Metroid Dread - recenzja

​Metroid Dread to powrót klasyki w najlepszym wydaniu. Oddanie produkcji Hiszpanom z Mercury Steam okazało się strzałem w dziesiątkę. Czy też, odnosząc się do naszej końcowej oceny, w osiem i pół.

Czasy się zmieniają, a wraz z nim gry. Jednak część z nas oczekuje - przynajmniej co jakiś czas - oddać się rozrywce takiej jak dawniej, w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych. Metroid Dread to właśnie hołd oddany produkcjom z tamtego okresu. Kontynuacja przeboju z 1986 roku z prawdziwego zdarzenia. Pierwsza od czasu Metroid Fusion z 2002 roku. Tak więc czekaliśmy na nią blisko dwie dekady. Ale było warto.

Metroid Dread jest bezpośrednią kontynuacją Metroid Fusion z 3DS-a. Główną bohaterką mianowano ponownie Samus Aran. Tym razem dzielna łowczyni nagród wyrusza na planetę ZDR, by zbadać odkrytą na niej cząstkę Pasożyta X, który po przetrwaniu zniszczenia SR388 wciąż może być zagrożeniem dla całej galaktyki. Federacja Galaktyczna, która wysłała na miejsce nowoczesne roboty E.M.M.I., ale te w pewnym momencie przestały reagować na komendy. Samus ma sprawdzić, co się stało. Niestety już na samym początku napotyka na Chozo, potężnego kosmitę, który odbiera jej wszystkie moce. Protagonistka musi uczyć się od zera. A my wraz z nią.

Reklama

Nie zdradzę zbyt wiele - wychodzi to na jaw niedługo po rozpoczęciu przygody - jeśli napiszę, że wspomniane E.M.M.I. przetrwały i mają się dobrze, tyle że teraz mają nowe zadanie. Muszą... pozbyć się Samus. Główna bohaterka w Metroid Dread z łowcy stała się zwierzyną, która niekiedy walczy, ale czasem zostaje zmuszona do ucieczki. Każde spotkanie z jednym z potężnych robotów kończy się porażką. Co prawda możemy skontrować ich ataki, ale tylko po to, żeby dać sobie jeszcze chwilę oddechu. Pokonanie ich jest możliwe, ale to nie taka łatwa sprawa.

Na szczęście z czasem uczymy się radzić sobie z E.M.M.I. Roboty dość swobodnie przeczesują teren, ale tylko ten, który został im wyznaczony. Tak więc możemy im po prostu uciec i pomachać na pożegnanie z bezpiecznej odległości. Ale musimy pamiętać, że podczas biegu wydajemy dźwięki, które zwabiają łowców. Gdy widzimy, że za chwilę wkroczymy w obszar ich zasięgu, lepiej się cofnąć albo poczekać, aż sobie pójdą. W końcu Samus zdobywa też umiejętność czasowej niewidzialności.

Poza zabawą w kotka i myszkę z robotami-łowcami Metroid Dread jest typowym przedstawicielem gatunku metroidvania. Podczas trwającej od ośmiu do kilkunastu godzin zabawy (co jest wynikiem raczej rozczarowującym) przemierzamy plansze, poruszając się jedynie w dwóch osiach (góra-dół i lewo-porawo), pokonujemy mniej lub bardziej groźnych przeciwników (możemy zarówno strzelać, jak i atakować wręcz) oraz zdobywamy coraz to nowe umiejętności, dzięki którym pokonujemy kolejne przeszkody. Nie brakuje też wyjątkowo wymagających walk z bossami.

Jednak całość jest generalnie dość wymagająca. Metroid Dread to raczej propozycja dla miłośników gatunku, a nie dla nowicjuszy. Chodzi nie tylko o trudność tkwiącą w uciekaniu E.M.M.I., ale także brak jakichkolwiek podpowiedzi, który może spowodować, że w pewnym momencie zwyczajnie się zatniemy. Gra zawiera też szereg fragmentów, w których trzeba uruchomić szare komórki.

Metroid Dread to jeden z najlepiej działających tytułów na Switcha. Gra cieszy oko stabilnymi 60 klatkami na sekundę. Płynną animację, bez widocznych szarpnięć, docenia się także podczas pokonywania co trudniejszych etapów. Co więcej, po zadokowaniu konsoli rozdzielczość sięga aż 900p. Podczas zabawy w trybie handheld musimy zadowolić się standardowym 720p, ale to w zupełności wystarczy, nawet na większym wyświetlaczu w Nintendo Switch OLED.

Autorzy zadbali także o udźwiękowienie, perfekcyjnie wykorzystując odgłosy otoczenia do budowy atmosfery kosmicznego polowania na główną bohaterkę. Na planecie ZDR panuje złowrogi klimat, w którym cały czas czujemy się nieswojo. Ponadto każdy etap wzbogacono o odmienną ścieżkę dźwiękową, która raczej nie wychodzi na pierwszy plan, tylko umiejętnie buduje tło. Oczywiście docenicie to w szczególności po założeniu na głowę dobrych słuchawek.

Metroid Dread to niezwykle udana kontynuacja Metroid Fusion i wzorowa reprezentantka podgatunku metroidvania. Po niespełna dwudziestu latach oczekiwania otrzymaliśmy grę, która wprowadza powiew świeżości, odwracając role i czyniąc z bohaterki zwierzę łowne, a jednocześnie oferuje wszystko to, za czym tęsknili od dawna fani.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy