Marvel's Midnight Suns - recenzja - obowiązkowa pozycja dla fanów uniwersum Marvela?
Od dziecka wielbię twórczość Sida Meiera i studia Firaxis.
Wychowałem się na takich grach, jak Alpha Centauri, Civilization 3 czy Sid Meier's Pirates. Firaxis to jeden z niewielu deweloperów, którego produkcje zachwycają mnie tak dziś, jak przed ponad dwudziestu laty. Byłem wprost zachwycony, gdy okazało się, że amerykańskie studio przejęło kultową markę XCOM i po latach przerwy opracowało jej kontynuacje. Te - zgodnie z oczekiwaniami - wypadły świetnie. Nie mogłem się doczekać narodzin wspólnego dziecka Firaxis i Marvel Games - Marvel's Midnight Suns.
Gra przedstawia historię o walce z Lilith, potężną królową demonów, którego do życia przywróciła Hydra wraz z Doktorem Faustusem. Główna zła włada nie tylko potężną magią, ale także całymi zastępami krwiożerczych bestii. Kto może uratować świat przed takim niebezpieczeństwem? A jakże, superbohaterowie spod sztandaru Marvela. Na ich czele stanie również powstały z martwych Hunter, dziecko Lilith. Nie napiszę "syn", ponieważ to postać, o której płci - a potem nieco bardziej szczegółowo o wyglądzie - decydujemy my.
Spodobało mi się tempo, w jakim rozwija się na początku opowieść Marvel's Midnight Suns. Później traci na impecie, zmuszając nas do wykonywania rozlicznych zadań pobocznych. Serwuje także zbyt dużo dialogów, do tego czasem naprawdę przeciętnie napisanych. Miłośnicy Marvela także będą nieco zawiedzeni. Co prawda super pokierować drużyną składającą się z takich postaci, jak Doktor Strange, Iron Man czy Blade, ale autorzy nie zagłębili się zbytnio w uniwersum i nie rozwinęli go.
Rozgrywka w Marvel's Midnight Suns dzieli się na dwie główne części: walkę oraz zarządzanie Opactwem. Starcia z przeciwnikami toczymy w turach, wykorzystując karty związane z umiejętnościami poszczególnych członków drużyny, a także elementy otoczenia. Karty do naszej ręki trafiają losowo. Jeśli któraś nam nie pasuje, możemy ją wymienić (na inną losową). Ważne jest planowanie, taktyka i dobra znajomość mocnych stron superbohaterów (a także słabych punktów przeciwników). Ogólnie to ciekawe, całkiem świeże podejście do tematu. Walka daje dużo przyjemności i satysfakcji.
Nie mogę tego niestety powiedzieć o zarządzaniu Opactwem. W teorii wszystko jest okej. Pomiędzy walkami przechadzamy się po naszej siedzibie, zdobywamy surowce, odkrywamy sekrety, rozmawiamy z innymi postaciami oraz ulepszamy naszą ekipę. W praktyce gra zasypuje nas jednak pomniejszymi aktywnościami (treningami, badaniami etc.) do tego stopnia, że w głowie powstaje jeden wielki mętlik i możemy poczuć się jak chomik w kołowrotku. Wiele z nich można by spokojnie wyciąć, a przygoda i tak zajęłaby kilkadziesiąt godzin. Nie musielibyśmy też odrywać się tak bardzo od wątku głównego. Nigdy nie zrozumiem sztucznego wydłużania gier, które i bez tego wystarczyłyby na wiele wieczorów.
Marvel's Midnight Suns cieszy efektownymi animacjami podczas walk, ale generalnie od strony graficznej to dosyć niska liga. Postacie mają przeciętne modele i mimikę, a otoczenie często nie grzeszy szczegółami. Całość wygląda ładnie, ale z technicznego punktu widzenia i na dzisiejsze standardy to przeciętniak. Ścieżka dźwiękowa wypada bardzo dobrze, ale głosy rozmówców wydawały mi się nienaturalnie przytłumione. Jakby dochodziły ze studni.
Marvel's Midnight Suns wywołało u mnie mieszane uczucia. Gra wciągnęła mnie systemem walki, elementem karcianym, ciekawymi postaciami oraz atmosferą rodem z filmów o superbohaterach. Jednocześnie znużyła powtarzaniem w kółko tych samych, pomniejszych czynności. To tylko jedna rzecz, ale kluczowa. Gdyby Firaxis z nią nie przesadziło, o wiele chętniej spędzałbym czas w gronie Doktora Strange'a, Iron Mana i spółki. Na przeciętną grafikę spokojnie mógłbym przymknąć oko. Nie każda gra musi wyglądać next-genowo.