Pharaoh: A New Era - recenzja. Kultowy faraon z 1999 roku powraca w nowej wersji

Panowie z Triskell Interactive, dziękujemy, że wyciągnęliście Faraona z grobu. Czekałem na tę grę od 24 lat.

Caesar, Zeus, Pharaoh - przy tych trzech tytułach spędziłem niezliczone dni, popołudnia i wieczory. A było to w latach dziewięćdziesiątych, jeszcze w czasach (dla mnie) szkolnych. Nie sądziłem, że tak długo będę musiał czekać na wznowienie choć jednej z tych gier. Jako pierwszy (wszak mam nadzieję, że będą kolejne) zrewitalizowany został Pharaoh. Studio (dodajmy w ramach ciekawostki, że dwuosobowe) Triskell Interactive wyciągnęło go z grobowca, odświeżyło, popsikało perfumami... i w ten sposób powstał Pharaoh: A New Era, czyli - dla znajomych - Faraon.

Reklama

Pharaoh: A New Era to reprezentant zapomnianego już podgatunku city builderów (które to w latach dziewięćdziesiątych święciły nie lada triumfy). Nie martwcie się, jeśli jesteście na tyle młodzi, że nie macie prawa wiedzieć, jak się gra w tego typu gry. Przygodę z remasterem rozpoczynamy bowiem od serii scenariuszy, które można nazwać rozbudowanym samouczkiem. Autorzy tłumaczą nam kolejne zasady budowy i rozbudowy egipskich miast. W ciągu pierwszych godzin uczymy się, jak budować domy, bazary czy świątynie, jak dbać o dostawy wody pitnej, jak produkować surowce, jak handlować, jak zarządzać podatkami, jak zapewnić mieszkańcom bezpieczeństwo, jak zyskać przychylność bóstw...

Jest tego naprawdę sporo i choć w pierwszych scenariuszach mechanika może wydać ci się dosyć prosta i zrozumiała, to jednak z czasem zrozumiesz, że to naprawdę rozbudowana i wymagająca gra. Nie taka, która rozwiązania podsuwa ci pod sam nos. Po opanowaniu podstaw przychodzi pora na samodzielną naukę, obarczoną niezliczonymi błędami. To taki Faraon, jakiego ja osobiście zapamiętałem ze szkolnych lat. Wówczas uczyłem się przy nim (i przy wielu innych grach na PC) nie tylko historii starożytnego Egiptu, ale także angielskiego. I wam też odradzam podchodzenie do tej gry bez znajomości języka Szekspira. Nie przetłumaczono jej na język polski, a bez zrozumienia treści trudno trudno zrozumieć, co mamy robić.

Na szczęście Triskell Interactive zlikwidowało szereg innych barier, m.in. staroży... przestarzały interfejs, który dzisiaj niejednego by odstraszył. Pharaoh: A New Era jest znacznie bardziej przejrzysty i intuicyjny od oryginału. Wystarczą dwa-trzy kliknięcia, aby postawić budynek. Nie musimy nawet sięgać do menu przy prawej krawędzi ekranu. Wystarczy wcisnąć CTRL, kliknąć pożądaną budowlę i wskazać wolne miejsce w pobliżu, aby ją skopiować. Takich ułatwień jest więcej. O wiele szybciej można dotrzeć do interesujących nas danych, dotyczących zgromadzonych zasobów czy poziomu bezrobocia. Autorzy wprowadzili też na przykład wskaźnik pokazujący, kiedy i jak bardzo może wylać Nil (ten wirtualny, rzecz jasna).

Pharaoh: A New Era doczekał się, rzecz jasna, odświeżonej oprawy audiowizualnej. Grafika przypomina oryginał, wciąż jest dwuwymiarowa, ale autorzy zadbali o wyższą rozdzielczość, nowe modele postaci i budynków, jak również o płynniejsze animacje. Generalnie estetyka zmieniła się na bardziej bajkową, komiksową. Z kolei z głośników (bądź słuchawek) do naszych uszu dopływają przyjemne dźwięki oraz klimatyczna muzyka, które pozwalają przenieść się do innego, starożytnego świata (zwłaszcza na słuchawkach).

Jeżeli lubisz wymagające strategie, a historia starożytnego Egiptu jest bliska twojemu sercu, nawet nie masz się co zastanawiać - kupuj Pharaoh: A New Era. Gra ma wprawdzie trochę błędów, ale te powinny zostać prędzej czy później naprawione. Ale pomimo ich obecności bawiłem się przednio jako egipski budowniczy, zarządca i ziemskie wcielenie bóstwa. Czy tak jak za dawnych lat? Nie wiem. Ale czy to ważne?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama