Moje odczucia względem Maneatera są zmącone niczym wody Bałtyku. Jest w tej grze tyle dobrego, a jednocześnie kilka rzeczy ewidentnie w niej nie zagrało.
Przyznam, że z początku patrzyłem na tę produkcję studia Tripwire Interactive (Red Orchestra, Killing Floor) niczym rekin na różową, świecącą płotkę. Z jednej strony byłem zaciekawiony, ale z drugiej nie sądziłem, że będzie ona w stanie zaspokoić mój głód. Jakże byłem zaskoczony, gdy okazało się, że Maneater to naprawdę niezły... erpeg (!!!) z rekinem w roli głównej. Gdyby nie kilka jego ewidentnych wad, uznałbym go pewnie za jedną z najfajniejszych gamingowych niespodzianek tego roku. No właśnie, gdyby.
O dziwo, Maneater może pochwalić się zaskakująco rozwiniętą fabułą, która dodatkowo niesie ze sobą pewne przesłanie. W grze wcielamy się tutaj w tytułową rybę, która pragnie dokonać zemsty na pewnym łowcy rekinów. Aby osiągnąć swój cel, musi eksplorować oceaniczne głębiny (ale i okoliczne plaże), jeść, wykonywać zadania, zdobywać doświadczenie i rosnąć w siłę (potrzeba na to trochę czasu, wszak na początku ludojad jest jeszcze młody i niedojrzały).
W grze znalazło się osiem obszarów, które możemy swobodnie eksplorować. Nie są one zbyt różnorodne (trochę się nie dziwię, w końcu wszystkie mieszczą się pod powierzchnią wody), ale na każdym z nich czeka na nas sporo aktywności, którym możemy się oddać. Nie brakuje wyzwań, znajdziek do kolekcjonowania czy surowców do zbierania. Te ostatnie pozwalają naszemu rekinowi się rozwijać, a rozwój to bez wątpienia jeden z lepiej rozwiązanych elementów Maneatera.
Gracz musi cały czas zbierać trzy rodzaje surowców oraz mutagen, dzięki którym można ulepszać wytrzymałość, zdolności obronne, szybkość czy siłę rekina. Autorzy przygotowali w sumie trzy zestawy dla każdej części ciała: kamienne (związane z siłą, którą możemy wykorzystać przeciwko żywym stworzeniom, ale i łodziom), bioelektryczne (związane z ogłuszaniem i wyładowaniami energii) oraz cienia (związane z szybkością i wykorzystaniem trucizny). Każde ulepszenie daje wymierne korzyści w poszczególnych aspektach. A to nie wszystko. Po pewnym czasie możemy zdobywać dodatkowe organy, jak np. zaawansowany sonar, pozwalający skanować otoczenie. To, że nasz rekin się rozwija i staje coraz silniejszy, naprawdę czuć.
Tym bardziej żałuję, że walka w Maneaterze została do tego stopnia uproszczona. Tak naprawdę opiera się na wciskaniu zaledwie jednego przycisku, odpowiedzialnego za kłapanie zębiskami, oraz - od czasu do czasu - drugiego, pozwalającego uderzać ogonem. Z początku skupiamy się na pożeraniu oceanicznej drobnicy, a z czasem możemy sobie pozwolić na walkę z coraz większymi i groźniejszymi stworzeniami (w tym z bossami). Jednak starcia te ciągle wyglądają podobnie. Pewną odmianą są ataki na lądzie, podczas których skupiamy się na pożeraniu ludzi. Musimy wówczas działać szybko i sprawnie, bo rekin - jak to rekin - nie może przebywać na powierzchni zbyt długo.
Jednym z mankamentów jest praca kamery, która podczas walki robi, co chce, blokując się często nie na tych obiektach, na których byśmy chcieli. W efekcie często rzucamy się z zębami nie na to stworzenie, którym jesteśmy zainteresowani, przez co po chwili musimy walczyć nie z jednym, ale z całą broniącą się przed nami zgrają. Podczas zabawy natrafiłem też na drobne błędy techniczne (związane np. z wyświetlaniem się tekstur) i zwróciłem uwagę na kiepską sztuczną inteligencję ludzkich postaci (choć akurat w tej grze nie ma to tak dużego znaczenia). Jednak, choć niedopracowany, Maneater potrafi zauroczyć grafikę oraz udźwiękowieniem. To gra, przy której - wbrew pozorom - można się odprężyć i poczuć trochę jak na wakacjach.
Maneater okazał się przyjemną odskocznią od przewidywalnych gier, ale na pewno mógłby być czymś więcej. Gdyby autorzy wymyślili bardziej różnorodne zadania (dostępnych aktywności jest bardzo dużo, ale po dwóch-trzech godzinach intensywnej rozgrywki stają się monotonne), skonstruowali ciekawszą mechanikę walki i pozbyli się kilku mankamentów (dopracowali m.in. pracę kamery), mielibyśmy tytuł na mocną ósemkę. A tak - tylko siódemka. Chociaż czy to aby na pewno "tylko"?