Senua's Saga: Hellblade 2 – recenzja. Czuję się rozdarty

Hellblade: Senua's Sacrifice była jednym z objawień 2017 roku. Studio Ninja Theory, przystępując do prac nad sequelem, miało wysoko zawieszoną poprzeczkę. Przeskoczyło ją... tak do połowy.

Tym razem Senua - główna bohaterka, którą poznaliśmy w części pierwszej - wyrusza na przeklętą, islandzką ziemię, aby dokonać aktu zemsty na wikingach, którzy spustoszyli jej rodzinną ziemię. Na miejscu czeka ją kolejna bolesna przeprawa przez mity oraz udrękę wywołaną przez psychozę. Zaczyna się dość spokojnie, ale z czasem gra zagłębia nas coraz bardziej zarówno w nordyckich mitach, jak i w dolegliwościach Senui. Cała podróż nie trwa długo, bo około dziewięciu godzin. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby tylko w tym czasie nic nie wytrącało nas z początkowego podziwu.

Reklama

A podziwiać jest co. Senua's Saga: Hellblade 2 prezentuje przepiękne krajobrazy Islandii, które dzięki wykorzystaniu techniki fotogrametrii prezentują się wprost fotorealistycznie. A dodajmy do tego znakomite efekty świetlne i pogodowe. Coś pięknego. Świetnie prezentują się też postacie - zarówno w ruchach, jak i w mimice - a przerywniki filmowe zachwycają reżyserią. Cały efekt potęguje też znakomite udźwiękowienie.

Za pomocą różnych zabiegów audio i wideo twórcy pozwalają nam również poczuć na własnej skórze, przez co Senua musi przechodzić, cierpiąc na chorobę psychiczną (nieco więcej na ten temat za chwilę). Rzadko zaczynam recenzję od oprawy audiowizualnej, ale w tym przypadku jest to w pełni uzasadnione. W tej grze aż chce się włączać tryb fotograficzny. Już widzę ten zalew zrzutów ekranów, do którego zapewne dojdzie w sieci w najbliższych dniach i tygodniach.

Gorzej wypada natomiast sama rozgrywka. W Hellblade: Senua's Sacrifice efekt "wow" powodowała głównie oprawa, klimat, sposób narracji. To w nich tkwił powiew świeżości. Gameplay ewidentnie od nich odstawał, nie oferując niczego, czego byśmy do tej pory nie poznali, w niezbyt zachwycającej postaci. I w "dwójce" nic się pod tym względem nie zmieniło. Przygoda jest bardzo liniowa i daje ledwie odrobinę swobody. Kontrola nad Senuą jest nam co i rusz odbierana, aby pokazać jakąś wstawkę.

Starcia są spektakularne, ale system walki opiera się w zasadzie na dwóch rodzajach ataku, parowaniu oraz unikach. A jeśli liczycie, że Ninja Theory wprowadziło jakieś nowe gameplayowe urozmaicenia, to przykro mi, ale będziecie zawiedzeni. Znane z "jedynki" zagadki środowiskowe, polegające na szukaniu run, powróciły bez zmian i wydają się zupełnie niepotrzebne. Czy naprawdę nie dało się wymyślić niczego nowego, ciekawszego? Autorzy ewidentnie zafiksowali się na oprawie i klimacie, zapominając, że najważniejsza jest - mimo wszystko - rozgrywka. Chciałbym bawić się lepiej przy tej grze.

Senua's Saga: Hellblade 2 ma też dodatkową warstwę i misję, związaną z edukowaniem odbiorców w temacie chorób psychicznych (w tym przypadku - psychozy). W tej roli sprawdza się bardzo dobrze. Porusza ważne tematy i skłania do refleksji. Chwała twórcom za to. Jednak psychoza Senui nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia, jak w pierwszej części. Czy dlatego, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a może dlatego, że twórcy poświęcili tej części gry mniej uwagi? Pewnie po trosze z obu tych powodów. Ja już dobrze znałem to, co zobaczyłem i usłyszałem, a autorzy pewnie mogli nas zaskoczyć czymś nowym.

Senua's Saga: Hellblade 2 to wartościowa gra, której ocenę najchętniej podzieliłbym na dwie części. Jedna dotyczyłaby warstwy edukacyjnej i audiowizualnej, a druga - gameplayowej. Ta pierwsza wypada bowiem świetnie i chciałbym widzieć jak najwięcej takich tytułów. A druga wyraźnie od niej odstaje i nie oferuje ani niczego rewolucyjnego (nawet w zestawieniu z poprzedniczką), ani niczego rewelacyjnego. Niestety, ale w przypadku gry wideo wiodąca jest ta druga, dlatego nie mogę wystawić Senua's Saga: Hellblade 2 wyższej oceny niż...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Senua's Saga: Hellblade 2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy