W skrócie
- Branża gier wielokrotnie wprowadzała graczy w błąd, obiecując rewolucje, które ostatecznie kończyły się rozczarowaniem.
- Najgłośniejsze afery dotyczą gier takich jak No Man’s Sky, Cyberpunk 2077, czy Watch Dogs, które nie spełniły zapowiedzi marketingowych.
- Wydawcy wykorzystują medialny szum i preordery, a konsumenci wciąż ulegają pokusie zakupu przed premierą.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Pamiętacie to uczucie? Oglądacie zwiastun, serce przyspiesza, wyobraźnia galopuje. Już widzicie siebie w tym świecie, przeżywacie te przygody, czujecie tę rewolucję. Składacie zamówienie przedpremierowe, odliczacie dni. A potem włączacie grę i… rozczarowanie. Gdzie te wszystkie obietnice?
Branża gier wideo ma długą i, powiedzmy sobie szczerze, mało chlubną historię robienia nas w konia. I nie mówimy tu o drobnych przesadach czy artystycznych wizjach. Mówimy o cynicznym wciskaniu kitu, o fałszowanych materiałach, które nie miały nic wspólnego z prawdą, i o obietnicach, z których twórcy śmiali się już w momencie ich składania. Mówimy o sytuacjach, w których deweloperzy wiedzieli, że kłamią, ale i tak brali nasze pieniądze bez zająknięcia.
Przypomnijmy sobie największe wtopy.
No Man's Sky - kosmiczne kłamstwo roku
Sierpień 2016. Sean Murray stoi przed kamerami i z błyskiem w oku opowiada o nieskończonym wszechświecie, w którym spotkamy innych graczy i będziemy przeżywać niesamowite przygody. Rzeczywistość uderzyła w nas zaraz po premierze.
Gra była pusta jak przestrzeń kosmiczna, którą symulowała. Obiecany multiplayer? Nie istniał. Różnorodność planet? Kilka szablonów z losowymi kolorami. Epickie bitwy kosmiczne? Zapomnijcie. Hello Games sprzedało nam marzenie, a dostarczyło demo technologiczne w cenie pełnoprawnej gry. Internet eksplodował, gracze żądali zwrotów, a Murray zniknął z mediów na miesiące.
Paradoksalnie... ta historia ma dobre zakończenie - studio przez lata darmowych aktualizacji faktycznie dodało większość obiecanych funkcji. Ale to nie zmienia faktu, że w dniu premiery dostaliśmy produkt zupełnie inny od tego, za który zapłaciliśmy. Co gorsza, twórcy stworzyli niebezpieczny precedens: możesz wcisnąć ludziom bubel na premierze, bylebyś potem przez lata pokutował i naprawiał grę za darmo.
Cyberpunk 2077 - bugpunk z Night City
Gdy CD Projekt RED - studio, którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać (a jeśli trzeba, tak, to ci od Wiedźmina) - zapowiedziało Cyberpunka 2077, oczekiwania wystrzeliły w kosmos. Wszyscy byliśmy niesamowicie nakręceni. Przez lata bombardowano nas zwiastunami pokazującymi żywe, tętniące życiem Night City i zaawansowane mechaniki. Rzeczywistość okazała się znacznie mniej błyszcząca.
Premiera w grudniu 2020 roku to jedna z największych katastrof w historii branży. Wersje na stare konsole (PS4, Xbox One) działały tak koszmarnie, że Sony usunęło grę z PlayStation Store - czegoś takiego po prostu jeszcze nie było przy tak wielkiej produkcji. Ale to nie tylko kwestia błędów. Wiele obiecanych mechanik, jak zaawansowana sztuczna inteligencja czy dynamiczny świat, okazało się iluzją lub zostały z nich nędzne resztki.
"Redzi" pokazywali na targach E3 specjalnie przygotowane demo, które niewiele miało wspólnego z finalną grą. Recenzenci dostawali kopie tylko na PC, aby nie zwracać uwagi na fatalny stan wersji konsolowych. To była manipulacja na masową skalę, która kosztowała studio miliardy złotych i zniszczyła reputację budowaną latami.
Aliens: Colonial Marines - kiedy Sega zgasiła światło
Pamiętacie ten niewiarygodny zwiastun z E3 2012? Klaustrofobiczne korytarze, inteligentni Obcy, atmosfera rodem z filmów? Gearbox Software i Sega obiecywali grę o Obcych z prawdziwego zdarzenia.
Premiera w lutym 2013 roku była wprost szokująca. Gra wyglądała jak z poprzedniej generacji, sztuczna inteligencja wołała o pomstę do nieba, a Obcy zachowywali się jak zepsute roboty. A najgorsze było to, że pokazywane materiały były fałszywką, zaś samo Gearbox zlecało prace innym studiom, aby skupić się na Borderlands 2.
Gracze poczuli się oszukani na tyle, że sprawa trafiła do sądu w formie pozwu zbiorowego przeciwko Sedze i Gearboxowi (ostatecznie na ugodę poszła tylko Sega, Gearbox się wywinął).
Watch Dogs i graficzny downgrade
W 2012 roku Ubisoft pokazał Watch Dogs z grafiką, która wyglądała jak nowa generacja. Światła odbijały się w kałużach, Chicago żyło własnym życiem. Internet oszalał. To miał być hit na nowe konsole.
A potem nadszedł rok 2014 i czar prysł. Gra wyglądała wyraźnie gorzej. Gracze na PC odkryli w plikach gry ukryte opcje graficzne, które przywracały część efektów z wczesnych pokazów. Wyglądało więc na to, że był to celowy zabieg, by zrównać wersje konsolowe i pecetowe.
Ubisoft początkowo zaprzeczał, potem przyznawał się półsłówkami, wreszcie milczał. Oszustwo wyszło na jaw, ale mleko się rozlało. Schemat jest prosty: pokazujesz cuda, generujesz szum, zbierasz zamówienia przedpremierowe, a na końcu dostarczasz coś, co ledwo działa.
Anthem - BioWare obiecuje, EA dostarcza
BioWare to legendarne studio, które dało nam między innymi serię Mass Effect. Gdy zapowiedziało Anthem, mówiło o niej jak o grze przyszłości. Latanie w zbrojach rodem z Iron Mana, epickie bitwy, wciągająca fabuła. EA przedstawiało grę jako swoją odpowiedź na popularne strzelanki sieciowe w stylu Destiny - tylko większą, lepszą i z fabułą.
Premiera w lutym 2019 roku to była katastrofa. Gra miała może z dziesięć godzin zawartości, fabuła była płytka, a błędy techniczne dosłownie wyłączały konsole. Okazało się później, że większość efektownych pokazów to była atrapa gry stworzona specjalnie na targi E3, a prawdziwa produkcja powstawała w chaosie.
Co gorsza, śledztwo dziennikarskie Kotaku (autorstwa Jasona Schreiera, gościa, który jest postrachem branży i wyciąga na jaw największe brudy deweloperów) ujawniło, że BioWare wiedziało o problemach, ale EA naciskało na premierę. Projekt Anthem porzucono po niecałych dwóch latach. Gracze zapłacili pełną cenę za demo, a studio po prostu wzruszyło ramionami.
Fable - Molyneux obiecuje… wszystko
Peter Molyneux to legenda branży, ale też, niestety, patron wszystkich marketingowych bajerantów. Jego zapowiedzi pierwszej gry z serii Fable brzmiały jak science fiction: każda nasza decyzja będzie miała konsekwencje, drzewa będą rosły w czasie rzeczywistym, będziesz mógł założyć rodzinę, kupić każdy dom...
Fable okazał się dobrą grą akcji z elementami RPG, ale większość tych obietnic nigdy się nie spełniła. Molyneux kontynuował ten schemat przez całą karierę (pamięta ktoś jeszcze eksperyment z kostką w Godusie?). To nie była cyniczna manipulacja w stylu No Man's Sky, a raczej szalony entuzjazm twórcy, który sam chyba wierzył we własne wizje. Ale efekt był ten sam: wielkie rozczarowanie.
Co to mówi o branży i o nas?
Wszystkie te historie łączy jedno: chciwość wydawców i zimna kalkulacja marketingowa. Wydawcy wiedzą, że szum medialny sprzedaje, a zamówienia przedpremierowe (preordery) generują zysk, zanim ktokolwiek włączy grę. System recenzji jest często zaburzony przez embarga i selektywny dobór recenzentów. A my, gracze? Wciąż się na to łapiemy, jak pelikany.
Każda z tych afer powinna być dla nas lekcją ostrożności. Żeby nie kupować gier przed premierą. Żeby czekać na prawdziwe recenzje. Ale cykl się powtarza, bo nadzieja na hit jest silniejsza niż rozsądek.
Może najsmutniejsze jest to, że niektóre z tych gier - jak No Man's Sky i Cyberpunk - po latach łatania stały się w końcu przyzwoitymi tytułami. Ale my płacimy pełną cenę za obietnicę, a nie za potencjał. A jeśli na premierę dostajemy bubel, to jest po prostu oszustwo za pełną cenę.
Czy branża zmądrzała?
Branża powoli się uczy. Pojawiają się przepisy chroniące konsumentów, a platformy cyfrowe ułatwiają zwroty. Media częściej weryfikują zapowiedzi. Ale problem leży głębiej: dopóki preordery będą się opłacać, dopóty wydawcy będą nas kusić mniejszymi lub większymi oszustwami.
Jako gracze mamy jednak wybór. Możemy nadal dać się porwać szumowi medialnemu, wierzyć każdemu zwiastunowi, kupować w ciemno. Albo możemy być mądrzejsi, czekać na premierę, słuchać opinii zwykłych ludzi, a nie tylko wybranych influencerów. I głosować portfelem.
Bo prawda jest taka: te kłamstwa działają tylko dlatego, że my na nie pozwalamy. Każdy skandal powinien nas uczyć, ale jakoś wciąż przychodzi kolejna wielka zapowiedź i znowu chcemy wierzyć.
A więc może następnym razem będzie inaczej? Taa, jasne. Do zobaczenia przy następnej premierowej katastrofie!












