Esport – success story od kuchni

​W mediach branżowych czytamy raporty i wykresy, które pokazują, że sporty elektroniczne to jedna z najszybciej rozwijających się gałęzi biznesu rozrywkowego na świecie. Wyspecjalizowane portale śledzą gamingowe współzawodnictwo, media społecznościowe z rosnącą lawinowo rzeszą fanów kreują nowe gwiazdy, koncerny inwestują w nowy biznes i zarabiają miliony.

O tym, czym jest esport na co dzień i jak wygląda życie esportowców, opowiada Mariusz 'Loord' Cybulski, trener drużyny Team Kinguin wyspecjalizowanej i odnoszącej na świecie sukcesy w grze Counter Strike: Global Offensive.

Dlaczego nie wszyscy traktują esport na równi z tradycyjnymi dyscyplinami sportowymi?

To problem tak stary, jak historia turniejowego współzawodnictwa. Kiedyś wspinaczka po skalnej ścianie czy surfing nie były uznawane za pełnoprawne dyscypliny sportowe. Tymczasem zawodników startujących w tych kategoriach zobaczymy na najbliższych letnich igrzyskach olimpijskich.

Reklama

Problem z poważnym traktowaniem sportów elektronicznych tkwi w stereotypach, często zakorzenionych w starszych pokoleniach. Nasza cywilizacja, w tym rozrywka i sport, niezwykle szybko ewoluują. Zawdzięczamy to rozwojowi komunikacji, czy też telekomunikacji. Nowinki szybciej się rozchodzą, zyskują popularność. A gry komputerowe i towarzyszące im na globalną skalę współzawodnictwo to zjawiska, które przodują wśród najszybciej zdobywających fanów. Osoby, które pamiętają czasy bez komputerów i wieczory spędzane przy brydżu, nie zawsze są w stanie to pojąć. No bo, odkładając na bok konserwatywne przekonania, zapytajmy, czym różni się wyścig po zwycięstwo drużyny siatkarzy i drużyny potykającej się na polu gry za pomocą komputerów. Talent, refleks, doświadczenie poparte żmudnymi treningami oraz potrzeba opracowania taktyki łączy jednych i drugich. Jeśli ktoś powie, że siedzenie przed komputerem szkodzi zdrowiu, zapytam, czy tak nie dzieje się z dźwiganiem ciężarów, czy też innymi sportami siłowymi. Umiejętności związane z refleksem i podejmowaniem decyzji sprawiają, że najczęściej pilotów samolotów rekrutuje się spośród zdeklarowanych gamerów.

Czy tradycjonaliści chcą tego, czy nie, również sposób funkcjonowania rozgrywek w sportach elektronicznych opiera się na wzorcach zaczerpniętych ze starych dyscyplin. Drużyny w każdym przypadku wymagają przygotowania i niezbędnej infrastruktury. Treningi zapewniające im obecność w światowej czołówce oznaczają zawodowe oddanie się grze. Potrzebni są trenerzy, taktycy, specjaliści od wsparcia psychologicznego oraz żmudny, wielogodzinny trening 7 dni w tygodniu. To oznacza, że, tak jak piłkarze czy skoczkowie narciarscy, mistrzowie gier wideo stają się zawodowcami. W związku z tym, nie ma też rewolucji w organizacji turniejów. Zawodowe drużyny walczą ze sobą na mistrzostwach dedykowanych grom takim jak "Counter Strike: Global Offensive" czy "Dota". Właściwe rozgrywki poprzedzają eliminacje. Zakwalifikowanie się na tzw. Minorze daje szanse awansu do Majora. Turnieje odbywają się w systemie krajowym, kontynentalnym, a na końcu światowym. Czasami losuje się drużynę przeciwną, czasami gra się w systemie play-off (każdy z każdym). Potem mamy ćwierćfinał, półfinał i finałowy mecz o pierwsze miejsce w turnieju. Tak, jak np. w boksie, czy footballu amerykańskim mamy ligi i federacje, o których nagrody rywalizują gracze. Za nimi stoją sponsorzy fundujący nagrody, dbają o medialne dotarcie do fanów, którzy w tym przypadku, dzięki wciąż rosnącemu dostępowi do sieci, korzystają z takich kanałów jak Twitch, Youtube czy Facebook. I w zasadzie tutaj także nie ma rewolucji. W starożytności podczas igrzysk olimpijskich specjalni urzędnicy, agnoteci czuwali nad organizacją igrzysk, pozyskiwaniem i przyznawaniem nagród.

Kiedy zaczął się poważny esport?

Historycy sportów elektronicznych przyjmują za pionierskie esportowe zawody batalie użytkowników pierwszych elektronicznych "automatów" do gry, ale już w roku 1972 studenci Stanford University stanęli w szranki grając w pierwszą grę komputerową: "Spacewar". Zwycięzca otrzymał w nagrodę roczną prenumeratę muzycznego magazynu "The Rolling Stone". W roku 1980 odnotowujemy turniej dla graczy w "Space Invaders" - pierwszy, w który zaangażował się liczący się sponsor. Firma Atari zawdzięcza popularyzacji gry kilkukrotny wzrost sprzedaży swoich produktów.

Kiedy nastała era komputerów osobistych, przełom przyniósł moment, w którym powszechny stał się dostęp do internetu. Umożliwiło to grającym komunikację i współzawodnictwo na odległość, w sieci. Miłośnicy grania ze sobą lub też przeciwko sobie szybko zdali sobie sprawę, jakie emocje przynosi taka rywalizacja. Nie trzeba było długo czekać na pojawienie się fanów, którzy dzięki internetowi mogli oglądać na żywo lub zarejestrowane mecze - dziś robią to na takich kanałach jak Twitch czy Youtube. Graczy i ich fanów zaczęło przybywać lawinowo w latach dziewięćdziesiątych. Nie umknęło to uwadze producentów, którzy zaczęli tworzyć gry zaprojektowane do potyczek między graczami, a nie jedynie sparingów z komputerem. Popularność zaczęły zdobywać takie tytuły, jak "Doom" czy "Quake". Pojawiły się pierwsze organizacje: Professional Gamers League czy Cyberathlete Professional League, które na wzór sportowych lig zaczęły organizować turnieje. Dzisiaj to sektor rozrywki, który może niekiedy wprawiać w zakłopotanie tradycyjnych działaczy sportowych z niedowierzaniem patrzących na sporty elektroniczne. Fakty potwierdzone liczbami są nieubłagane. W sezonie 2016-2017 "League of Legends World Finals" obejrzało 70 mln widzów, a "NBA Finals" - 25 mln[1]. Nie możemy zatem ignorować esportu, który stał się stałym elementem naszej kultury i stale zdobywa nowych entuzjastów.

A jak Ty trafiłeś do esportu?

Moja przygoda z esportem zaczęła się w roku 2001. Pierwsze turnieje w Polsce były organizowane z dużo mniejszym rozmachem, nagrodami były myszki, klawiatury czy inny sprzęt komputerowy.  Zacząłem grać w "Counter Strike" dla przyjemności, hobbystycznie. Z każdym dniem coraz bardziej się angażowałem, oglądałem filmy z przebiegiem imprez esportowych i w pewnym momencie stwierdziłem, że chciałbym sam zagrać z najlepszymi. Zanim prezentowałem poziom, który mi na to pozwolił, minęło kilka lat doskonalenia swoich umiejętności. Z drużyną Pentagram G-Shock wziąłem udział w licznych krajowych turniejach, które pozwoliły mi zdobyć doświadczenie niezbędne do zrealizowania mojego marzenia - wystąpienia z drużyną na arenie międzynarodowej.

Mój pierwszy międzynarodowy turniej rozegrałem w roku 2005 roku podczas mistrzostw świata Electronic Sports World Cup w Paryżu. Widowisko zrobiło na mnie niesamowite wrażenie i już wtedy wiedziałem, że to gra stanowi treść mojego zawodowego życia. Przez kilka kolejnych lat razem z drużyną, która zmieniała nazwę, ale skład zostawał prawie niezmienny, wygraliśmy 7 turniejów liczących się w klasyfikacji światowej. Trzy razy byliśmy mistrzami World Cyber Games, dwa razy Electronic Sports World Cup i dwa razy Intel Extreme Masters. W roku 2015 przeszedłem na emeryturę jako zawodowy gracz i zostałem trenerem drużyny Team Kinguin. Postanowiłem skupić się na przekazaniu swojego doświadczenia młodszym graczom, którzy kontynuują sukcesy polskich dywizji, w których grałem. Największym wyróżnieniem, które osiągnąłem jako trener, jest zajęcie 2. na mistrzostwach świata World Electronic Sport Games w roku 2017 w "Counter Strike: Global Offensive" przez prowadzonych przeze mnie zawodników Team Kinguin. Nagrodą dla naszej drużyny było 400 000 USD.

Jak wygląda zwykły dzień pracy esportowego trenera drużyny odnoszącej światowe sukcesy?

Jak w przypadku każdego trenera drużyny, moim życiem rządzi harmonogram rozgrywek i turniejów. Oczywiście inaczej pracuję z zawodnikami przed zawodami, inaczej po ich zakończeniu. Jak w sportach tradycyjnych, pierwszą zasadniczą sprawą jest utrzymanie formy. Gry wideo wymagają od zawodników refleksu, umiejętność planowania swoich posunięć, przewidywania ruchów przeciwnika i przede wszystkim działania kolektywnego, planowego dzielenia między siebie różnych zadań, które mają zapewnić zwycięstwo drużynie. W przypadku gry "Counter Strike: Global Offensive" poruszamy się po tzw. mapach, wirtualnych terenach, na których grupy zawodników mierzą się ze sobą za pomocą oręża, sterowanego za pomocą komputerowej klawiatury i myszki. Prawie wszyscy, kiedyś grali w taką grę. Nie wszyscy jednak wiedzą, że bycie w czołówce najlepszych na świecie oznacza wiele lat bardzo, bardzo ciężkiej pracy.

Dzięki dostępowi do sieci zawodowi gracze mogą mierzyć się z amatorami, mogą też spotykać innych zawodowych graczy. Na specjalnych platformach często robimy sobie ustawki naszego teamu z innymi chętnymi. I tak bez końca. Zawsze przed takim treningiem należy się rozgrzać, przyzwyczaić rękę do myszy i klawiatury. Mapę i teren należy znać na pamięć. Na trening poświęcamy średnio 6 godzin na dobę przez 6 dni w tygodniu, a czasami nawet więcej. Intensywność takich przygotowań wrasta przed zawodami. Szczególnie ważne są wówczas bootcampy, odpowiedniki zgrupowań drużyny przed rozgrywkami. Zwykle trwają kilka dni. Wówczas jesteśmy razem 24 godziny na dobę. Gramy, jemy, odpoczywamy, chodzimy pobiegać, rozmawiamy. Kiedy wiemy, z którymi drużynami będziemy grać, oglądamy na Youtube filmy, tzw. gameplay’e, czyli zarejestrowane mecze. Mamy wówczas szanse rozpoznać ich taktykę oraz strategiczne upodobania konkretnych zawodników. Wracamy także do meczy, w których nie udało nam się odnieść zwycięstwa. Analizujemy nasze błędy i staramy się wyciągać wnioski na przyszłość. Razem przygotowujemy taktykę i koncepcję zwycięstwa. Niezwykle ważne są w tym przypadku gaming house’y - specjalnie przygotowane obiekty, w których cała infrastruktura podporządkowana jest podnoszeniu umiejętności graczy. W tym roku otwarty zostanie Kinguin Esports Performance Center. W trzypiętrowym budynku znajdować się będą wyposażone w komputery sale treningowe, sale do wypoczynku, a także profesjonalne studio nagrań, czy siłownia. Jak w przypadku sportów tradycyjnych, esportowcy zostaną wyposażeni tam w niezbędne udogodnienia, które pozwolą im zbliżać się do zwycięstwa.

Jak zostać zawodowym zawodnikiem, który jeździ po świecie i bierze udział w zawodach?

Tak, jak w każdej innej dziedzinie życia, jeśli chcesz być w czymś dobrym, musisz poświęcić na to ogrom czasu i pracy. Na twoje miejsce jest wielu innych kandydatów, więc ci którzy pracują najwięcej, w końcu osiągną swój cel. To jest proces wymagający masy wyrzeczeń, poświęcenia, motywacji w dążeniu do celów i umiejętności radzenia sobie z porażką. Trzeba pamiętać o tym, że indywidualna praca to tylko jeden z aspektów gry, ponieważ na turnieje jeździ się drużynami pięcioosobowymi. Ważne jest, żeby znaleźć się w gronie równie silnie zmotywowanych fighterów. W dzisiejszych czasach profesjonalne organizacje esportowe ułatwiają dostęp nieustępliwym graczom do sparingów z zawodowymi graczami i drużynami. Dzięki internetowi i specjalnym platformom ułatwiającym współzawodnictwo szybko można wyłowić talenty, a do poważnej gry wchodzą tylko najlepsi.

Jak będzie wyglądał esport w przyszłości?

Esport rozwija się w bardzo szybkim tempie, zyskuje co roku coraz więcej fanów liczonych na świecie w milionach, w branżę inwestują coraz częściej firmy nie związane z gamingiem. Czy chcą tego sceptycy, czy nie - sporty elektroniczne to część naszej kultury. Młode pokolenia niebawem nie będą sobie wyobrażały życia bez nich. Podobnie było kiedyś z rock’n’rollem. Tradycjonaliści uważali go za szkodliwy, przejściowy epizod. Dzisiaj wiemy, że w połączeniu z rozwojem mediów był punktem zwrotnym w rozwoju naszej cywilizacji.

Artykuł jest listem do redakcji. Z Mariuszem Loordem Cybulskim rozmawiał Bartłomiej Bełc.

materiały źródłowe
Dowiedz się więcej na temat: esport | e-sport
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy