Battlefield 4 - recenzja

Battlefield - jedna z najlepiej wykonanych, a przy tym najmniej zaskakujących serii gier akcji - powraca. Czy tym razem EA DICE czymś nas zaskoczyło?

Kupowanie kolejnych części Battlefielda można porównać do zakupu najnowszego modelu Opla Astry. Z jednej strony możemy być pewni wysokiej jakości pod prawie każdym względem, ale z drugiej nie mamy co marzyć o ponadprzeciętnych doznaniach. Historia ta powtórzyłaby się przy zakupie każdego kolejnego modelu Astry i powtarza się także przy okazji Battlefielda 4. EA DICE ponownie przygotowało wojenny shooter, który można chwalić za prawie wszystko. Jedyny problem polega na tym, że czwarty Battlefield jest tylko tym, czego się spodziewaliśmy, niczym więcej. Czy to wam wystarczy, czy nie, ocenicie sami. Pozwólcie jednak, że przedstawię wam swoje wrażenia z rozgrywki.

Reklama

Battlefield 4 pozwala nam wcielić się w sierżanta Reckera, jednego z członków oddziału Grabarzy, który bierze udział w kolejnych, karkołomnych misjach. Podczas krótkiej, kilkugodzinnej kampanii odwiedzamy między innymi Baku, Szanghaj czy Singapur. Podobnie jak w poprzednich częściach serii, EA DICE pozbawiło scenariusze realizmu, skupiając się na widowiskowości i na wzbudzaniu emocji (wszystko zaczyna się od walki o życie w rozbitym wozie z "Total Eclipse of the Heart" Bonnie Tyler w tle). W kampanii znalazły się między innymi: ofensywa na miasto targane przez tajfun, rejs kutrem po Morzu Południowochińskim czy wysadzanie w powietrze olbrzymiej tamy.

Fabuła nie jest specjalnie interesująca i niedługo po zakończeniu zabawy zapominamy, o co tak naprawdę walczyliśmy (wystarczy wam wiedzieć, że motywem przewodnim jest konflikt pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Rosją i Chinami). EA DICE udało się za to stworzyć dość głębokie, namacalne postacie. Ale i tak pierwsze skrzypce grają efekty specjalne i widowiskowa reżyseria. Na tym tle Battlefield 4 wypada znakomicie. Autorom udało się też stworzyć dobre, namacalne postacie Przy okazji wspomnę, że Battlefield 4 to propozycja wyłącznie dla starszych graczy. Sceny odcinania nogi czy brutalnego przesłuchania przedstawiono tu wyjątkowo sugestywnie. Poza tym z głośników cały czas dobiegają przekleństwa. I to po polsku. Gra została wydana w zdubbingowanej - i muszę przyznać, że naprawdę nieźle (gdyby nie Joanna Jabłczyńska, napisałbym, że całkiem dobrze) wykonanej - wersji językowej.

Skoro napisaliśmy już o najgorszej stronie gry (fabuła), to napiszmy teraz o tej najlepszej. Battlefield 4 to fantastyczny pokaz możliwości silnika graficznego Frostbite 3. Wszystkie lokacje zostały przedstawione niezwykle realistycznie, podobnie jak postacie bohaterów, które wyglądają jak wycięte z jakiegoś filmu wojennego. Cieszą takie szczegóły, jak sposób, w jaki drzewa uginają się na wietrze czy odpadają kawałki ściany. Oświetlenie i efekty specjalne stoją na najwyższym poziomie. Przyznam, że przez dłuższy czas grałem w Battlefielda 4 głównie dla doznań estetycznych. Bo jeśli idzie o rozgrywkę, to...

... należy napisać przede wszystkim, że niczym nie zaskakuje, kontynuując to, co znamy z poprzednich części. To w dalszym ciągu mocno oskryptowana, liniowa strzelanka, w której biegamy po ściśle wytyczonych ścieżkach, strzelając do odgórnie poustawianych żołnierzy wroga. Niekiedy pojawia się miejsce na odrobinę swobody, ale tylko na odrobinę. Większość lokacji składa się z niewielkich pomieszczeń, wąskich korytarzy oraz zamkniętych przestrzeni. Cieszy natomiast to, że tym razem mamy większy wpływ na uzbrojenie. Poza tym w misjach zbieramy punkty, które później decydują o tym, jakie odznaczenie (brązowe, srebrne lub złote) otrzymamy na finiszu. Czy to jednak motywuje do przechodzenia ich więcej niż raz? Niespecjalnie. Wkurza natomiast sztuczna inteligencja naszych kompanów, która plasuje się mniej więcej na poziomie orangutana.

Najwięcej nowości w Battlefieldzie 4 zawarto w multiplayerze. Autorzy najbardziej chwalili się trybem Levolution, w którym to rozgrywka zmienia się dynamicznie. W sumie przygotowano 10 różnych wydarzeń, które wywracają do góry nogami zabawę na danej mapie. Jeśli śledziliście przedpremierowe filmy z gry, na pewno kojarzycie misję, w której wysadzany w powietrze jest przeszklony wieżowiec. Poza tym EA DICE stworzyło także planszę, na której w wyniku zalania ulic do akcji wkraczają amfibie, czy scenariusz, w trakcie którego dochodzi do wybuchu nuklearnego, powodującego skażenie pewnego obszaru oraz ograniczenie widoczności (pył). Muszę przyznać, że były to jedne z najbardziej widowiskowych chwil, jakie przeżyłem w "strzelankowych" multiplayerach kiedykolwiek. Ponadto twórcy pozwolili w nowym Battlefieldzie na demolowanie mniejszych budynków za pomocą ładunków wybuchowych (niczym w Bad Company 2), wprowadzili pięcioosobowe zespoły, poprawiło tryb dowódcy... Opcja wieloosobowa do tej pory była najsilniejszą stroną Battlefielda, a teraz została dodatkowo wzmocniona.

Jeśli zamierzasz kupić Battlefielda 4, to nastaw się przede wszystkim na opcję multiplayer. Kampania dla pojedynczego gracza jest ładna i efektowna, ale krótka, niezbyt ciekawa i mało ambitna. Natomiast w opcji wieloosobowej czeka was zabawa na długie godziny, w jeszcze lepszym wydaniu niż do tej pory. A zatem za kampanię solo - siódemka, a za multiplayer - dziewiątka. Łatwo wyliczyć średnią.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Battlefield 4 | Electronic Arts
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy