Rise of the Tomb Raider - atrakcyjna pani archeolog kontra reszta świata

Lara Croft - królowa gier wideo i ikona popkultury powraca w najnowszej odsłonie swoich przygód - Rise of the Tomb Raider. My już ją skończyliśmy. Czy najlepsza gra z całej serii?

Na początek mamy dla was dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że od 13 listopada w sklepach znajdziecie nowe przygody Lary Croft. Zła natomiast, że na razie zagrają w nią jedynie posiadacze Xboksa One i Xboksa 360. Rise of the Tomb Raider jest tak zwanym "czasowo ograniczoną grą na wyłączność". Co to oznacza? Gdzieś w 2016 roku doczekamy się wersji na komputery i platformę PlayStation. Teraz Lara gości tylko na Xboksach. Co istotne, poniższa recenzja dotyczy wersji na konsolę Xbox One, nie mieliśmy możliwości sprawdzić wersji na konsolę Xbox 360.

Reklama

Lara kontra Indiana Jones

Poprzednik recenzowanej gry, Tomb Raider z 2013 roku, był bardzo udanym odświeżeniem ("rebootem" - jak mawia się w branży) serii oraz legendarnej w latach 90. bohaterki. Akcję Rise of the Tomb Raider osadzono niedługo po wydarzeniach z "jedynki". Lara Croft podąża śladami swojego ojca, poszukując artefaktu o nazwie Boskie Źródło. Ojciec Lary zapłacił za swoją obsesję związaną z tym mistycznym przedmiotem własnym życiem, jego córka chce udowodnić światu, że miał on rację, a Boskie Źródło rzeczywiście istnieje. Wszystkie ślady prowadzą młodą pannę archeolog do Syberii i rosyjskich legend o królestwie Kitież.

Kilka wątków fabuły nowego Tomb Raidera żywcem przypomina film "Indiana Jones i Ostatnia Krucjata", może nawet za bardzo. Z drugiej strony - w tego typu grach liczy się akcja i przygoda, a tej nie brakuje. Rise of the Tomb Raider, podobnie jak odsłona sprzed dwóch lat, to bardzo udane połączenie elementów eksploracji, walki wręcz, strzelania, prostych zagadek (chociaż kilka bardziej skomplikowanych też się znajdzie) oraz zbierania przedmiotów, z których Lara może zbudować (dosłownie) nowe bronie. Chociaż przerabialiśmy ten schemat wielokrotnie, nadal sprawdza się praktycznie bez zarzutów, także i w tym przypadku.

Lara kontra Nathan Drake

Pisząc o Larze Croft w dzisiejszych czasach nie można nie wspomnieć o innym poszukiwaczu przygód, Nathanie Drake’u z serii gier Uncharted (seria wyłącznie na konsole PlayStation). Zapewne niektórzy chcieliby odpowiedzi na pytanie: Która gra jest lepsza? Nie znajdziecie tutaj takiej odpowiedzi. Nowe Tomb Raidery czerpią garściami z Uncharted, dodając trochę własnych pomysłów. Lara w takiej formie nie jest ani gorsza, ani lepsza od Drake’a. Skupmy się zatem na innych aspektach Rise of the Tomb Raider. Co wypadło najlepiej, a do czego można się doczepić?

W nowym Tomb Raiderze nie brakuje momentów zapierających przysłowiowy dech w piersi, scen, w których wchodzimy do ukrytego pod taflą lodu grobowca, przedzieramy się przez zalane kopanie lub próbujemy otworzyć zamknięte wieki temu wrota zapomnianej świątyni. Te fragmenty na długo zapadną w pamięci tym, którzy przejdą nowego Tomb Raidera. Nie brakuje jednak bardziej typowych dla tego typu gatunku fragmentów - sekcji strzelanych, skradania lub zbierania dziesiątków artefaktów. Momentami robi się zatem schematyczne, ale przede wszystkim jest to powtórka z ostatniej części - wersja z 2015 roku zbytnio przypomina tę sprzed dwóch lat.

Po kilku godzinach czuć to nazbyt wyraźnie. Dodatkowo, z czysto technicznego punktu widzenia, nie brakuje momentów, w których spada liczba klatek na sekundę. Generalnie widać, że twórcy musieli zdążyć na listopadową premierę i nie było czasu, aby dopieścić absolutnie wszystko. Ale bez obaw, w tym grobowców nie znajdziemy ani jednej gigantycznej, psującej zabawę wady. Zaliczenie głównego wątku fabularnego zajmie między 12 a 14 godzin, potem pozostaje eksploracja grobowców, zbieranie dziesiątek artefaktów i reliktów. Spokojnie ponad 20 godzin zabawy.

Lara kontra legenda Lary

W polskiej wersji językowej nowego Tomb Raidera głosu Larze znowu udzieliła Karolina Gorczyca, wywiązując się dobrze ze swojej roli, podobnie jak pozostała obsada. Bardziej zawodzi polskie tłumaczenie, momentami dość kulawe - ale to szczegóły, wersję polską można zresztą w dowolnym momencie zmienić na angielską i podziwiać melodyczny, brytyjski akcent panny Croft. O ile polska aktora udźwignęła legendę Lary, tak sam Rise of the Tomb Raider już nie do końca. Bądźmy szczerzy - to nadal doskonała gra, świetna odpowiedź na Uncharted i bardzo dobra "przygodówka akcji". Nie ma natomiast mowy o powtórce z kultowego i rewolucyjnego Tomb Raidera z 1996 roku.

Z drugiej jednak strony, takie odkrycia jak tamta legendarna cześć zdarza się archeologom (czyt. twórcom gier) raz w życiu, zatem nie ma co narzekać, lepiej pakujcie plecak i ruszajcie z Larą na poszukiwania Boskiego Źródła.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rise of the Tomb Raider
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy