Początek tego roku nie rozpieścił zbytnio graczy. Większość tytułów, na które najbardziej liczyliśmy, zawiodła. Na szczęście prawdopodobnie nadchodzą lepsze czasy. A za ich zwiastun można uznać Devil May Cry 5.
W styczniu i lutym tego roku pojawiło się raptem kilka gier, które można polecić z czystym sumieniem. Resident Evil 2, Apex Legends, Ace Combat 7, Metro Exodus, Kingdom Hearts 3... I to by było na tyle. Poza tym mieliśmy do czynienia albo z pomniejszymi, niewartymi wzmianki produkcjami, albo z tytułami, na które liczyliśmy, a które zawiodły, jak Anthem czy Far Cry: New Dawn. Na szczęście w nadchodzących miesiącach gorących premier będzie znacznie więcej. I jeśli wszystkie wypadną tak dobrze, jak Devil May Cry 5, to będziemy zachwyceni. Powrót króla slasherów wypadł tak dobrze, że chyba nie moglibyśmy zażyczyć sobie niczego więcej. No, może poza drobnostkami.
Akcja Devil May Cry 5 toczy się parę lat po wydarzeniach przedstawionych w poprzedniej części serii. W grze spotykamy doskonale znanych bohaterów - Dantego oraz Nero. Historia rozpoczyna się od poszukiwań potężnego demona, przez którego drugi z wymienionych protagonistów stracił rękę. Jednak - jak pewnie się domyślacie - to dopiero zalążek emocjonalnej i zróżnicowanej opowieści o walce dobra ze złem (fajnym ukłonem w stronę nowych graczy jest nieźle zrealizowane streszczenie wydarzeń z poprzednich części). Autorzy zaserwowali nam prawdziwy rollercoaster, z którego nie chce się schodzić aż do końca przejażdżki. A ta powinna potrwać około dziesięciu godzin. Tyle czasu powinno wam zająć ukończenie wszystkich dwudziestu etapów, które przygotowali twórcy. W ich trakcie odwiedzicie różnorodne miejsca, jak również pokierujecie aż trzema postaciami. U boku Dantego i Nero debiutuje tutaj bowiem tajemniczy "V", którego dopiero przyjdzie nam lepiej poznać.
Poza ciekawą i emocjonującą historią Devil May Cry 5 oferuje nam oczywiście to, z czego zasłynęły poprzednie części - zwariowaną rozgrywkę, w której pierwsze skrzypce grają widowiskowe potyczki z demonami. Zaserwowana tutaj mechanika walki jest chyba jedną z lepszych, z jakimi mieliśmy do czynienia w grach. Jest intuicyjna, przyjemna, spektakularna... Można by tak długo wymieniać, ale o wszystkich jej atutach i tak najlepiej przekonać się na własnej skórze. Chociaż większość czasu spędzonego z Devil May Cry 5 spędza się na starciach z demonami, ani przez chwilę nie odczuwaliśmy z tego tytułu nudy. Przeciwnie, bawiliśmy się jak dzieci!
Jest to bez wątpienia zasługa wprowadzenia w Devil May Cry 5 aż trzech postaci. Każdą z nich gra się wyraźnie inaczej. Dante korzysta ze swoich ulubionych zabawek - dwóch pistoletów (Ebony i Ivory), dwuręcznych mieczów czy motocykla. Nero posiada miecz... napędzany silnikiem odrzutowym, a poza tym ze swojego braku ręki uczynił atut - w jej miejsce może montować protezy o różnych właściwościach. Jeszcze ciekawiej gra się debiutantem, wspomnianym V. Jest on wyraźnie słabszy od swoich kolegów, ale tylko fizycznie. Jego główną umiejętnością jest kontrolowanie demonów, które posyła do walki. Na plac boju może nawet posłać potężnego giganta (wystarczy, że naładuje swój pasek mocy). Zabawa w skórze V jest zupełnie inna niż wtedy, gdy kierujemy Dantem i Vero.
Autorzy zawarli w Devil May Cry 5 uproszczony system rozwoju postaci. Podczas zabawy zbieramy znane z poprzednich odsłon czerwone kule, które pozwalają nam zarówno na zdobywanie sprzętu dla bohaterów, jak i na nauczanie ich nowych umiejętności. Przed każdym kolejnym etapem możemy wybrać nowe zdolności oraz ekwipunek. To jeden z niewielu momentów, kiedy możemy wziąć głębszy oddech. Zaczynając z powrotem właściwą rozgrywkę, ponownie wsiadamy na rollercoaster, z którego nie zejdziemy przez najbliższe kilkanaście do kilkudziesięciu minut.
Devil May Cry 5 rozgrywa się na zamkniętych planszach. Autorzy nie ulegli trendowi polegającemu na przenoszeniu gier do otwartych albo przynajmniej półotwartych światów. Przeciwnie, akcja ma mocno korytarzowy charakter. Owszem, są tutaj dostępne różne sekrety do odkrycia czy dodatkowe wyzwania, ale to wszystko opcjonalna zawartość. Wszystko, co tyczy się głównego wątku fabularnego, nie odbiega od jednej, ściśle wytyczonej ścieżki. Dzięki temu rozgrywka jest zwarta i tak skondensowana, że człowiek nie ma się nawet czasu zastanawiać, czy nie wolałby, gdyby toczyła się w bardziej otwartym świecie.
Jedyną rzeczą, która nas zaskoczyła w Devil May Cry 5, był... poziom trudności. Nie, nie. Nie chodzi o to, że był zbyt wysoki. Właśnie nie, okazał się zbyt niski! Nie jesteśmy jakimiś wyjadaczami, którzy spędzili z poprzednimi odsłonami serii setki godzin, a pomimo tego przez większość gry wręcz przebiegliśmy. Chyba żaden z etapów nie sprawił, że na naszym czole pojawiły się kropelki potu. Wyższe poziomy trudności są dostępne, ale dopiero po tym, jak skończymy całą historię na tym najniższym. Co prawda, na początku możemy wprawdzie wybrać tryb przeznaczony dla weteranów serii, nazwany Łowca Demonów, ale nie jest on aż tak wymagający, jak można by się spodziewać. Jeśli będziecie chcieli zmienić Devil May Cry 5 w doświadczenie bliższe Dark Souls, będziecie musieli go ukończyć i dopiero wtedy odpalić któryś z wyższych poziomów trudności.
Devil May Cry 5 jest niezwykle efektowny także pod względem oprawy graficznej. To jedna z tych gier, na które patrzy się z taką radością, że można by to robić przez wiele godzin. Postacie zostały bardzo ładnie zaprojektowane i niezwykle płynnie się poruszają (przy okazji wspomnijmy, że na konsolach można doświadczyć animacji w 60 klatkach na sekundę), plansze są pełne szczegółów, a walkom towarzyszą spektakularne efekty specjalne. Jest więc dynamicznie, kolorowo i na bogato. Dokładnie tak, jak powinno być. Świetnie spisali się także dźwiękowcy. Pochwalić można zarówno voice acting, jak i muzykę, która wzorowo podkreśla szalony charakter gry (szczególnie podczas walk).
Devil May Cry 5 to gra dokładnie taka, jakiej oczekiwaliśmy. Ma kilka wad (o tej największej, związanej z brakiem wyboru poziomu trudności już na samym początku, wspomnieliśmy, a pozostałe można przemilczeć, bo są naprawdę drobne), ale jednak przede wszystkim ma zalety. I to naprawdę duże. Ciekawą historię wraz z dobrze nakreślonymi bohaterami, rewelacyjną mechanikę walki, trzy zróżnicowane postacie, prosty, ale satysfakcjonujący system ich rozwoju, przyjemną oprawę graficzną, wzorowe udźwiękowienie... Naprawdę, jest tutaj wszystko, czego potrzeba, by się doskonale bawić. I to nie tylko raz. Gra jest tak dobra, że jej fani (obecni albo ci, którzy nimi zostaną) pewnie ukończą ją dwa, trzy albo więcej razy.