Forspoken - recenzja - połączenie Cyberpunka, Final Fantasy i Horizona. Czy udane?

Już dawno nie widziałem w żadnej grze tak licznych inspiracji innymi dziełami popkultury.

Fabuła trochę jak "Baśniowa opowieść" Stephena Kinga, trochę jak "Alicja w Krainie Czarów" Lewisa Carrolla. Relacja głównej bohaterki z głównym towarzyszem zalatująca Cyberpunkiem 2077 i relacją V z Johnnym Silverhandem. Kreacja świata jako żywo przywodząca na myśl Final Fantasy XV, zaś główna antagonistka - Final Fantasy VIII. A gameplay w dużym stopniu zainspirowany Horizon: Zero Dawn czy Horizon: Forbidden West. I to na pewno nie wszystko, co znacie, a co łączy w sobie Forspoken. Czy robi to udanie?

Najnowsza produkcja Square Enix przenosi nas... do Nowego Jorku. To znaczy początkowo. Wszak główna bohaterka, mająca ciągle problemy z prawem i z kiepsko dobranymi znajomymi Frey Holland (gra ją Ella Balinska, angielska aktorka polskiego pochodzenia), wkrótce odnajduje magiczną bransoletę, dzięki której przenosi się do obcej, baśniowej i ze wszech miar tajemniczej krainy o nazwie Athia. A odnaleziona bransoleta okazuje się mówiącym, całkiem inteligentnym i żartobliwym towarzyszem. Nie będziemy potrzebowali wiele czasu, by zorientować się, że Athię ogarnęła wyniszczająca zaraza, a my - no, bo kto inny - okażemy się dla niej ostatnią szansą na wybawienie.

Reklama

Scenariusz zaczyna się dobrze. W pierwszych godzinach trudno było mi się odłożyć pada na półkę. Jednak z czasem zaczynało do mnie docierać, że coś poszło nie tak. Relacja Frey i jej bransolety opiera się w głównej mierze na mniej lub bardziej zabawnych żartach, nie rozwijając się w nic głębszego. Stosunki głównej bohaterki z mieszkańcami Athii przeważnie także są szarpane i trudno poczuć, że powstaje między nimi jakakolwiek chemia. W końcu opowieść okazuje się nie tak zaskakująca, jak by się chciało. Dosyć łatwo przewidzieć, co wydarzy się dalej.

Gameplay wypada na szczęście znacznie lepiej. Forspoken to RPG akcji osadzony w otwartym świecie, ale zdecydowanie bardziej nastawiony na fabułę (co akurat w kontekście poprzedniego akapitu nie nastraja zbyt pozytywnie), niż na eksplorację, jeśli porównać go na przykład do Horizon: Forbidden West. Jednak długo zastanwiałem się, dlaczego gra musi zatrzymywać się za każdym razem, gdy chce mi coś powiedzieć (a elementów samouczka jest pełno), dlaczego muszę stać w miejscu, gdy Frey chce porozmawiać z bransoletę i dlaczego po każdej scence muszę czekać 2-3 sekundy, aby móc się znów poruszyć. Na dłuższą metę to naprawdę irytujące.

Athia jest piękna - po przestawieniu grafiki na tryb jakości naprawdę jest co podziwiać - ale zarazem opustoszała. Poza miastem, stanowiącym naszą bazę wypadową, napotykamy już niemal wyłącznie na przeciwników. Ci, a jakże, rzucają się na nas od razu z pazurami, kłami czy czym tam jeszcze mogą. Walka z nimi opiera się na rzucaniu zaklęć (bransoleta Frey pozwala jej także posługiwać się magią) - na przemian ofensywnych i defensywnych. Na początku znamy ich raptem kilka, ale z czasem zdobywamy doświadczenie, punkty many i uczymy się coraz to nowych czarów.

Ta część Forspoken to jedna z tych, które przypadły mi do gustu. Starcia są może nieco powtarzalne, ale dynamiczne i przyjemne, szczególnie gdy opanujemy już większy zakres zaklęć i umiejętność parkouru, pozwalającą unikać ataków (a poza potyczkami ułatwiającą poruszanie się po świecie). Przeciwnicy nie są zbyt różnorodni, ale rekompensują nam to występujący co jakiś czas bossowie.

System rozwoju jest całkiem satysfakcjonujący. Frey może opanować zaklęcia z aż czterech grup powiązanych z żywiołami. Poza tym cały czas zdobywamy coraz lepsze przedmioty, dające coraz atrakcyjniejsze bonusy, jak również surowce, które pozwalają nam zarówno craftować, jak i ulepszać posiadany ekwipunek.

To wszystko wypada naprawdę nieźle, tylko trudno rozwinąć skrzydła, jeśli główny wątek fabularny kończy się po raptem kilkunastu godzinach. Ogólnie to wcale nie tak mało, ale jak na ambitnego RPG-a akcji - już tak. Czas ten można wprawdzie wydłużyć, angażując się w wykonywanie zadań pobocznych, ale te są przeważnie miałkie i niezachęcające. Już wolałem porozrzucane po świecie dungeony, w których walczymy ze stosunkowo silnymi przeciwnikami, aby zdobyć na koniec atrakcyjny loot.

Graficznie Forspoken przypomina, że wkroczyliśmy już na dobre w epokę PlayStation 5 oraz Xboksów Series X. Najładniejszy obraz oglądamy w trybie ray tracing, w którym rozdzielczość wynosi 4K, śledzenie promieni jest włączone, ale za to liczba klatek na sekundę czasem spada poniżej 30 FPS-ów. Po wyłączeniu ray tracingu możemy natomiast liczyć na stabilne 30 klatek na sekundę.

Jeśli natomiast wolicie grać w 60 FPS-ach (kto nie woli), czeka na was tryb wydajności, w którym rozdzielczość zostaje obniżona do 1440p. Tutaj downgrade jest dosyć duży, ale gra w dalszym ciągu prezentuje się bardzo ładnie. Szkoda tylko, że Athia jest krainą tak opuszczoną i stworzoną w tak dużym stopniu przy użyciu funkcji kopiuj-wklej. Nie każdemu elementowi świata poświęcono też tyle samo uwagi, przez co niektóre z nich wyglądają wyraźnie gorzej niż inne.

Bardzo liczyłem na Forspoken... i nie bardzo się zawiodłem. Ale jednak odczuwam zawód. Gra pod paroma względami wypada naprawdę dobrze, ale równoważy to kilkoma naprawdę kiepskimi rozwiązaniami bądź niedostatecznym wykonaniem. Warto zagrać, jeśli lubicie otwarte światy, efektowne walki z użyciem magii oraz ładną grafikę. Jednak na kilka rzeczy będziecie musieli przymknąć oko...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Forspoken
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy