Endling - recenzja. Ponura wizja przyszłości dla Ziemi daje do myślenia

​Klimat się zmienia. Sam z siebie, ale i pod wpływem działalności człowieka. Nie mamy raczej powodów do dumy. Przeciwnie, raczej do wstydu. Endling wam to uświadomi.

Gra studia Herobeat przenosi nas w zmyślone miejsce, ale jako żywo przypominającego naszą Ziemię. Przygodę rozpoczynamy od końca. Końca świata. Główna bohaterka - lisica - ucieka przed trawiącym okolicę pożarem. Ledwie udaje jej się dotrzeć do schronienia, w którym może skryć się wraz z młodymi. Jama posłuży jej za bazę wypadową przez jakiś czas. Co jakiś czas będzie z niej wyruszać po pożywienie dla siebie i dla potomstwa. Początkowo sama, ale później także z dorastającymi młodymi.

Grając, dociera do nas, że jeśli zaniedbamy ekosystem, czeka nas zagłada. Endling jest kolorowe, ale przekaz z niego płynący skąpano w szaroburych odcieniach. Jeśli historie o zwierzątkach kojarzą wam się głównie z przyjemną i zabawną rozrywką, będziecie zaskoczeni. Z padem w dłoniach doświadczycie tego, co niechybnie spotka i naszą cywilizację, jeśli nie zmienimy - wszyscy, niezależnie od miejsca zamieszkania - swojego podejścia do matki natury. Endling to w gruncie rzeczy dosyć smutna opowieść.

Reklama

Co zaś się tyczy rozgrywki, podzielono ją na dwie części. Pierwsza, ściśle powiązana z fabułą (cokolwiek skromną, trzeba rzec), opiera się na poszukiwaniach małego liska. Druga z kolei to typowy survival, związany z poszukiwaniem pożywienia (poziom głodu rośnie naprawdę szybko), kryciem się przed niebezpieczeństwami czy rozbrajaniem napotkanych pułapek. Jak to u lisów, narzędziem niezbędnym do przeżycia jest węch. Zmysł ten jest kluczowy zarówno podczas tropienia zaginionego potomstwa, jak i w trakcie poszukiwań pożywienia.

Endling w pierwszych chwilach zaskakuje złożonością mechanik. Tropienie, poszukiwanie, polowanie, rozbrajanie pułapek czy dbanie o młode, które zaczną umierać, gdy nie dostarczymy im na czas pożywienia. Na dodatek na wpół otwarte środowisko gry daje nam trochę swobody. Co prawda cały czas poruszamy się tylko w lewo i w prawo, ale co i rusz trafiamy na rozwidlenia czy ukryte przejścia. Na szczęście twórcy dali nam trochę czasu na zapoznanie się z poszczególnymi elementami gry.

Gorzej, że nie zadbali o to, abyśmy po godzinie-dwóch nie zaczęli się nudzić. W tym czasie odkrywamy, że Endling to - pomimo całej otoczki - dosyć prosty indyk, któremu brakuje polotu i różnorodności. Przyjemny, ale nie tak interesujący, jak można mieć nadzieję, rozpoczynając lisią przygodę. Co więcej, całą grę można ukończyć w około cztery godziny. Gdyby to były cztery godziny wypchane po brzegi atrakcjami, niedające chwili wytchnienia, nie miałbym z tym problemu. A tak...

Podobać się może natomiast oprawa, która prezentuje naprawdę wysoki poziom - zarówno od strony wizualnej, jak i dźwiękowej. Świat i postacie przedstawiono w komiksowym stylu. Obraz jest prosty, ale całkiem przyjemny dla oka. Z kolei w tle przygrywa cały czas pasująca do atmosfery ścieżka dźwiękowa.

Endling to interesująca pozycja, która i zaciekawi, i zasmuci, i wzruszy, i skłoni do przemyśleń. Pod względem gameplayu zaskakująco złożona, ale powtarzalna i stosunkowo szybko wywołująca znużenie. Nie powinniście mieć problemu z ukończeniem czterogodzinnej przygody - przeciwnie, raczej dotrzecie do finału z zaciekawieniem - ale osobiście oczekiwałbym od niej więcej różnorodności.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama