Warcraft: Pierwsze recenzje filmu
W sieci pojawiły się pierwsze teksty na temat długo oczekiwanego filmu na podstawie kultowej marki firmy Blizzard. Jak wypada adaptacja słynnej gry? Cóż, chyba jednak nie będziemy mieć do czynienia z najlepszym obrazem w tej kategorii, ale przekonajcie się sami.
Jeden z krytyków porównuje gradaptację do "Bitwy o Ziemię", scjentologicznej propagandy Johna Travolty (2,4/10 na IMDB, 3% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes). Na bieżącą chwilę mamy pięć recenzji. Zacznijmy od pozytywnych:
"Nazwać film pokroju Warcrafta 'najlepszym filmem na podstawie gry wideo w historii' jest pochwałą tak słabą, że brzmi jak obelga, ale film zasługuje na słabe pochwały. Nie zapomnicie o Władcy pierścieni, ale przypomni wam się Willow" - czytamy w jednej z recenzji.
"Warcraft jako film naprawdę potrzebował jeszcze jednej godziny, żeby sprawić, że uwierzymy, że ten bardzo dopracowany świat fantasy jest pełen życia. Żebyśmy poznali parę szczegółów, które niekoniecznie będą ważne później. Żeby postaci mogły rozmawiać ze sobą o czymś innym niż o fabule przez więcej czasu, niż w jednej jedynej scenie" - czytamy dalej w tym samym tekście.
"Ciągle czekamy na wspaniały film na podstawie gry. Może nigdy się nie doczekamy, ale film pokroju Warcrafta każe nam myśleć, że przynajmniej zmierzamy w dobrym kierunku. To szczera próba ukazania największych zalet materiału źródłowego w innym medium" - dodaje autor, William Bibbiani z serwisu Crave Online.
"Rzemiosło jest ważniejsze niż wojna, postaci znajdują się tu w centrum pierwszego planu, a częściowo cyfrowi bohaterowie okazują się najbardziej pamiętni. Mają serce. Dla nieobeznanych z uniwersum dwugodzinne doświadczenie mogło być bardziej zwięzłe, ale i tak nie męczy. Co nie znaczy, że angażuje cały czas - pisze autor drugiej recenzji.
"Jeśli nie czujesz jeszcze zainteresowania poważną mitologią tego świata, zdarzy się, że poczujesz czysty camp, jeśli nie nudę. Albo i to, i to, gdy na przykład niewymieniona w napisach Glenn Close zacznie rzucać z wysoka oczywistości na temat ciemności i światła. W porównaniu do usypiającej trylogii Hobbita, ta międzynarodowa produkcja to żwawa, lekka podróż" - komentuje Sheri Linden z Hollywood Reportera.
Jak widać, zachwyt jest raczej powściągliwy, a negatywnych głosów jest niestety więcej: "Wyobraźcie sobie pozbawioną energii wersję Bitwy o Ziemię bez krzty energii, a zobaczycie Warcrafta, ciągnącą się w nieskończoność, męczącą przygodę w realiach fantasy, pozbawiony frajdy bubel, który nie bawi nawet niezamierzenie".
"Krytycy rzucają linijkami w stylu "bezduszne, korporacyjne filmoróbstwo" na prawo i lewo, ale Warcraft jest definicją czegoś takiego. Mamy tu sporo biegania i wrzeszczenia i knucia i jeżdżenia-gdzieś-żeby-coś-zdobyć, ale nic nie jest szczególnie ciekawe. Jak przy większości growych adaptacji, fani będą bez wątpienia czuli, że woleliby kontrolować akcję" - czytamy w kolejnym tekście na temat Warcrafta.
"Warcraft obiecuje (lub grozi perspektywą) kontynuacje, ale podobnie czcze deklaracje składał film Super Mario Bros. A skoro o tym mowa: gdyby miano mnie zmusić do obejrzenia któregoś z tych filmów po raz drugi, pewnie zagłosowałbym na hydraulików" - dodaje Alonso Duralde z serwisu The Wrap.
"Hollywoodzki zwyczaj przekształcania kultowych gier w nieoglądalne filmy trwa nadal. Prawdziwy konflikt w filmie tkwi w dylematach twórców filmu, którzy próbują opowiedzieć pełną serca historię i walczą z nieodłączną śmiesznością uniwersum, które przekładają na ekran - twierdzi Geoff Berkshire z Variety.
"I tu tkwi właśnie źródło problemów Warcrafta: to nieustannie poważny film, który nigdy nie zdaje sobie sprawy, ile kiczu tkwi tu w każdej postaci, w każdym konflikcie i w każdej krainie. Wizualnie Warcraft celuje w świeżość i zachwyt, ale efekt to przestarzała tandeta" - dodaje autor recenzji.
"Trójwymiarowa przygoda spod znaku magii i miecza, w której komputerowa grafika i kreskówkowa akcja powinny przekonać do siebie graczy i miłośników gatunku, choć nędzne dramaty mogą odrzucić szerszą publikę i ograniczyć szanse Warcrafta na stanie się udaną serią filmów" - pisze autor kolejnego tekstu, John Hazelton ze ScreenDaily.
"Film bardzo długo buduje dramatyzm i ciągle poprzetykany jest zbędnymi elementami fabuły, które być może mają sugerować potencjalne kontynuacje. Film jest nieprzekonywujący i boleśnie typowy. Nawet nie porównuje się do dramatycznego ciężaru Władcy pierścieni czy sprośności i przemocy Gry o Tron" - dodaje recenzent.
Szczególnego zachwytu nie wzbudziły tu też kreacje - nawet wybijający się ponad resztę Medivh jest uznawany za "przeciętnego". Czekamy na dalsze recenzje, ale początki nie budzą wielkich nadziei.