Gwiezdnych wojen".

Reklama

Star Wars Jedi: Fallen Order to gra opracowana wyłącznie z myślą o zabawie w pojedynkę. Opowiada historię Cala Kestisa - młodego padawana, który ocalał rzeź na rycerzach Jedi, jakiej dopuścił się Imperator Palpatine (sławny Rozkaz 66). Obecnie musi ukrywać się przed wojskami Imperium, pracując jako złomiarz w odległej galaktyce. Jednak któregoś dnia sytuacja zmusza go do wykorzystania Mocy, czym sprowadza na siebie imperialnych Inkwizytorów (jednostki powołane do oczyszczenia świata z niedobitków Jedi). Na szczęście wyciąga do niego pomocną dłoń niejaka Cere, wspólnie z którą (i kapitanem statku, Greezem) młodzieniec wyrusza na poszukiwania śladów starożytnej cywilizacji Zeffo. Po drodze będzie miał okazję dokończyć swój rozpoczęty lata temu trening Jedi.

Przedstawiona fabuła jest ciekawa, spójna i pełna smaczków, które pokochają fani "Star Wars". Ale jeszcze lepiej wypada w Star Wars Jedi: Fallen Order sama rozgrywka. Najprościej można by ją opisać jako bardzo udany miks elementów znanych z Dark Souls, Uncharted i God of War. Jest w niej sporo biegania, skakania, rozwiązywania łamigłówek (pomysłowych, choć przeważnie łatwych) oraz tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli walki z wykorzystaniem miecza świetlnego. Mechanika szermierki została dopracowana do tego stopnia i daje tak szerokie pole do popisu (szczególnie, gdy opanujemy większą liczbę ciosów i nauczymy się używać Mocy), że do każdego starcia podchodziłem z uśmiechem na ustach od początku aż do samego końca.

Akcja Star Wars Jedi: Fallen Order toczy się na sześciu planetach, pomiędzy którymi możemy dość swobodnie latać na pokładzie naszego statku - Modliszki. Większość z nich odwiedzamy ponownie, by odkryć miejsca, do których nie mogliśmy się dostać wcześniej, bo np. nie mieliśmy jeszcze odpowiedniej umiejętności. Niektórym taki backtracking będzie doskwierał, mnie - wręcz przeciwnie - przypadł do gustu. Tym bardziej, że plansze są rozległe, wielopoziomowe, świetnie zaprojektowane i pełne szczegółów, w tym elementów, które możemy skanować przy użyciu towarzyszącego nam droida BD-1 (potrafi on także leczyć Cala czy hakować inne roboty), by dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Fani "Star Wars" powinni być zachwyceni. Tu i tam można znaleźć także elementy do personalizacji Cala, jego miecza świetlnego, BD-1 oraz Modliszki.

Star Wars Jedi: Fallen Order można określić jako casualowy soulsike. Ale synonimy "casualowy" znika, gdy wybierzemy trzeci lub czwarty poziom trudności. Na tym najwyższym starcia z przeciwnikami (wśród których znajdują się zarówno przedstawiciele fauny, jak i żołnierze imperialni różnego sortu) stają się piekielnie trudne i musicie przyzwyczaić się, że będziecie ginąć często. A gdy zginiecie, zostajecie cofnięci do ostatniego punktu medytacji. W miejscach tych można też "kupować" umiejętności za zdobyte punkty, a także regenerować siły. Co ważne, każda śmierć lub odnowienie wytrzymałości oznacza respawn wszystkich oponentów na planszy. Na szczęście z czasem odblokowujemy różne skróty, które pozwalają nam uniknąć powtarzania części walk.

Pod względem technicznym Star Wars Jedi: Fallen Order to wysoka, choć nie najwyższa półka. Lokacje zostały świetnie zaprojektowane (detali, także ruchomych, jest po prostu mnóstwo), animacje są płynne, a pojedynki z użyciem miecza świetlnego - niesamowicie widowiskowe. Jednak tekstury czy modele postaci mogłyby być bardziej dopracowane. Muszę wspomnieć także o doczytujących się na oczach gracza teksturach oraz sporadycznych spadkach FPS-ów (przynajmniej w wersji, którą testowałem na PS4). O udźwiękowieniu nie można natomiast powiedzieć ani jednego złego słowa. Muzyka, dźwięki i głosy postaci pozwalają nam na każdym kroku poczuć, że jesteśmy w samym środku "gwiezdnowojennego" świata. Nieźle wypada nawet polski dubbing, choć ostatecznie zdecydowałem się zmienić go na oryginalny (trzeba to zrobić poprzez zmianę języka w ustawieniach konsoli).

W Star Wars Jedi: Fallen Order czuć ducha starych, (bardzo) dobrych gier z akcją osadzoną w uniwersum George'a Lucasa (tych tworzonych jeszcze za czasów świętej pamięci LucasArts). Dla mnie, jako fana "Star Wars", produkcja Respawn Entertainment to spełnienie marzeń. Jednak - odkładając na bok sympatie i sentymenty - przyznaję z pełnym przekonaniem, że jest to po prostu świetny produkt. Niech Moc będzie z wami!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Star Wars Jedi: Fallen Order
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama